Sobór od kuchni – wspomnienia ks. Petera Gumpela SJ
Cz. I. Jak powstawały soborowe dokumenty
50. rocznica Soboru
Watykańskiego II skłania do wspomnień. Coraz mniej jest już jednak tych, którzy osobiście
uczestniczyli w tym wydarzeniu. Jednym z żyjących jeszcze świadków Vaticanum
II jest ks. Peter Gumpel SJ, niemiecki jezuita, znany przede wszystkim jako
postulator w procesie beatyfikacyjnym Piusa XII. W czasie Soboru tworzył jednak
legendarny już tandem wraz ze swym przełożonym i przyjacielem, o. Paolem Molinarim
SJ. O tym, jak zostali wciągnięci w wir soborowych obrad, ks. Gumpel
opowiada w pierwszej części rozmowy.
Ks. P. Gumpel: Nasz
udział w Soborze rozpoczął w sposób dość niezwykły. Pewnego dnia, w 1961 r., do o.
Molinariego zadzwonił redaktor czasopisma teologicznego Gregorianum. Święte Oficjum
nie zgodziło się na publikację dwóch artykułów. Redakcja zwróciła się zatem do o.
Molinariego z zapytaniem, czy w ciągu dwóch tygodni nie byłby w stanie napisać 40-stronicowego
eseju o kulcie świętych w Kościele. Dwa czy trzy tygodnie po ukazaniu się tego artykułu
zadzwonił do nas osobisty sekretarz Jana XXIII, ks. Loris Capovilla. Powiedział, że
papież zainteresował się tym artykułem, i zapytał, czy w najbliższych dniach będziemy
w Rzymie. Nieco później Jan XXIII zaprosił o. Molinariego na prywatną audiencję. Rozmawiał
z nim o dokumentach przygotowywanych na Sobór, który miał się rozpocząć rok później.
Papież nie był zadowolony, że większość dokumentów o Kościele dotyczy Kościoła na
ziemi. Bardzo mało mówi się natomiast o jego związku z Kościołem niebieskim. „A oba
są przecież częściami tego samego mistycznego Ciała Chrystusa” – mówił Papież i dodał:
„Wasz artykuł bardzo mi się spodobał. Chcę, abyście przygotowali encyklikę na ten
temat. Ogłosiłbym ją jeszcze przed rozpoczęciem Soboru”. Po powrocie do domu o. Molinari
zapytał mnie o zdanie. Wydawało mi się, że encyklika tuż przed rozpoczęciem Soboru
to nie jest najlepszy pomysł. Jeśli papież chce zwrócić uwagę na ten aspekt, może
to zrobić za pośrednictwem soborowych dokumentów. Ojciec Święty zgodził się na to
i polecił nam przygotować konstytucję dogmatyczną o Kościele w niebie i jego związku
z Kościołem na ziemi.
RW: Dodajmy, że później tekst ten, w trochę
zmienionej formie, został poddany pod głosowanie Soboru i włączono go
do Konstytucji o Kościele Lumen gentium jako jego siódmy
rozdział. Wróćmy jednak do przygotowań Soboru...
Ks. P. Gumpel:
W międzyczasie Papież polecił nam wydać książkę o Kościele w niebie i na ziemi. A
przed Soborem wezwał do siebie o. Molinariego i powiedział mu: „Poinformowałem kierownictwo
Soboru, że na moje wyraźne polecenie został ksiądz mianowany peritus papalis,
czyli mym doradcą, i zostanie włączony do komisji teologicznej”. O. Molinari odpowiedział
pytaniem: „A mogę o tym powiedzieć o. Gumpelowi, mojemu asystentowi?”. „Oczywiście,
ale pod warunkiem, że przysięgnie dyskrecję. Czworo oczu więcej widzi, a o. Gumpel
może księdzu pomóc. Dobrze znam jego erudycję”. Od tej chwili czytałem wszystkie dokumenty,
którymi zajmowała się komisja teologiczna. Miałem też swobodny dostęp do auli soborowej.
Chodziłem tam jednak tylko w chwilach szczególnych napięć, gdy dochodziło do burzliwej
dyskusji. O. Molinari musiał jednak być w auli soborowej co rano od poniedziałku do
piątku. Natomiast codziennie popołudniu, również w niedzielę, obradowała komisja teologiczna.
