Porwany w Afryce polski misjonarz: wasza modlitwa pozwala mi trwać
Polski misjonarz porwany dwa tygodnie temu w Republice Środkowoafrykańskiej prosi
o dalszą modlitwę za siebie i pozostałych zakładników znajdujących się w rękach rebeliantów.
Tymczasem trwa ofensywa dyplomatyczna mająca doprowadzić do ich uwolnienia. Porywacze
ze zbrojnego ugrupowania Zgromadzenie Demokratyczne Ludu Środkowej Afryki niezmiennie
domagają się wypuszczenia na wolność swego przywódcy generała Martina Kountamandji
alias Abdoulaye Miskiny, przetrzymywanego w więzieniu w Kamerunie. „Starania o uwolnienie
ks. Mateusza Dziedzica mają charakter międzynarodowy i prowadzone są wielokierunkowo”
– mówi ks. Mirosław Gucwa, który uczestniczy w negocjacjach.
„Zaczęły się
rozmowy – poinformował Radio Watykańskie wikariusz generalny diecezji Bouar. – Prowadzone
są w stołecznym Bangi, jak i w Kamerunie. Uczestniczą w nich strony rządowe obydwu
krajów i przedstawiciele Kościoła; bezpośrednio tym wszystkim kieruje i to organizuje
ONZ. Mamy więc nadzieję, że te rozmowy doprowadzą do dobrego skutku i w niedługim
czasie będziemy mieli ks. Mateusza wśród nas. Trudno jest jednak dziś wyznaczać jakieś
konkretne terminy czy daty”.
Uprowadzony misjonarz ma codzienny kontakt telefoniczny
z władzami kościelnymi. „Porywacze nie zgodzili się jednak na niczyje odwiedziny u
ks. Mateusza, ale dość chętnie przekazują rzeczy, o które prosi dla siebie i swych
towarzyszy niedoli” – mówi ks. Gucwa.
„Ks. Mateusz nadal trzyma się dzielnie,
cały czas mam z nim kontakt telefoniczny. Musimy rozmawiać po francusku lub w lokalnym
języku, tak by porywacze wszystko rozumieli, zdarza mu się jednak wtrącić coś po polsku
– mówi ks. Gucwa. – Opowiada o sytuacji, o swoim stanie zdrowia i jak czegoś im bardzo
trzeba, wtedy sygnalizuje. Jeśli jest taka możliwość i zgodzą się na to szefowie porywaczy,
to wówczas przez pośredników przekazujemy to, czego potrzebują, bo dzieli się z pozostałymi
zakładnikami. Wiemy, że jest w buszu w jednej z baz rebeliantów. Więcej konkretów
brak. Teraz nieustannie pada i warunki życiowe, w jakich się znajduje, są trudne.
Mimo to trzyma się dzielnie. Zgodzili się na to, by każdego dnia mógł odprawiać Mszę
św. i dostarczyliśmy wszystko, czego do tego potrzebuje. Jak rozmawiałem z nim w niedzielę,
to mówił, że w liturgii uczestniczyli też pozostali zakładnicy. Wielokrotnie mówił
mi, że zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele osób się za niego modli i że ta modlitwa
pomaga mu trwać. Dlatego prosił, by podziękować wszystkim za modlitwę, za ofiary duchowe.
Nadal bardzo liczy na to modlitewne wsparcie. Liczy zarówno on, jak i pozostali zakładnicy”.
Po porwaniu ks. Mateusza Dziedzica oenzetowskie siły pokojowe wysłały na jego
misję w Babua żołnierzy do ochrony. Wciąż pracuje tam ks. Leszek Zieliński, którego
rebelianci też zamierzali porwać, ale ostatecznie po długich pertraktacjach odstąpili
od tego zamiaru.