Świat może zapomnieć o wojnie w Syrii – ostrzegł na portalu agencji AsiaNews nuncjusz
apostolski w tym kraju. Abp Mario Zenari zauważył, że nawet informacje o setkach zabitych
stają się już rutyną. Liczba ofiar rośnie z dnia na dzień, a sytuacja mieszkańców
przypomina piekło.
Na przedmieściach stolicy Syrii, Damaszku, walki trwają
dniem i nocą. Bombardowania przetrwały tylko nieliczne budynki. „Kilku moich pracowników
mieszka w siedzibie nuncjatury. Inni nocują w piwnicach lub prowizorycznych schronach
– powiedział abp Zenari. – Parafie zamieniły się w noclegownie. Klasztory próbują
przyjmować wszystkich, choćby w ogrodach. Ale teraz, gdy nadchodzi zima, uchodźcy
są narażeni na śmierć z głodu i zimna. Kościół udostępnił całą przestrzeń, jaką dysponuje:
biura, magazyny i same miejsca kultu. Jednak bez pomocy z zewnątrz i zawieszenia broni
to wszystko może być tylko kroplą w morzu potrzeb” – uważa nuncjusz w Syrii.
Problemem
jest też wzrastająca przestępczość. Masowo dochodzi do uprowadzeń, i to nie tylko
ludzi majętnych. Porwania służą celom politycznym, ale też interesom grup przestępczych
nie zaangażowanych w konflikt. W wielu parafiach powstały specjalne komisje do negocjacji
z porywaczami. „Kościół pozostał jedyną nienaruszoną instytucją w tym kraju. Każda
inna, państwowa czy prywatna, rozpada się. Pomocy szukają u niego wszyscy: chrześcijanie
i muzułmanie różnych odłamów, sunnici czy alawici. Księża i zakonnicy często narażają
życie” – mówił abp Zenari.
Jego zdaniem Zachód powinien starać się zrozumieć
sytuację w Syrii, w której nie ma „arabskiej wiosny”, jak w innych państwach Bliskiego
Wschodu. „Po roku zamieszek i demonstracji pojawiło się w tej wojnie zbyt wiele czynników
zewnętrznych. Ludzie nie mają żadnego głosu. Ich jedynym pragnieniem jest powrót do
normalnego życia” – zakończył nuncjusz.