Ex Oriente Lux: o zwyczajach kościelnych Etiopczyków odc.32
Słuchaj: Powiedziałem w poprzednim
odcinku, że Etiopczycy mają zwyczaj całowania kościoła, choć dziś niektórzy tego nie
czynią, ale nie przez brak wiary i pobożności, ale ze względów higienicznych i z obawy
przed chorobami. I choć opowieść była w tonie żartobliwa, to z tym całowaniem wcale
nie żartuję: jest tak naprawdę, sam nieraz widziałem, uczestnicząc w różnych etiopskich
świętach, liturgiach i modlitwach. Zatem powiedzmy dziś jeszcze słów parę o tym etiopskim
chodzeniu do kościoła.
Wszystko w Kościele etiopskim, tak jak i w naszym zresztą,
regulują dwa fundamentalne prawa: prawo pisane, które w skrócie nazwać możemy prawem
kanonicznym, oraz to niepisane, żywe, z pokolenia na pokolenie, a więc tradycja po
prostu. Które ważniejsze? To pytanie bez sensu: bo pierwsze kodyfikuje uświęcone obyczaje,
które też nie spadają z nieba, a więc zmieniają się od czasu do czasu. Etiopczycy
są bardzo przywiązani do swej kościelnej tradycji i to do tego stopnia, że prawie
nie odróżniają tego, co rzeczywiście jest z nieba, od tego, co po prostu ludzkie,
choć uświęcone. Dla zilustrowania opowiem pewną własną przygodę: Siedziałem kiedyś
na schodach któregoś ze stołecznych kościołów. No i po chwili przyłączył się pewien
nieznany mi Etiopczyk, który ciekawy był, kim jestem i co tu robię, nie mówiąc o tym,
że bardzo chętny, by mnie zapoznać z wszystkim, co Etiopię stanowi, bo skąd taki biały
ferendżi miałby wiedzieć. Pyta mnie zatem, jakiej jestem wiary; odpowiadam, że jestem
chrześcijaninem. A czy ortodoksem? – pyta mój nowopoznany znajomy. Zawahałem się przez
moment, bo poza tym, że jestem katolikiem, to przecież jestem także ortodoksem, czyli
moja wiara jest poprawna, taką mam nadzieję. Ale Etiopczykowi nie o to chodziło, więc
odpowiadam, że jestem katolikiem. Aha, skwitował ze zrozumieniem i chyba trochę ze
współczuciem. To niedobrze – mówi po chwili – my się żegnamy składając palce dłoni
na znak krzyża, tak przecież zostaliśmy zbawieni, przez Chrystusa ukrzyżowanego, który
ma jedną naturę: bosko-ludzką; i wskazujemy przy tym na niebo – mówi dalej – bo tam
przecież jest nasz Bóg. I mówimy: be-syma ab łe-łelyd łe-mynfas kyddus ahadu amlak
amien – to znaczy: „W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, jednego Boga. Amen”– A czy
wy robicie tak samo? Jaka jest wasza wiara? Odpowiedziałem po chwili zbożnego namysłu,
że my mówimy tak samo i że tak samo się żegnamy, co też go bardzo ucieszyło. Tak,
Etiopczycy ogromną wagę przywiązują do religii, do prawdziwości wiary i przede wszystkim
do poprawnego jej praktykowania. Jeśli więc Księga Praw Kościoła mówi, by kościół
całować, i jeśli wszyscy całują – to znaczy, że taka jest Boża wola i że na tym polega
prawdziwa wiara, czyli ortodoksja.
Więc chodzą Etiopczycy do kościoła zawsze,
gdy tylko mają na to chwilę czasu. A że na Rogu Afryki czasu jest zazwyczaj pod dostatkiem,
to wielu z mieszkańców tamtej krainy praktycznie żyje w kościele, a raczej wokół kościoła.
