Rosną nadzieje na pokój nad afrykańskimi Wielkimi Jeziorami. Wiele zależy od treści
porozumienia pokojowego, które jutro ma zostać podpisane w stolicy Ugandy, Kampali.
Tymczasem pierwszym krokiem ku stabilizacji w tym nękanym nieustannymi konfliktami
regionie Afryki było złożenie broni przez rebeliantów Tutsi z ugrupowania M23. Ich
wojskowy przywódca wraz z niemal dwoma tysiącami partyzantów uciekł do mediującej
w sporze Ugandy i tam się poddał. Oznacza to nadzieje na pokój na wschodzie Demokratycznej
Republiki Konga, gdzie od 18 miesięcy trwała nowa krwawa wojna mająca swe reperkusje
także w krajach ościennych.
„Wszyscy liczymy, że porozumienie przyniesie
coś dobrego – powiedział Radiu Watykańskiemu wicesekretarz kongijskiego episkopatu,
ks. Donatien Nshole. – Jednak na chwilę obecną nie znamy jego szczegółów. Jedni mówią
o konkretnym porozumieniu pokojowym, inni o zwykłej deklaracji. Jednak zarówno dla
narodu kongijskiego jak i dla Kościoła w naszym kraju zasadnicze jest to, by cokolwiek,
co zostanie podpisane, nie uderzało w rzeczy dla nas najważniejsze: w integralność
kraju i jego niepodległość. Istnieją pewne obawy, ponieważ Kongijczycy są przekonani,
iż Uganda i Rwanda chcą wykorzystać gospodarczo nasz kraj. Wszyscy wiedzą, że to one
wspierały rebelię. Liczymy na to, że nadchodzący po wojnie pokój nie przekształci
się w wyzysk w majestacie prawa”.
Z kolei ordynariusz Gomy będącej stolicą
Północnego Kiwu, gdzie toczył się konflikt podkreśla, że za wszelką cenę trzeba dążyć
do zaprowadzenia pokoju. „Pojednanie jest konieczne, ponieważ jesteśmy skazani na
wspólne życie. Musimy stopniowo umacniać ten kruchy pokój, tak jak wzmacniamy ściany
naszych niestabilnych domostw” – podkreśla bp Théophile Kaboy.
Jednym z największych
problemów, jakim będzie musiał stawić czoło region po podpisaniu porozumienia pokojowego,
jest powrót uchodźców. Szacuje się, że w tymczasowych obozach, w warunkach urągających
ludzkiej godności mieszka aktualnie ok. 800 tys. Kongijczyków. Większość z nich nie
ma do czego wracać, ponieważ ich domy zostały zniszczone, a cały skromny dobytek rozkradziony.
Mowa tu choćby o potrzebie ziarnie pod nowy zasiew, który mógłby zapewnić wyżywienie.
Także w tym kierunku idą działania obecnych w Kiwu organizacji pomocowych.