Papież Franciszek na Lampedusie: przestroga przed globalizacją obojętności
„Imigranci, którzy zginęli w morzu, z owych łodzi, które zamiast być drogą nadziei
stały się drogą śmierci... Taki tytuł pojawił się w gazetach! Kiedy przed kilku tygodniami
doszła do mnie ta wiadomość, niestety tyle razy się powtarzająca, wciąż wracała mi
ta myśl jak kolec boleśnie kłujący serce. Poczułem wtedy, że muszę tu przybyć dzisiaj,
by się modlić, by okazać bliskość, ale także, by obudzić nasze sumienia, żeby to,
co się stało, już się nie powtórzyło. Niech się już nie powtórzy, bardzo proszę!”.
Tak
w homilii na Mszy na Lampedusie Franciszek wyjaśnił przyczyny i cele swojej pierwszej
podróży apostolskiej. Wyspa należy do Włoch, ale jest położona właściwie bliżej Afryki
niż Sycylii i stanowi pierwsze miejsce, gdzie docierają ludzie uciekający przez morze
z Czarnego Lądu.
„Papież ma spotkać wszystkich imigrantów, których jest tu
teraz 114, w tym 75 niepełnoletnich w wieku od 13 do 16 lat” – informował wczoraj
watykański rzecznik prasowy. Liczba, którą podał wieczorem ks. Federico Lombardi,
zwiększyła się jeszcze dzisiejszego rana, i to ponad dwukrotnie, bo dopłynęło tu łodzią
dalszych 166 osób. Jest to zresztą na Morzu Śródziemnym ciągły ruch. Wczoraj wieczorem
do Porto Palo, wysuniętego najbardziej na południe punktu Sycylii, dotarło 120 migrantów.
Papież
przyleciał na Lampedusę rano samolotem z rzymskiego lotniska Ciampino. Po wylądowaniu
popłynął statkiem patrolowym, który w ciągu ostatnich ośmiu lat przetransportował
30 tys. rozbitków wyłowionych z morza, przewożąc ich czasem nawet po dwustu. Ojciec
Święty zatrzymał się przy pomniku nazwanym Bramą Europy, gdzie dla uczczenia pamięci
ofiar morza, których liczbę szacuje się na 20 tys., wrzucił do wody wieniec z białych
i żółtych chryzantem. Statkowi towarzyszyło 120 łodzi rybackich, które nieraz ratują
życie migrantów.
Wraki takich łodzi znalazły się też na terenach sportowych
Arena, miejscu, gdzie Franciszek sprawował liturgię. Z ich drewna wykonano użyty podczas
Eucharystii kielich i pastorał, a ze sterów pulpit. Fioletowe szaty liturgiczne wskazywały
zarówno na intencję Mszy za zmarłych, jak i na jej charakter wyraźnie pokutny.
Wśród
imigrantów są liczni muzułmanie. W homilii Papież nawiązał do ich obecności, przypominając,
że dziś wieczorem wyznawcy islamu rozpoczynają miesiąc postu Ramadan. Życzył im duchowych
owoców tego okresu, zapewniając o trosce Kościoła o bardziej godne życie dla nich
i ich rodzin. Nawiązał następnie do dwóch pytań, które Bóg zadał ludziom na samym
początku dziejów zbawienia, w pierwszych rozdziałach Księgi Rodzaju: „Gdzie jesteś
Adamie?” i „Kainie, gdzie jest twój brat?”. Są one skierowane do ludzi zdezorientowanych
sytuacją powstałą po grzechu. „Dziś także wielu z nas jest zdezorientowanych, nie
wyłączając również mnie” – powiedział Franciszek.
„«Gdzie jest twój brat? Głos
jego krwi woła ku Mnie» – mówi Bóg. To nie jest pytanie do innych, ono jest do mnie,
do ciebie, do każdego z nas – kontynuował Ojciec Święty. – Ci nasi bracia i siostry
usiłowali wyjść z trudnych sytuacji, by znaleźć trochę wytchnienia i pokoju. Szukali
lepszego miejsca dla siebie i swych rodzin, a znaleźli śmierć. Ileż razy ci, którzy
tego szukają, nie znajdują zrozumienia, przyjęcia, solidarności! A ich głosy wznoszą
się ku Bogu! Jeszcze raz dziękuję wam, mieszkańcy Lampedusy, za solidarność! Słyszałem
dopiero co jednego z tych braci. Zanim tu dotarli, przeszli przez ręce handlarzy,
tych, którzy wykorzystują ubóstwo innych i dla których jest ono źródłem zysku. Ileż
wycierpieli! A niektórzy nie zdołali dotrzeć!”.
Papież zwrócił uwagę na powszechny
dziś zanik poczucia odpowiedzialności:
„Ale Bóg pyta każdego z nas: «Gdzie
jest krew twojego brata, która woła ku Mnie?». Dziś nikt na świecie nie czuje się
za to odpowiedzialny. Straciliśmy poczucie braterskiej odpowiedzialności. Popadliśmy
w obłudną postawę kapłana i sługi ołtarza, o których mówił Jezus w przypowieści o
miłosiernym Samarytanina: patrzymy na brata wpół umarłego na skraju drogi, myślimy
może: «Ale to biedaczek» i idziemy dalej, to nie nasze zadanie. Uważamy, że jesteśmy
w porządku i tym się uspokajamy. To kultura dobrobytu prowadzi nas do myślenia o sobie
samych, znieczula nas na wołanie innych. Sprawia, że żyjemy w mydlanych bańkach, które
są ładne, ale są niczym, są złudzeniem tego, co próżne, tymczasowe, co prowadzi do
obojętności na innych, co więcej, do globalizacji obojętności. W tym zglobalizowanym
świecie popadliśmy w globalizację obojętności! Przyzwyczailiśmy się do cierpienia
innych. Nas ono nie dotyczy, nie interesuje. To nie nasza sprawa!”.
Do tego
rachunku sumienia, opartego na Bożych pytaniach z Księgi Rodzaju, Franciszek dodał
jeszcze jedno:
„Ale chciałbym, żebyśmy sobie zadali jeszcze trzecie pytanie:
«Ktoś z nas płakał z powodu tego faktu i innych podobnych? Kto opłakiwał śmierć tych
braci i sióstr? Kto płakał za tych, co byli na łodzi? Za młode matki z dziećmi? Za
tych mężczyzn, którzy pragnęli czegoś na utrzymanie swych rodzin?». Jesteśmy społeczeństwem,
które zapomniało, jak płakać, jak współczuć. Globalizacja obojętności odebrała nam
zdolność do płaczu».
Papież zakończył homilię modlitwą o Boże przebaczenie.
Na koniec Mszy modlił się jeszcze przed figurą Maryi Gwiazdy Morza za migrantów i
o odpuszczenie popełnionych wobec nich grzechów, jak też o braterstwo i pokój na świecie.
Po południu powrócił z Lampedusy do Watykanu.