Siedzą zatem pod murami, albo w opłotkach, modląc się żarliwi, toczą pobożne rozmowy,
tak jak i mnie się przytrafiło, czytają wreszcie pobożne książki, bo to one przecież
najlepiej opowiadają o wierze. Etiopczyk zawsze dobrze wie, gdzie jest kościół, nawet
w dużym mieście, i jak do niego trafić, nawet jeśli go nie widać. Przekonałem się
o tym w Addis Abebie. Gdy jeszcze nie znałem okolic mojego domu, idąc ulicą przytrafiało
mi się obserwować przechodniów, których wielu, ni stąd ni zowąd, zatrzymywało się
na pewnym niewielkim skrzyżowaniu, odwracało w stronę małej uliczki, kłaniało głęboko
robiąc znak krzyża, znów pokłon i dalej w drogę. Oczywiście z głównej ulicy nic nie
było widać, poszedłem więc kiedyś tamta ścieżką, zaintrygowany ludzkim obyczajem.
No i rzeczywiście: sto, może sto pięćdziesiąt metrów dalej, za zakrętem i pośród drzew
stoi kościół, niewielki i przez większą część dnia zamknięty. Ale to nikomu nie przeszkadza,
by przyjść do kościoła; by ucałować jego bramę, odrzwia i też ściany; by się głęboko
pokłonić wszystkim obrazom świętych Pańskich, które widać w oknach; by odmówić modlitwę
dłuższą lub krótszą. A jeśli nawet kto akurat nie ma czasu, to właśnie przechodząc
w pobliżu odwraca się w jego stronę i też modli krótko. To zafascynowanie kościołem
jest tak powszechne i tak głęboko zakorzenione, że gdy autobus przejeżdża ulicą obok
popularnego kościoła, to się wszyscy jak na rozkaz żegnają trzy razy, czapki z głów
ściągają i szepcą krótką modlitwę. Z kierowcą włącznie, choć ten powinien ręce trzymać
na kierownicy. A gdy jest dzień świąteczny - a zaraz dodać muszę, że jakieś święto
przypada właściwie codziennie, więc zawsze gdzieś jest taki kościół, pod którym ludzie
gromadzą się szczególnie tłumnie, i wtedy jest ich pełno i na ulicy, i przed bramą
i pod murami także. Jak odpust to odpust i nie ma żartów. A kiedy kościół jest otwarty,
to siedzą także w środku. Ale żeby wejść do kościoła, trzeba najpierw buty ściągnąć.
Tak, tak! Niech nikt się nie waży w Etiopii do kościoła w butach wchodzić, bo go wyrzucą
niemal z krzykiem. Mnie się kiedyś przytrafiło, gdy już wychodziłem z kościoła, że
nieopatrznie za wcześnie, bo w przedsionku tylko i tuż za drzwiami usiadłem na stołku,
by buty założyć i zasznurować. Oj, przyuważył mnie któryś i przy bramie już dopędził
i skrzyczał, że nie wolno w butach do kościoła. Wyjaśniłem mu grzecznie, że ja wiem
i że on się myli, bo tylko na progu buty wciągałem. Ale głupio i tak mi trochę było,
bo wielu ma o nas białych zdanie jak najgorsze: że jesteśmy profanami, więc lepiej
nie dolewać oliwy do ognia. Zatem: do kościoła bez butów! Ale wejść zawsze można,
byle się porządnie zachować. Bo w kościele musi być porządek: kobiety zazwyczaj idą
na prawą stronę, a mężczyźni na lewą. Dzieci też zgodnie z płcią, chyba że bardzo
małe i pod opieką rodzica. W kościele warto mieć na sobie białą chustę, co się gabbie
nazywa. To taka zwykła narzuta z tetry, a materiał ten trochę dawne pieluchy przypomina.
Chusta może być też zdobiona i haftowana, wtedy jest jeszcze ładniejsza. Może być
krótka: tylko na głowę i na ramiona, albo całkiem długa, i wtedy sięga nawet do ziemi.
Taka chusta jest przypomnieniem szaty chwały, która Adam z Ewą z raju wynieśli; jest
znakiem białej szaty, jaką stało się odzienie Chrystusa na Górze Przemienienia. Ma
przypominać o chrzcie, przez który mamy udział w zbawieniu, no i też osłaniać nasze
grzeszne ciała, byśmy przez biel chusty chociażby byli podobni do aniołów. A chustę
taką w etiopskim kościele zakładają i kobiety i mężczyźni; i młodzi, i starzy; i ortodoksi,
i katolicy. Bo przecież wszyscy w tego samego Pana wierzymy i wszyscy chcemy być do
Niego jednakowo podobni. A o tym, jakie są inne kościelne obyczaje w Etiopii, opowiem
już w kolejnym programie.