2013-01-27 16:57:22

Wspomnienie abp. Henryka Muszyńskiego o kard. Józefie Glempie


Księże arcybiskupie, jakie są zasługi kard. J. Glempa dla Kościoła w Polsce?

Abp Henryk Muszyński: Te zasługi są trudne do przecenienia, dlatego, że był przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski przez 23 lata. Do 2009 roku był z kolei prymasem i to ostatnim, który łączył te dwie funkcje. I jego posługa przypadła na okres wielkich przemian w Polsce. Nie waham się powiedzieć, że była ona w pewnym sensie trudniejsza niż posługa prymasa Wyszyńskiego. Dlatego, że za czasów komunistycznych trzeba było bronić Kościoła. Było wiadomo, kto jest wrogiem – ideologia. W okresie, kiedy ksiądz prymas Glemp przejął przewodnictwo Kościoła jako przewodniczący Konferencji Episkopatu, nastąpił wielki przełom. Przełom solidarnościowy. Trzeba było przestawić całą posługę Kościoła, odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

Gdy chodzi o jego zasługi to trzeba wskazać na najbardziej istotne rzeczy. Na 10 papieskich pielgrzymek do Polski on przewodził dziewięciu. I te pielgrzymki niewątpliwie wyznaczały rytm i program Kościoła. Ale trzeba było to przygotować, a to była to olbrzymia praca. Przeprowadził synod krajowy, który miał znaczenie dla całej Polski. Idea Świątyni Opatrzności Bożej, która po 200 latach doczekała się realizacji – bardzo śmiałe przedsięwzięcie. Gdy chodzi o Gniezno, to właśnie za czasów kard. Glempa dokonało się ponowne połączenie prymasostwa z arcybiskupem gnieźnieńskim. Nie z Gnieznem jak często powtarzam, bo mówią prymasostwo wróciło do Gniezna. Ono nigdy nie było dzielone, dlatego, że abp Glemp został mianowany prymasem, jako arcybiskup gnieźnieński. Ponadto sprawował przez długi czas posługę w dwóch wielkich diecezjach: Gnieźnie i Warszawie. Są to zasługi trudne do przeceniania w czasach tak trudnych i złożonych. Był na pewno człowiekiem głębokiej wiary i potrafił w kategoriach wiary oceniać tę rzeczywistość. I tak jak umiał służył Kościołowi z ogromnym oddaniem i miłością.

Najtrudniejsze czasy przypadły na początek przełomu solidarnościowego i później stan wojenny?

Abp Henryk Muszyński: Sam ksiądz prymas bardzo często to podkreślał, że to była największa próba. Zresztą sam rozpoczynał wówczas posługę prymasowską. Później zdobył o wiele więcej doświadczenia. Ale był człowiekiem, który potrafił korygować swoje własne zdanie, czego wielokrotnie doświadczałem. I w tym przełomie odegrał ogromną rolę. Patronował, jeśli tak można powiedzieć, obradom okrągłego stołu, przez to, że wyznaczał doń ludzi ze strony Kościoła. I ze wszystkich sił zabiegał o to, żeby nie doszło do rozlewu krwi. Wzywał do rozwagi. W duchu Ewangelii zresztą nic innego nie mógł zrobić. Pamiętam, że z tego tytułu stawiano mu zarzuty. Dzisiaj to się osądza inaczej, kiedy wiemy, jaki był tego wynik. Natomiast doświadczenia mojego pokolenia mówiły, że mogą się powtórzyć Węgry, Czechosłowacja. I tutaj rola księdza prymasa była ogromna, właśnie na przełomie wieków. I to też jest dowód wielkości prymasa. Potrafił przeprosić za błędy Polaków, potrafił przyznać się do swoich błędów. Jego wielkim dramatem była osoba ks. Popiełuszki. Wiadomo, że starał się ratować ks. Popiełuszkę i dlatego chciał wysłać go do Rzymu. Potem go oskarżano, że to była spolegliwość wobec władzy, wobec ubowców. Za te rzeczy nie odpowiada, bo to już są interpretacje innych. Jeśli można coś osądzać, to w perspektywie jego własnych intencji, tego co chciał zrobić. Zresztą, kiedy przepraszał za to, sam powiedział, że to jest jego największy dramat, że nie potrafił uchronić ks. Popiełuszki przed śmiercią.

- A jakim był człowiekiem, przecież spotykaliście się wielokrotnie?

Abp Henryk Muszyński: Moje życie kapłańskie właściwie w całości jest związane z życiem księdza prymasa od czasów studiów aż po czasy, kiedy pracowałem z nim bezpośrednio jako wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. Bywałem u niego, kiedy był biskupem warmińskim. Potem ja miałem rezydencję w Warszawie, prymas miał swoją w Gnieźnie. Powiedziałbym, że na te relacje urzędowe, eklezjalne nakładały się nasze bliskie, braterskie relacje. Omawialiśmy wspólnie bardzo często zwłaszcza sprawy żydowskie. Zresztą w swoim myśleniu był bardzo samodzielny. Podejmował decyzje, jeśli uważał, że coś jest słuszne, ale nie w sposób arbitralny. Zawsze był gotów słuchać innych, co mają do powiedzenia. I to, co ja osobiście najbardziej sobie cenię, że te relacje opierały się na wzajemnym zaufaniu z obu stron.

- Jak ksiądz arcybiskup dowiedział się o śmierci księdza prymasa?

Abp Henryk Muszyński: Dowiedziałem się późno w nocy, bo nie słucham wieczorem ani radia ani telewizji. Tak się złożyło, że kiedy prymas konał, byłem w kaplicy i modliłem się za niego. To też jest dowód jakiejś duchowej wspólnoty. Od momentu, kiedy dowiedziałem się o jego ciężkim stanie, ta myśl mnie nie opuszczała. Telefonowałem do kard. Nycza, kiedy ukazał się jego komunikat, czy można odwiedzić księdza prymasa. Powiedział, że jest on nieświadomy, więc zrezygnowałem z wyjazdu. A tak byłbym pojechał.

Rozm. J. Malińska/ rv








All the contents on this site are copyrighted ©.