Ks. Drzewiecki: w papieskim przesłaniu najmocniej zabrzmiała troska o ubogich i walka
z zakorzenioną korupcją
Spotkanie z młodzieżą i Msza, w której mimo ulewnego deszczu wzięło udział ponad 6
mln wiernych – to główne wydarzenia przedostatniego dnia papieskiej wizyty na Filipinach.
„Wspaniałe jest to, że mimo wielu wysiłków podejmowanych przez władze, by ukryć ubóstwo
i codzienne problemy, właśnie biedni i odrzuceni znaleźli w papieskiej pielgrzymce
centralne miejsce” – podkreśla pracujący w tym wyspiarskim kraju ks. Dariusz Drzewiecki
MIC.
Po wysłuchaniu świadectw młodzieży Franciszek odłożył na bok przygotowane
kartki i zaczął spontanicznie komentować to, co usłyszał. Był tym
wyraźnie poruszony…
- Dla nas wszystkich najbardziej wzruszającym
momentem, a zarazem ikoną dzisiejszego dnia była chwila, gdy Glyzelle Palomar zadając
pytanie się rozpłakała i wtuliła w Papieża. Wiele osób podkreśla, że być może niewiele
zapamiętamy z tego, co Papież powiedział, ale będziemy pamiętać, jak się zachował.
Wskazuje się, że głoszone przesłanie jest tak mocne, ponieważ jest głęboko zintegrowane
z jego postawą. Jedna z osób wręcz mi powiedziała, że czuła się tak, jakby to ona
ze swymi wszystkimi problemami wtulała się w Ojca Świętego, który tak czule przygarnął
właśnie te dzieci ulicy.
I to jest też w tej podróży niesamowite, że mimo
różnego rodzaju wysiłków podejmowanych przez stronę rządową, by ukazać tylko piękne
oblicze Filipin i samej Manili, jednak ci biedni i odrzuceni zostali wydobyci na światło
dziennie i znaleźli w niej centralne miejsce. Warto przypomnieć, że uniwersytet, gdzie
odbywało się dzisiejsze spotkanie, należy do najbardziej prestiżowych na całych Filipinach,
a co za tym idzie jest uczelnią, na której płaci się bardzo wysokie czesne. Ponad
70 proc. Filipińczyków, którym marzy się dalsza nauka, na to po prostu nie stać. I
właśnie w tym miejscu tak mocno został wyeksponowany dramat dzieci ulicy.
Wszyscy
podkreślają, że Ojciec Święty pytany o problem cierpienia dzieci, nie moralizował
i nie odwoływał się do pięknych filozofii, tylko zachęcił do łez i współczucia. Jest
to bardzo proste przesłanie, ale zarazem bardzo potrzebne. Wielu z nas – Filipińczyków,
księży, misjonarzy, ludzi Kościoła i polityków – przyzwyczaiło się do tego, że bieda
po prostu jest. Brakuje współczucia i łez, by pochylić się nad tak wieloma zapomnianymi
osobami jak Glyzelle – odrzuconymi, wykorzystywanymi.
Dla Filipińczyków bardzo
ważne są gesty; one mocniej przemawiają niż słowa. Podkreśla się tutaj, że ta wykorzystywana
dziewczynka mogła w poczuciu bezpieczeństwa wtulić się w ramiona ojca i był to dla
niej moment nie tylko ukojenia, ale i uzdrowienia. Tak poczuły się dziś tysiące Filipińczyków.
Papież uczy tej spójności słów i życia. On zauważa problem, np. słyszy, że ktoś zginął.
Zachęca do modlitwy, ale i spotyka się z ojcem tragicznie zmarłej wolontariuszki.
To nie jest polityk, który przyjechał się pokazać i zależy mu na tym, by wszystko
pięknie wypadło. Franciszek całym sobą pokazuje nam, jak rzeczywiście powinien zachowywać
się pasterz. Ojciec, który nie boi się być ze swymi dziećmi także w trudnych sytuacjach,
tak jak w sobotę w Tacloban, wśród ocalonych z tajfunu. Albo tak jak dzisiaj wobec
ofiar tego niesprawiedliwego systemu społeczno-politycznego, który tu panuje. To jest
właśnie niesamowite, że tego Chrystusa, którego głosi Franciszek, można znaleźć bardzo
blisko w drugim, który cierpi, który jest odrzucony. I że z ran i biedy tych ludzi
możemy otrzymać katechezę dla samych siebie, dla naszej biedy, dla naszego egoizmu.
Wciąż powraca to, co Papież powiedział w pierwszych chwilach swej pielgrzymki na Filipiny:
w centrum przesłania Ewangelii są ubodzy; jeśli usunie się z niej ubogich, to traci
ona sens i misja Jezusa staje się w ogóle niezrozumiała.
Franciszek nieustannie
zachęcał Filipińczyków do przeprowadzenia rachunku sumienia z tego, jak
wygląda ich chrześcijaństwo….
