Uwolniony misjonarz z Kamerunu gotowy do dalszej pracy
„Jestem w dobrej formie, i bardzo wdzięczny wszystkim, którzy pracowali nad tym, by
mnie uwolnić, zwłaszcza prezydentowi Kamerunu Paulowi Biyai. Doceniam bardzo szansę,
którą w ten sposób otrzymałem”. Taką deklarację złożył po uwolnieniu wczoraj na lotnisku
w Yaoundé ks. Georges Vandenbeusch.
Mający 42 lata francuski misjonarz pracował
w parafii Nguetchewe, na północy kraju od 2011 r., gdzie przybył w ramach wymiany
kapłanów między diecezjami. Duchowny został uprowadzony w nocy z 13 na 14 listopada
przez uzbrojoną grupę mężczyzn z organizacji Boko Haram. Porwania dokonano dokładnie
w tym samym rejonie, gdzie 19 lutego ubiegłego roku uprowadzono siedmiu Francuzów,
w tym czworo dzieci. Zostali oni uwolnieni po dwóch miesiącach.
Opisując warunki,
w jakich przebywał, misjonarz zapewniał o dobrym traktowaniu go przez porywaczy. „Nie
znęcali się nade mną. Nawet kilka razy przepraszali mnie. Ich sposób bycia był bardzo
poprawny. Ale niestety nie mogłem wrócić do mojej parafii w Nguetchewe. To było moim
największym strapieniem” – powiedział ks. Vandenbeusch. Dodał także, że przez siedem
tygodni absolutnie nic nie mógł robić. „Kręciłem się w kółko pod moją plandeką rozwieszoną
na drzewie. Nic nie czytałem, z nikim nie rozmawiałem, nie słuchałem radia. To był
straszny kłopot, powodujący smutek i ogromny gniew, ponieważ byłem bardzo przywiązany
do parafii, w której byłem proboszczem” – podkreślił uwolniony misjonarz.
Dziś
rano ks. Vandenbeusch został przetransportowany z Kamerunu do bazy wojskowej Villacoublay
pod Paryżem. Francuski minister spraw zagranicznych Laurent Fabius zaznaczył, że za
duchownego nie został wypłacony okup.