Muzułmanie atakują chrześcijan w odwecie za karykatury Mahometa
Po piątkowych modlitwach muzułmanie w wielu krajach organizowali po wyjściu z meczetów
demonstracje, protestując przeciw karykaturom Mahometa w ostatnim numerze Charlie
Hebdo. Tym razem swoje oburzenie i złość fundamentaliści wyładowali nie na pracownikach
redakcji paryskiego czasopisma satyrycznego, ale na kościołach i przypadkowo spotkanych
chrześcijanach.
W mieście Zinder w Nigrze po zakończeniu modlitw uzbrojeni
w pałki i dzidy muzułmanie spalili lub splądrowali 10 kościołów różnych wyznań, w
tym trzy świątynie katolickie, jak też szkołę prowadzoną przez misjonarzy. Atakowano
także domy chrześcijan i budynki użyteczności publicznej. Cztery osoby zamordowano,
a 45 odniosło rany. Prezydent Nigru był jednym z sześciu przywódców krajów afrykańskich,
którzy uczestniczyli w niedzielnej demonstracji przeciw terroryzmowi w Paryżu.
Muzułmańskie
manifestacje podobne jak w Nigrze, choć o mniej tragicznych konsekwencjach, miały
miejsce [od Pakistanu po Turcję, Sudan i Mauretanię] w Pakistanie, Mauretanii, Algierii,
Turcji, Jordanii, Syrii, Sudanie, Tunezji i Jerozolimie. W wielu miejscach próbowano
atakować francuskie placówki dyplomatyczne lub ośrodki kulturalne. Manifestacje odbywały
się między innymi pod hasłami: „Zamach na proroka to zamach na wszystkich muzułmanów”,
„Wszyscy jesteśmy Mahometem”, „Jestem Kouachi” – od nazwiska braci, którzy zamordowali
dziennikarzy w Paryżu, „Rząd francuski powinien przeprosić” i „Francuzi bandą tchórzy”.
W innych krajach, jak Iran czy Katar, władze państwowe wystosowały oficjalne protesty
przeciw obrażaniu uczuć religijnych muzułmanów.
Były pakistański minister do
spraw mniejszości religijnych, katolik Paul Bhatti po piątkowych zamieszkach w Karaczi
powiedział, że wprawdzie „z jednej strony karykatury Mahometa są nadużyciem prawa
do wolności wypowiedzi. Z drugiej jednak mamy do czynienia z ideologią, która wykorzystuje
religię do własnych celów, w tym do propagowania terroryzmu”.