W Liberii ogłoszono stan wyjątkowy z powodu epidemii zakażeń wirusem Ebola. Zaraza
nie omija też ludzi Kościoła. Jedną z jej ofiar stał się br. Patrick Nshamdze z zakonu
bonifratrów. 52-letni zakonnik był dyrektorem szpitala w Monrovii. „Pracowaliśmy razem
przez sześć lat w Rzymie – wspomina swojego współbrata br. Marco Fabello. – Nie jestem
zaskoczony, że nie wycofał się w tym czasie zagrożenia, choć boli mnie, że odszedł.
Chciał być blisko chorych do końca, w duchu braterstwa, które jest sercem naszego
powołania” – dodaje włoski bonifrater.
Wirusem Ebola zaraził się także inny
przedstawiciel tego samego zakonu pracujący w Liberii, Hiszpan br. Miguel Pajares.
75-letni misjonarz został przewieziony wojskowym samolotem do Madrytu. Pierwsze badania
wskazują, że jego stan jest „klinicznie stabilny”.
Od kilku dni stan zdrowia
br. Miguela Pajaresa znajduje się w czołówkach wiadomości i nie schodzi z pierwszych
stron gazet. Pomimo że niektóre media używają tonu alarmistycznego, to jednak decyzja
rządu o przewiezieniu misjonarza do kraju jest widziana jako godny uznania gest humanitarny.
Rządowy samolot przyleciał z Liberii we wczesnych godzinach porannych.
Oprócz
br. Miguela Pajaresa na pokładzie była również siostra Juliana, Hiszpanka pochodzenia
gwinejskiego, u której nie wykryto wirusa Ebola. Na miejscu pozostały dwie inne siostry
zakonne, które nie mają obywatelstwa hiszpańskiego.
Br. Miguel Pajares trafił
do szpitala Carlos III. Pierwszy komunikat lekarski mówi, że jego stan jest klinicznie
stabilny. Choć nie ma lekarstwa na wirusa, to jednak rodzina nie traci nadziei na
wyzdrowienie misjonarza. Przy okazji media poświęcają dużo miejsca pracy misjonarzy.
Często misjonarze są jedynymi ludźmi, którzy towarzyszą ludności na terenach zagrożonych
wojną, dotkniętych kataklizmami czy epidemią.