- ...Pytał czy jesteśmy uczniami Jezusa,
czy też ochrzczonymi, ale poganami. Myślę, że to musi nas zmusić do refleksji. Jakby
nie było, 80 mln Filipińczyków to katolicy, a wokół ubóstwo, korupcja i wiele innej
biedy moralnej. Czyli coś z tym naszym chrześcijaństwem jest nie tak. Potrzebujemy
przemiany, radykalnego powrotu do Jezusa, do osobistego spotkania z Nim i przemiany.
Kościół na Filipinach przygotowuje się do 500-lecia ewangelizacji i myślę, że nauczanie
Franciszka może na tej drodze być fantastyczną pomocą i drogowskazem. Niestety zbyt
często zapominamy, że tylko Chrystus może nam dać taką energię i taki sposób posługiwania,
do jakiego zachęca Papież i jaki sam głosi.
Papież zachęcił do odnowy.
Skąd powinna się ona rozpocząć?
- Gdy chodzi o tę deklaratywność bycia
katolikiem, to warto zauważyć, że na Filipinach bardzo kuleje życie sakramentalne.
W naszym sanktuarium Bożego Miłosierdzia na Mindanao służymy głównie sakramentem pojednania.
I z doświadczenia mogę powiedzieć, że wielu ludzi całymi latami się nie spowiada.
Jest to wina księży, którzy nie spowiadają, słabej katechezy, albo zupełnego jej braku.
Sakramenty są zaniedbane, a z drugiej strony ludzie są przyzwyczajeni, że jak przychodzą
do kościoła to masowo przystępują do Komunii. Życie sakramentalne potrzebuje na Filipinach
gruntownej odnowy, musimy pomóc ludziom odkryć ich znaczenie. W tym kraju chrześcijaństwo
jest mocno splecione z zabobonami i lokalnymi wierzeniami. Stąd też często wiara nie
jest pogłębiona i sprowadza się np. do konieczności dotknięcia figury świętych. I
to jest ogromne wezwanie do nowej ewangelizacji. Papież podkreślił w tym kontekście,
że trudno oceniać wiarę tych ludzi, bo właśnie w takiej kulturze Ewangelia się zakorzeniła.
Franciszek wielokrotnie akcentował konieczność większej troski o rodzinę
i każde dziecko…
- To jest bieżący, szeroko dyskutowany temat. Rząd dąży
do tego, by każda rodzina mogła korzystać bezpłatnie z dostępu do antykoncepcji. To
ma być sposób walki z biedą. Z drugiej strony służba zdrowia nie jest bezpłatna. W
szpitalach dla najuboższych panują straszne warunki, na jednym łóżku leży po pięcioro
dzieci… Wiadomo, że za propagandą antykoncepcyjną stoją ogromne pieniądze i firmy,
które to propagują. Z drugiej strony zupełnie nie widać troski władz o te dzieci,
które już się urodziły i znalazły się np. na ulicy. Większym pożytkiem dla Filipin
byłoby wydanie pieniędzy przeznaczonych na finansowanie antykoncepcji na szpitale,
domy dziecka i szkoły. Podstawowa nauka niby jest bezpłatna, ale i tak wiele rodzin
nie stać na opłacenie obowiązkowych przyborów szkolnych czy wymaganych mundurków.
Ja osobiście bardzo się cieszę, że Papież kilkakrotnie upominał się o dzieci, że przypominał
o obowiązku troski o każde życie. Również w dzisiejszej homilii to tak mocno wybrzmiało,
że życie Jezusa też było zagrożone przez skorumpowanego króla Heroda. I miało to bardzo
mocną wymowę dla wszystkich, którzy śledzą to, co w ostatnim czasie dzieje się na
Filipinach.
Co dla Księdza było głównym przesłaniem pielgrzymki Franciszka
na Filipiny?
- Myślę, że najważniejszym motywem całej papieskiej podróży
jest troska o ubogich i walka z korupcją, która jest tu bardzo zakorzeniona. Papież
nawet dziś mówił o tym, że bardzo łatwo się zagubić choćby w świecie Internetu. Tu
narodowym sportem są walki kogutów, wiąże się to z hazardem, wielu ludzi jest od tego
uzależnionych: na grach tracą wszystkie pieniądze. Kolejne zniewolenie to alkohol.
W tym samym czasie tysiące ludzi umiera, bo nie mają co jeść. Tu trzeba naszej ogromnej
troski. To jest konkretna katecheza. Papież powiedział wyraźnie, że będziemy sądzeni
z tego, co uczyniliśmy dla najuboższych, odrzuconych. A oni w tym społeczeństwie są
na wyciągnięcie ręki praktycznie wszędzie. Ciekawe jest, że w tym katolickim kraju
to przeważanie misjonarze prowadzą domy dla dzieci ulicy. Misjonarze są tu bardzo
potrzebni m.in. po to, by prowadzić ewangelizację głównie na obszarze przywracania
godności życia właśnie tym zapomnianym, odrzucony, żyjącym na marginesie. Ja sam osobiście
doświadczyłem w czasie tajfunu, jak bardzo jest potrzebna tego rodzaju misja, nawet
jeśli kraj nazywany jest katolickim.