„Ludzie ukrywają się w swych domach i nie mogą się z nich ruszyć. Wprawdzie nasze
kościoły nie ucierpiały, ale wierni boją się do nich przychodzić. Przedłużający się
konflikt zagraża całej katolickiej kulturze tego regionu” – powiedział bp Augustin
Traoré z Segu w Mali. Jego diecezja leży na obszarze działania islamskich rebeliantów.
Zdaniem bp. Traoré relacje pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami na szczeblu
lokalnym są dobre i konflikt nie zdołał ich zepsuć. Wyznawcom obu religii zależało
bowiem, by kraj sam w sobie pozostał świecki. Cywile są już zmęczeni i oczekują rychłego
końca działań wojennych, tym bardziej, że ich sytuacja wciąż się pogarsza.
Helen
Blakesley z organizacji charytatywnej Kościoła w USA Catholic Relief Services (CRS)
informuje, że na południu Mali pojawiają się ciągle nowi uchodźcy. Dotąd to już około
200 tys. ludzi. Drugie tyle uciekło poza granice kraju, do Nigru, Burkina Faso, Maroka
i Algierii. Wspomniana amerykańska organizacja udziela wsparcia uchodźcom, ale nie
wszystkim udaje się pomóc. Poza tym ciągle trwają działania wojenne, które utrudniają
ocenę sytuacji cywilów. Malijczycy pozostają narażeni na ataki islamskich rebeliantów.
Poza tym brakuje żywności na terenach miejskich, jak w stołecznym Bamako, gdzie gromadzą
się liczni uchodźcy, głównie kobiety i dzieci.