2013-02-12 11:57:02

Ex Oriente Lux 45: Periplus, czyli o Etiopii w literaturze starożytnych żeglarzy


Starożytni Grecy i różni ich sąsiedzi nigdy nie opanowali Afryki, choć wielu próbowało. Ten wielki i tajemniczy kontynent długo jeszcze miał się opierać ludzkiej ciekawości. Oczywiście, afrykańskie wybrzeże Morza Śródziemnego znali wszyscy starożytni żeglarze, wszak już Fenicjanie podróżowali hen aż na drugi jego kraniec, do tak zwanych Słupów Herkulesa, czyli do Cieśniny Gibraltarskiej, a może i dalej. Ci sami Fenicjanie, ponoć już w dziewiątym wieku przed Chrystusem, założyli sobie kolonię na wysokości Sycylii, a to potężne miasto nazywać się będzie Kartaginą. W drugim wieku przed naszą erą Rzymianie uczynią Kartaginę wraz z całym afrykańskim wybrzeżem swoją prowincją.

Ale przecież w głąb Wielkiej Pustyni nadal nikt się nie zapuszczał, bo żyć na niej potrafili berberyjscy nomadowie i dzikie szakale chyba tylko. Niemniej nikt nie miał wątpliwości, że ten wielki i nieprzebyty kontynent też musi mieć swoje granice, no i jakieś morze, które go opływa.

Starożytni Grecy, a potem także Rzymianie wiedzę o świecie czerpali z Herodota; mówiłem, o tym ostatnim razem. Wielu słuchało też opowieści kapłanów egipskich, uważanych za najstarszych i najmądrzejszych w całym zamieszkałym świecie. To Egipt właśnie był zawsze tą jedyną lepiej znaną częścią afrykańskiego kontynentu. Opowiadałem już poprzednio o tym, jak Persowie pod wodzą Kambizesa w szóstym wieku przed Chrystusem opanowali Egipt i jak bezskutecznie próbowali zawładnąć krainą Etiopów zwanych Długowiecznymi. Ale w końcu i czasy Persów przeminęły. W czwartym wieku przed Chrystusem po władzę nad Egiptem sięgnął Aleksander Macedoński, zwany Wielkim. A choć ufundował w Egipcie Aleksandrię i założył tam jeszcze kilka miast, to przecież jego tęsknoty zwrócone były w stronę Azji, ku Persji, Baktrii, Indiom, a nawet jeszcze dalej na Wschód. Do Etiopii jednak się nie wybierał. Po śmierci Aleksandra władza nad Egiptem, tą prawdziwa furtką do Afryki, przypadła Ptolemeuszom, a wraz z Juliuszem Cezarem i Oktawianem Augustem, w pierwszym wieku przed nasza erą, także dawna ziemia faraonów stała się prowincją rzymską. Żadna jednak władza nad Egiptem, ani w czasach faraonów ani w epoce hellenistycznej, nie sięgała zbyt głęboko w jej pustkowia, ani też zbyt daleko na południe. Sam Herodot ponoć dopłynął Nilem do wyspy Elefantyny; o tym jednak, co jest powyżej - rozprawiał już tylko na podstawie zasłyszanych opowieści. Królestwo Meroe, o którym mówił Herodot, w literaturze hellenistycznej i rzymskiej będzie później utożsamiane z Nubią. Jeszcze dalej miała być owa tajemnicza kraina ludzi o spalonych twarzach, czyli Etiopów, których Egipcjanie i Żydzi nazywali Kuszytami. W języku ludów żyjących na południu Półwyspu Arabskiego ta sama, jak się wydaje, kraina nazywana była "Habeszat".

Już w epoce Ptolemeuszy docierali tu handlowcy, jednak nie drogą lądową, ale morską. Istnieje bowiem inny kraniec kontynentu afrykańskiego, rozpoznany już w starożytności. To oczywiście wybrzeże Morza Czerwonego. Dostęp do niego nie był w dawnych czasach tak samo łatwy jak obecnie. Żeglować po Morzu Czerwonym co prawda się dało i wielu to robiło, zwłaszcza by płynąć do Indii. Ale przecież nie było jeszcze Kanału Sueskiego, więc dla zaokrętowania trzeba było najpierw pokonać kawał Pustyni Egipskiej, by potem, zstępując od strony gór otaczających dolinę Nilu, dotrzeć do egipskiego portu w Arsinoe nad zatoką Morza Czerwonego.

To, co my nazywamy Morzem Czerwonym, w starożytnych źródłach łacińskich zwać się będzie "Zatoką Arabską" (Sinus Arabicus). Ale w dawnych źródłach greckich ten sam akwen nazywano "Erythraios Pontos", czyli "Morzem Czerwonym", dokładnie tak jak i my. Już w czasach Ptolemeuszy tą drogą na wybrzeże erytrejskie docierali kupcy greccy i egipscy. W drugim wieku przed Chrystusem niejaki Agatharchides z Knidus napisał dziesięć ksiąg "O Azji". W jednej z nich zawarł to, czego sam się dowiedział z lektury księgi "O Morzu Czerwonym" niejakiego Artemidora. Oba te dzieła przechowały się do naszych czasów jedynie we fragmentach, przepisał je bowiem niejaki Diodor z Sycylii w pierwszym wieku przed Chrystusem w swej "Bibliotece historycznej" (na polski przełożonej pod dziwnym tytułem "Czyny i dzieła herosów i półbogów"). Jest to dzieło kompilatorskie i nie zawsze wiarygodne, dla nas jednak istotne, bo zachowane fragmenty opisują szczegółowo wybrzeże Morza Czerwonego wraz z tym, co my nazywamy Rogiem Afryki, a więc z Etiopią.

Otóż opisuje Agatharchides sposób życia Sabejczyków, którzy panowali po obu stronach morza; mówi o tak zwanych Ichtyofagach, czyli o ludach żywiących się rybami, wspomina hipopotamy, które wydały mu się dziwne, bo ani to ryba, ani krowa; opisuje wreszcie słonie obok innych zwierzaków na poły mitycznych. Te jego opisy w swej "Geografii" kopiować będą także Strabon i Pliniusz Starszy, autor "Historii naturalnej", i także Facjusz, autor notatek zwanych "Biblioteką". Ale jest też inny starożytny opis afrykańskiego wybrzeża Morza Czerwonego. To tak zwany "Períplus tēs Erythrás talássas", anonimowy podręcznik dla żeglarzy opływających Morze Erytrejskie, prawdziwy przewodnik po wodach i lądach południowej części Półwyspu Arabskiego, Północno-Wschodniej Afryki i wybrzeża Indyjskiego. Księga, spisana pomiędzy pierwszym a trzecim wiekiem po Chrystusie, zachowała się w jednym tylko egzemplarzu. A to prawdziwa kopalnia wiedzy, także dla etiopistów. Mówi bowiem o ważnym porcie na wybrzeżu afrykańskim, który nazywał się Adulis. Pisze jej autor, że nie są to tereny bezpieczne dla cudzoziemców, że żyją tam Troglodyci, że handluje się kością słoniową,i że wysoko na wyżynie jest miasto Aksum, w którym włada niejaki Zoskales, człowiek dobry i o łagodnym obliczu. Tak oto mamy jedne z najstarszych źródeł literackich i historycznych opisujących etiopskie wybrzeże w czasach starożytnych. A o innych źródłach powiemy już następnym razem.

Rafał Zarzeczny SJ








All the contents on this site are copyrighted ©.