Koreańczycy chcą być pobożni – wywiad z bp. René Dupontem, dawnym biskupem misyjnym
w Andong
Kościół w Korei Południowej zadziwia swym dynamizmem. Świadkiem jego rozwoju był
francuski misjonarz bp René Marie Albert Dupont MEP, emerytowany ordynariusz diecezji
Andong. W rozmowie z Radiem Watykańskim mówi o religijności Koreańczyków, a także
o kondycji i aktualnym sposobie funkcjonowania tamtejszego Kościoła.
RW:
Jaka jest kondycja Kościoła katolickiego w Korei Południowej?
Bp R. Dupont:
Przez te 60 lat, odkąd jestem w Korei, Kościół rozwinął się do tego stopnia, że obecnie
co roku mamy sto tysięcy chrztów. To wspaniałe. I jest to stała tendencja, od 60 lat.
W tym czasie Korea rozwinęła się pod względem materialnym, ale też pod względem duchowym.
Kiedy mówię o tym gościom z Zachodu, nie mogą w to uwierzyć, bo jak twierdzą, przeczy
to ich dotychczasowym wyobrażeniom o rozwoju. Wydawało się nam – mówią – że świat
współczesny musi być materialistyczny, że przyjęcie nowoczesnego świata prowadzi to
zaniku wiary. W Korei tymczasem jest inaczej. Rozwój gospodarczy idzie w parze z rozwojem
duchowym.
RW: Czym należy tłumaczyć ten dynamizm Kościoła w Korei
Południowej?
Bp R. Dupont: Tego nie potrafię powiedzieć. Pan Bóg robi
to, co chce i z kim chce. Gdyby szukać czynników czysto ludzkich, to można by wskazać
na podział Korei. Korea Północna jest z definicji ateistyczna, dlatego dla Koreańczyków
z południa przyjęcie ateizmu jest czymś sprzecznym z ich wartościami. Dlatego wręcz
na przekór mieszkańcy Korei Południowej chcą być religijni. Pozytywnym czynnikiem
była też postać kard. Kima, zmarłego przed pięciu laty. Stał się on symbolem Kościoła
katolickiego. Potrafił przeciwstawić się władzy wojskowych, upominał się o biednych,
robotników i rolników, domagał się respektowania praw człowieka, bronił wolności sumienia.
I zjednał sobie szacunek wszystkich, nawet swych przeciwników. Nikt nie mógł ignorować
tego, co mówi kard. Kim. Wywarł on ogromny wpływ na koreańskie społeczeństwo.
RW:
To wszystko? Czy nie ma innych czynników, które tłumaczyłyby dynamiczny rozwój
tego Kościoła?
Bp R. Dupont: Kościół katolicki zawsze był żywy i otwarty
na ludzi. Stał się symbolem nowej Korei. Zjednał sobie powszechne uznanie. Do tego
stopnia, że słowo „katolicki”, słowo obce, weszło do powszechnego użycia jako synonim
uczciwości. Proszę sobie wyobrazić, że w wojsku na przykład wśród generałów 20 procent
to katolicy. Wydaje się to nieprawdopodobne. Jest to nieproporcjonalne do liczby katolików
w Korei. Warto też wspomnieć, że koreańska armia zachęca młodych w czasie służby wojskowej,
by ustabilizowali się pod względem religijnym, opowiedzieli się za jakąś religią.
Wojskowi są bowiem przekonani, że religia podnosi morale żołnierza, sprawia, że jest
on bardziej ofiarny, gotowy poświęcić się dla kraju.
RW: Czy można
zatem powiedzieć, że Korea Południowa jest dziś krajem religijnym?
Bp
R. Dupont: To nie. To już by była przesada. Ale na pewno można powiedzieć, że w społeczeństwie
koreańskim religie mają swoje miejsce. Religię się tutaj szanuje. Podobnie też osoby
duchowne: księży katolickich, pastorów protestanckich czy mnichów buddyjskich. I zwraca
się uwagę na to, co mówią. Ale to nie oznacza, że społeczeństwo jest religijne. W
tym społeczeństwie coraz bardziej liczy się pieniądz. I jest też problem korupcji.
Religie to piętnują i ludzie wiedzą, że korupcja nie jest czymś normalnym. Nawet ludzie
skorumpowani wiedzą, że to, co czynią, nie jest dobre. Z drugiej strony ludzie nieskorumpowani
cieszą się powszechnym szacunkiem.
RW: Czy koreańscy katolicy są
zaangażowani w życie polityczne?
Bp R. Dupont: To jest problem bardzo
delikatny. Kościół i katolicy są zaangażowani w życie społeczne, to na pewno. W polityce
katolików jest więcej niż w całym społeczeństwie. Ale są we wszystkich partiach i
ich wiara nie przekłada się na ich działalność polityczną. O wiele wyraźniejsza jest
obecność katolików w organizacjach charytatywnych. Tutaj katolicy odgrywają bardzo
ważną rolę. I nawet władze państwowe, kiedy podejmują decyzje o otwarciu jakiejś placówki
społecznej dla starców, niepełnosprawnych czy chorych, chętnie powierzają te placówki
wyznawcom religii, i to o wiele częściej katolikom niż protestantom czy buddystom.