Jak w takich warunkach mógł się przygotowywać do udziału w teologicznej debacie? Umówiliśmy
się więc, że ja w bibliotece Uniwersytetu Gregoriańskiego będę prowadził badania i
wyszukiwał wszelkie niezbędne materiały. Tak wyglądała nasza współpraca. Potem jednak
papieżem został Paweł VI i zwrócił się do naszego generała, czy nie mógłby wyznaczyć
jakiegoś jezuitę na teologicznego doradcę dla biskupów z Afryki angielskojęzycznej.
RW:
Był ksiądz doradcą nie tylko teologicznym, ale również językowym...
Ks.
P. Gumpel: Jednym z największych problemów Soboru była łacina. Większość biskupów,
przynajmniej tych spoza Europy, nie studiowała po łacinie. I dlatego trudno im było
ten język zrozumieć czy w nim pisać. Raz w tygodniu uczestniczyłem w spotkaniach biskupów
z krajów misyjnych. Prowadził je arcybiskup Lusaki Adam Kozłowiecki, jezuita, który
później został kardynałem. Byłem na tym spotkaniach jedynym teologiem i otwarcie przyznałem,
że nie jestem kompetentny we wszystkich dziedzinach. Tym niemniej odpowiadałem na
pytania afrykańskich biskupów. A było ich niemało. Raz się zdarzyło, że jeden z biskupów
powiedział prawdziwą herezję. Abp Kozłowiecki go poprawił, mówiąc: „Wasza Ekscelencja
chciał powiedzieć to i to”. Biskup zaprzeczył i powtórzył poprzednie twierdzenie.
Wtedy abp Kozłowiecki zwrócił się do mnie i zapytał: „A co na to nasz teolog?”. „Wasz
teolog chciałby wam przypomnieć o nabitym programie dzisiejszego spotkania. Z księdzem
biskupem porozmawiam osobiście. A my przejdźmy do programu obrad”. Tak to wyglądało...
RW:
Nie tylko biskupom z Afryki łacina sprawiała problemy. Głównym zadaniem jezuickiego
tandemu Molinari-Gumpel było zatem, obok wspomnianego już siódmego rozdziału
Lumen gentium, pisanie przemówień, które były potem wygłaszane
w auli soborowej...
Ks. P. Gumpel: W komentarzach mówi się, że
siódmy rozdział Lumen gentium jest jedynym, który odznacza się jasną linią,
bez większych kompromisów. Kompromisy pojawiają się jednak w innych rozdziałach, a
później, po Soborze, było z nimi sporo problemów. Siódmy rozdział jest też chwalony
za jakość łaciny. Zarówno ja, jak i o. Molinari mieliśmy dobre łacińskie wykształcenie.
Nic więc dziwnego, że musieliśmy razem napisać ponad sto soborowych przemówień. Rozniosła
się po prostu pogłoska, że jesteśmy gotowi pracować w łacinie... Powiem o dwóch bardzo
różnych przypadkach. Pierwszy to pewien biskup północnoamerykański. Nie powiem, jak
się nazywał ani z jakiej diecezji pochodził, bo byłoby to niedyskretne. Przyszedł
do nas i powiedział: „Jestem tu już na czwartej sesji, a w domu mówią mi, że nic o
mnie nie słychać. Ludzie się pytają, co ja tam na tym Soborze w ogóle robię. Nadszedł
już chyba czas, bym coś powiedział”. „Doskonale, księże biskupie – odpowiedzieliśmy.
– A w jakiej sprawie chciałby ksiądz biskup się wypowiedzieć?” Odpowiedź była szokująca:
„W pełni zdaję się na was”. Z czymś takim nie mogliśmy się zgodzić. Przedstawiliśmy
mu kilka możliwych tematów do dyskusji i poprosiliśmy go o opinię w tych kwestiach.
Jako teolodzy nie mogliśmy przecież decydować o treści. To było zadaniem biskupów.
W końcu jakoś się dogadaliśmy.
Przeciwieństwem tego jest drugi przypadek,
włoskiego kardynała, byłego profesora dogmatyki. Kard. Siri zawołał nas i powiedział:
przypominam sobie, że na pewnym lokalnym synodzie, koło V w., powiedziano zdanie o
takiej mniej więcej treści. Moglibyście odszukać ten dokument? Zabraliśmy się do roboty.
Cytat znaleźliśmy i ku wielkiemu zdziwieniu zobaczyliśmy, że to, co kardynał cytował
z pamięci, niemal całkowicie zgodne jest z oryginałem. A zatem w tym przypadku ówczesny
metropolita Genui nie chciał, byśmy mu cokolwiek pisali. Potrzebował jedynie dokładnego
cytatu. I to była druga skrajność.