Nie ustaje dramat wyznawców Chrystusa w ogarniętej wojną domową Syrii. Wczoraj wieczorem
kolejna bomba wybuchła w zamieszkałej przez chrześcijan części Damaszku. Celem zamachu
był tym razem kościół św. Abrahama w dzielnicy Dżaramana, przed którym umieszczono
samochód-pułapkę. Nie są bliżej znane straty związane z zamachem.
Z kolei w
pobliżu stolicy śmierć poniosło dwóch chrześcijan, których wcześniej porwała grupa
uzbrojonych mężczyzn. Porywacze zażądali w zamian za uwolnienie ofiar 30 tys. dolarów
okupu, jednak po kilku godzinach rozmyślili się i poinformowali, że zabili uprowadzonych.
Obaj zamordowani to bliscy krewni greckomelchickiego księdza pracującego w Damaszku.
Zdaniem
przebywającego na Synodzie Biskupów w Rzymie patriarchy Grzegorza III Lahama ostatnie
wydarzenia wskazują, że syryjscy wyznawcy Chrystusa stali się zakładnikami w konflikcie.
„Chrześcijan używa się przedmiotowo dla sprowokowania władz – stwierdził zwierzchnik
katolickich grekomelchitów. – Nie ma prześladowań, nie giną oni za wiarę, ale są bezbronni,
więc manipuluje się nimi, by osiągnąć inne cele”.
To, co dzieje się w Syrii,
nie pozostaje bez wpływu na Liban, gdzie również utrzymuje się napięta sytuacja po
zamachu na tamtejszego szefa wywiadu wojskowego. Podkreśla to maronicki patriarcha
Béchara Raï. Również uczestniczący w Synodzie Biskupów hierarcha zwraca uwagę na potrzebę
pomocy z zewnątrz, by rozwiązać błędne koło nienawiści i przemocy, w które wplątani
są także chrześcijanie.
„Potrzebujemy, by ktoś wezwał do uspokojenia nastrojów,
do pojednania, do dyplomatycznego rozwiązania konfliktu. Tymczasem dzisiaj mamy do
czynienia z sytuacją, że różne kraje podsycają przemoc i wojnę. I płacą, wspierają
politycznie którąś ze stron, posyłają broń, by wojna trwała. To dobrze, że słychać
ze strony Synodu i Ojca Świętego odmienny głos. My ufamy Bogu, który jest Panem dziejów”
– wskazał maronicki patriarcha.