Współczesna
cywilizacja nie rozumie płodności. Boi się jej i od niej ucieka. Kwestia dzieci postrzegana
jest zazwyczaj w kategoriach pragnień dorosłych (wcale niekoniecznie pozostających
ze sobą w związku małżeńskim). Jeśli chcą mieć dzieci, to niech mają. Jak nie wychodzi
– wówczas in vitro. Ale poza tą – dosyć wyjątkową – sytuacją, kiedy para stara się
o poczęcie, dziecko jest postrzegane jako „wpadka” a nawet zagrożenie. Trudno się
dziwić, że swoistym smutnym standardem jest akceptacja antykoncepcji, zarówno w odniesieniu
do mentalności, jak i stosowanych środków – mechanicznych i hormonalnych, a gdy ona
zawiedzie – wówczas także aborcja. Płodność w tej mentalności jest zatem niewygodną,
choć niekiedy użyteczną przypadłością, którą należy wziąć w ryzy, kontrolując ją i
tłumiąc.
W NaProTECHNOLOGII płodność jest postrzegana całkowicie odmiennie.
Traktowana jest jako stan normalny i pożądany, będący szczególnym sygnalizatorem zdrowia
kobiety: najpierw w zakresie jej zdolności prokreacyjnych, ale także szerzej – zdrowia
w ogóle. Zachodzące w ludzkim ciele procesy należy oczywiście znać i rozumieć, ale
nie po to by je ujarzmić, ale by w odpowiedzialny sposób traktować własne ciało, zdając
sobie sprawę z możliwych konsekwencji podejmowanych działań. Innymi słowy płodność
traktowana jest jako wyzwanie dla człowieka, dla małżeństwa; jest darem i zadaniem
– jak mawiał Jan Paweł II.
To całkowicie odmienna od nastawienia większości
filozofia medycyny prokreacyjnej, która szuka przyczyn chorób, aby je usunąć i przywrócić
stan fizjologicznego zdrowia. Paradoks polega na tym, że NaProTECHNOLOGIA nie wprowadza
nic nadzwyczajnego poza zastosowaniem standardów praktycznie wszystkich innych działów
medycyny do obszaru ginekologii i położnictwa: troski o zdrowie pacjenta, unikania
działań szkodliwych, proporcjonalności interwencji... To są elementarne założenia
etyczne medycyny, będące jednocześnie fundamentem dla jej profesjonalizmu. Założenia
w zasadniczym nurcie współczesnej ginekologii praktycznie nieobecne.
NaPro,
jak w skrócie mówi się o NaProTECHNOLOGII, narodziło się w USA z fascynacji młodego
wówczas studenta medycyny Thomasa Hilgersa encykliką „Humanae vitae” autorstwa papieża
Pawła VI. Zarysowana tam wizja małżeńskiej miłości zainspirowała go do poszukiwań
naukowych środków umożliwiających zastosowanie metod rozpoznania płodności w życiu
małżeństw i w praktyce ginekologicznej. Były to jednak poszukiwania naznaczone rozpoznaniem
prawdy o darze płodności, poszukiwania od samego początku przebiegające wbrew antykoncepcyjnie
i aborcyjnie nastawionym trendom w ginekologii.
Z pomocą swojej żony i zaprzyjaźnionych
pielęgniarek i położnych Dr Hilgers – już jako lekarz – opracował ustandaryzowaną
metodę obserwacji symptomów płodności, która jednocześnie stała się punktem wyjścia
dla zaawansowanej diagnostyki i terapii. W ten sposób praca jego zespołu zaowocowała
powstaniem dwóch gałęzi jednego drzewa. Pierwszą gałęzią jest metoda obserwacji, a
ściślej zintegrowany system opieki nad płodnością oparty o Model Creighton (nazwa
pochodzi od uczelni, na której pracuje Dr Hilgers). Drugą gałęzią jest system diagnostyczno-terapeutyczny,
określany mianem NaProTECHNOLOGY, czy jak przyjęło się niekiedy mówić w Polsce: NaProTECHNOLOGII.
Nazwa ta jest skrótem od słów Natural Procreative Technology, czyli technologia naturalnej
prokreacji i jakkolwiek zdaje się brzmieć cokolwiek skomplikowanie, w prosty sposób
wyraża logikę metody. Chodzi o zastosowanie nowoczesnej technologii, by przywrócić
prawidłowy, fizjologiczny stan płodności, zgodny z naturą ludzkiego ciała.
Jakkolwiek
prace nad opracowaniem Modelu Creighton i powiązanych z nim metod diagnostyki i terapii
ginekologicznej trwały od polowy lat 80. XX wieku, NaProTECHNOLOGIA na rynek medyczny
weszła w praktyce w 2005 roku, gdy pojawił się liczący ponad 1200 stron podręcznik
Dra Hilgera: „Medyczna i chirurgiczna praktyka NaProTECHNOLOGII”. Niemal natychmiast
wzbudził on zainteresowanie tych lekarzy, którzy szukali drogi praktykowania ginekologii
ukierunkowanej na życie i płodność. Problem był w tym, że samo przeczytanie podręcznika
nie wystarcza, by móc zastosować wypracowane przez Hilgersa standardy. W NaProTECHNOLOGIĘ
trzeba się wdrożyć, podobnie zresztą w system opieki nad płodnością według Modelu
Creighton, a to oznacza, że proces dydaktyczny jest przysłowiowym wąskim gardłem dla
ich rozwoju. A jednak, jakkolwiek może to brzmieć dziwnie, twórcy NaProTECHNOLOGII
nie chcą zrezygnować z tego wąskiego gardła, z ogromną pieczołowitością dbając o jakość
kształcenia kolejnych grup instruktorów i lekarzy. Trudno im się jednak dziwić. Przecież
właśnie chęć pójścia na łatwiznę, niejako „na skróty” stanęła u podstaw obecnego kryzysu
ginekologii. W NaPro na łatwiznę się nie chodzi, bo jeśli pacjent ma być zdrowy, to
należy go badać i leczyć porządnie, co często zajmuje czas i niemało kosztuje.