Rząd Wenezueli nie może mówić o pokoju, dopóki narzuca przemocą socjalistyczną ideologię
– uważa przewodniczący tamtejszego episkopatu
Dialog między wenezuelskim rządem a opozycją nie ma sensu, jeżeli nie prowadzi do
konkretnych zmian. Trzeba je zacząć od szacunku dla człowieka, zwłaszcza dla jego
prawa do swobodnego rozwoju, co obejmuje zaspokojenie jego potrzeb żywnościowych,
zdrowotnych, mieszkaniowych i zarobkowych. Takiego zdania jest przewodniczący episkopatu
Wenezueli. Abp Diego Padrón dobrze zna sytuację jej mieszkańców, znamionowaną narastaniem
przemocy i zubożeniem, bo sam ją podziela. Mieszka w odległości 200 m od więzienia
i tyle samo od cmentarza. W stolicy jego archidiecezji Cumaná często brakuje światła.
Narażony jest, tak jak inni, że w jakimś zaułku może go spotkać śmierć z ręki napastnika.
Według
przewodniczącego episkopatu dialog narodowy winien objąć konkretne problemy wszystkich
Wenezuelczyków, w tym także zły stan służby zdrowia, sytuację więźniów politycznych
i obniżenie poziomu edukacji. Mówił on na ten temat w wywiadzie dla wychodzącego w
Caracas dziennika El Nacional (czyt. El Nasjonál).
Zapytany o negatywny stosunek
Kościoła do socjalistycznego programu rządu Wenezueli, abp Padrón zwrócił uwagę, że
nie odpowiada on potrzebom ludzi. Narzuca się go w oparciu o wzorce, które w innych
krajach skończyły się niepowodzeniem. „Wenezuela nie jest wyspą, ale zachodzi obawa,
że rząd chce z niej zrobić taką wyspę jak Kuba” – uważa przewodniczący episkopatu.
Przestrzegł on przed militaryzacją kraju, wiążącą się z narzucaniem ideologii, do
posłuszeństwa której ludzie są zmuszani. Wenezuelscy biskupi wypowiedzieli się już
w kwietniu przeciw działaniom zbrojnych grup, zagrażających życiu i bezpieczeństwu
ludności. Zdaniem abp. Padrona rząd nie może mówić o pokoju, jeżeli ma do swojej dyspozycji
bojówki chavistowskie, które bezkarnie napadają i mordują. Dlatego należy rozbroić
te grupy, a następnie także innych obywateli Wenezueli.