Polscy biskupi u progów apostolskich: ostatnie akordy
Kończy się wizyta ad limina Apostolorum episkopatu Polski. Wczoraj po południu
hierarchowie odprawili Eucharystię w Bazylice św. Pawła za Murami, a liturgii przewodniczył
abp Sławoj Leszek Głódź. Natomiast dziś przed południem Papież przyjął ostatnią grupę
biskupów reprezentujących północ kraju, czyli kościelne metropolie szczecińsko-kamieńską,
gdańską i warmińską. Wśród nich był bp Edward Dajczak, którego poprosiliśmy o refleksję
na temat wizyty ad limina:
„Dla biskupa, który żyje w określonym miejscu
świata, przyjazd do Watykanu i odwiedzanie kolejnych kongregacji to niewątpliwie pozytyw
– powiedział Radiu Watykańskiemu ordynariusz koszalińsko-kołobrzeski. – Maluje się
jakąś własną perspektywę, własne doświadczenie w bardzo konkretnych sytuacjach. Nagle
w tle pojawia się rzeczywistość świata i to mnie trochę uderzyło. Kiedy czytałem adhortację
Ojca Świętego „Radość Ewangelii”, uderzyło mnie właśnie to spojrzenie Papieża, bardzo
mocne zaakcentowanie, z odwołaniem się do Jana Pawła II. To było dla mnie bardzo ciekawe
i pouczające, ten nieustanny akcent na to, że unifikacja nie jest metodą głoszenia
Ewangelii, że trzeba oprzeć ją o kulturę miejscowego społeczeństwa, które na danym
terenie żyje. A Europa – i to jest słowo Jana Pawła II do biskupów Azji po spotkaniu
się z nimi i Synodzie Biskupów – Europa nie może sobie rościć prawa, żeby swoją kulturą
obdarowywać po kolei innych”.
Niektórzy polscy biskupi mieli też możliwość
celebrowania Eucharystii z Ojcem Świętym. Taką okazję miał dziś abp Stanisław Gądecki,
który w czasie wizyty ad limina mieszkał w Domu św. Marty, gdzie rezyduje Franciszek.
„Impresja jest duża – stwierdził metropolita poznański. – To jest takie pierwsze
spotkanie eucharystyczne z Papieżem. I tak, kiedy patrzę na jego sposób celebrowania,
to najpierw wydaje mi się, jakby chciał on zachować taką tożsamość prowincjała jezuitów,
czyli praktycznie on tak sobie chodzi, jakby od Buenos Aires nic się nie zmieniło.
Natomiast uderzające są pauzy w czasie Mszy św., gdy nie mogąc klękać, on się pochyla,
oddaje hołd krzyżowi czy ołtarzowi. No i potem w czasie podniesienia. To są bardzo
długie pauzy, przekraczające te, które my znamy z celebry eucharystycznej. Więc tak
wygląda, jakby Ojciec Święty był jednak w duchu mistykiem. Jego zamyślenie i taki
cichy głos, robi to ostatecznie duże wrażenie. Nie widać rozproszenia. Cały czas jest
to zamyślenie i powaga. Poza wszystkimi innymi spotkaniami, które były w międzyczasie
z Ojcem Świętym, to eucharystyczne jest najmocniejsze”.