Jedną z najpiękniejszych
scen, jakie czasem zdarza mi się widzieć, jest matka karmiąca piersią swoje dziecko.
Odczytuję w nich za każdym razem obraz miłości matki, która oddaje własne życie, ale
też obraz ufnego powierzenia się dziecka, które do swojej matki lgnie i tuli się w
poszukiwaniu pokarmu i ciepła... Dziecko jest bezbronne, ale odnajduje przy swojej
mamie poczucie bezpieczeństwa, dając mu jednocześnie szansę poznawania świata.
W
ciągu ostatniego półwiecza karmienie piersią z trudem przebijało się przez agresywny
marketing modyfikowanego mleka. Swoją drogą, jest rzeczą zdumiewającą, że jakkolwiek
nie mamy wątpliwości, że cielątko powinno ssać mleko krowy, źrebię – klaczy, a szczenię
– suczki, o tyle pojawiają się one w odniesieniu do pokarmu ludzkiej matki wobec jej
dziecka. Zwierzęta ssą tak długo, jak im dyktuje instynkt, ale w stosunku do ludzi
to samo prawidło zdaje się nie obowiązywać. Zaiste – dziwne. Tym dziwniejsze, że postęp
wiedzy medycznej dawno powinien otworzyć oczy na bogactwo, jakie może stać się udziałem
dziecka, jeżeli pozwoli mu się korzystać w nieskrępowany sposób z mleka matki.
Procesy
laktacyjne rozpoczynają się u oczekującej narodzin dziecka kobiety już około 16 tygodnia
jego życia. Gdy dziecko się rodzi, pierś jest gotowa, by dostarczyć mu pokarm, jakiego
potrzebuje. I dostarcza: białka, witaminy A, mikroelementów... Dostarcza także immunoglobuliny
A, której organizm dziecka jeszcze nie produkuje, zabezpieczając młodego człowieka
immunologicznie przeciw wszystkim patogenom, z jakimi spotkała się matka. Ten pierwszy
pokarm, nazywany z racji swojego koloru „siarą”, jest dziecku potrzebny także dlatego,
by pomóc mu usunąć z przewodu pokarmowego smółkę i zapobiec rozwinięciu się żółtaczki
fizjologicznej w niefizjologiczną. Dziecko nie zjada siary dużo, ale zjeść dużo nie
musi (trzeba pamiętać, że przecież nie jest jeszcze nawykłe do jedzenia, choć odruch
ssania jest w nim obecny na długo przed narodzinami). Po dwóch, najdalej trzech dniach
skład mleka matki ulega zmianie, wzbogacając się w substancje odżywcze, konieczne
do rozwoju malucha.
Zmienność składu mleka jest zresztą jednym z najciekawszych
zjawisk związanych z laktacją. Dziecko zmieniając porę dnia, sposób i długość ssania
informuje matkę, czego potrzebuje. Wbrew bowiem obiegowej opinii, pierś nie jest zbiornikiem
na mleko, ale fabryką dostosowującą się do potrzeb klienta. I cokolwiek by o owym
kliencie powiedzieć – umie on o siebie zadbać.
Problem w tym, że jego troska
o siebie odbierana bywa jako poważny kłopot. Młody człowiek potrafi niekiedy z dużą
natarczywością dopominać się o swoje prawa. I w konsekwencji nie ma wówczas spokojnej
nocy, trudno jest wygospodarować dłuższą chwilę, by coś zrobić w domu. Małe dziecko
potrafi być bardzo absorbujące, odbierając poczucie kontroli nad sytuacją. Dla kogoś,
kto przywykł do kontroli, jest to sytuacja trudna. Dlatego niejedna matka nie potrafi
się podporządkować zasadzie, że o czasie karmienia decyduje młody człowiek, a nie
ona. Niejedna mama z dużą nieufnością podchodzi do kwestii ilości zjedzonego przez
malucha mleka. Niektóre gotowe są wręcz ważyć dziecko przed i po karmieniu. Odnosząc
się do tych niepokojów, prof. Władysław Fijałkowski powiedział: „Gdyby to, ile ma
zjeść dziecko, było naprawdę ważną informacją, pierś byłaby przezroczysta i opatrzona
miarką”.
To, czy dziecko je wystarczająco, widać nade wszystko po przyroście
masy ciała, choć od razu trzeba powiedzieć, że karmiony piersią maluch rośnie inaczej,
niż żywiony mlekiem zmodyfikowanym jego rówieśnik. Bywa zatem, że sprawdzając tempo
wzrostu dziecka wedle siatek centylowych odnoszących się do mleka modyfikowanego,
lekarze stwierdzają jego niedożywienie i nakazują dokarmianie. Prawdę mówiąc, jest
to niedźwiedzia przysługa, bo wprowadzenie dodatkowego pokarmu powoduje, że dziecko
zaczyna się domagać mniejszej ilości mleka od matki, a pierś – otrzymawszy taki komunikat
– zaczyna go mniej produkować. Późniejsze komplikacje są zatem efektem niepotrzebnej,
wynikającej z nieuzasdnionego lęku, interwencji. Ten lęk mógłby zniknąć, gdyby poznać
i zrozumieć procesy fizjologiczne związane z laktacją.
Karmienie piersią przynosi
wiele pozytywnych efektów. Młody człowiek nie tylko może zjeść i napić się najbezpieczniejszego,
najlepiej przyswajalnego pożywienia, ale także jest zabezpieczony przed przekarmieniem.
Otrzymując od matki przeciwciała na znane jej drobnoustroje, stopniowo aktywuje swój
własny system odpornościowy. Jednocześnie proces ssania wspiera proces kształtowania
zgryzu i pracy języka. Dialog między matką i dzieckiem, jaki rozgrywa się przy okazji
karmienia, buduje w nim poczucie bezpieczeństwa, co będzie przynosiło owoce w przyszłości
w postaci większej pewności siebie.
Światowa Organizacja Zdrowia zaleca, by
dziecko było karmione wyłącznie piersią przez pierwsze 6 miesięcy po urodzeniu, i
by poszerzając jego dietę, nie przerywać karmienia piersią przynajmniej do ukończenia
pierwszego roku od narodzin. Wydaje się, że zalecenie to należy traktować jako swoisty
program minimum, a jednocześnie jako pewien wzorzec, który jednakże podlegałby modyfikacji
w zależności od konkretnego dziecka i jego potrzeb. Zdarza się bowiem, że dziecko
nie jest zainteresowane poszerzeniem swojej diety poza matczyne mleko przez rok, albo
i dłużej, a bywa, że samo szuka nowości jeszcze przed wspomnianym szóstym miesiącem.
Są dzieci, które tracą w ogóle chęć korzystania z mleka matki po kilku miesiącach,
podczas gdy inne domagają się piersi nawet w wieku 3 lat od narodzin lub dłużej. Każdy
człowiek jest inny i stąd potrzeby każdego dziecka są nieco odmienne. Warto się w
nie wsłuchać, by – jeśli to tylko możliwe – pomóc młodemu człowiekowi na bezpieczny
wzrost i rozwój.