Uciekają z Syrii pieszo – rozmowa z ks. Waldemarem Cisłą z Fundacji Pomoc Kościołowi
w Potrzebie
„Sytuacja syryjskich uchodźców w Libanie wygląda dramatycznie. Jest to mały kraj.
Napływa coraz więcej uchodźców i potrzeby są coraz większe, tym bardziej, że teraz
zaczynają uciekać najubożsi” – mówi ks. Waldemar Cisło, który właśnie wrócił z Libanu
gdzie organizował pomoc humanitarną. O sytuacji uchodźców i rosnących z każdym dniem
potrzebach z dyrektorem sekcji polskiej Fundacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie rozmawia
ks. Tomasz Grzyb.
- Jak wygląda sytuacja syryjskich uchodźców w Libanie?
Ks.
Waldemar Cisło: Spotkałem się m.in. z dyrektorem Caritas Libanu oraz innymi przedstawicielami
Kościoła, którzy swoją opieką otaczają uchodźców. Wcześniej wspomagali uciekinierów
z Iraku, teraz zajmują się tymi z Syrii. Sytuacja wygląda dramatycznie. Liban to mały
kraj, a napływa coraz więcej uchodźców i potrzeby są coraz większe. Statystyki mówią
o 38 tys. zarejestrowanych uchodźców, jednak nieoficjalnie mówi się, że jest ich cztery
razy więcej. Skąd ta rozbieżność? Ci ludzie są wystraszeni, boją się podawać jakiekolwiek
swoje dane osobowe tak Organizacji Narodów Zjednoczonych, jak organizacjom kościelnym.
To są ludzie, którzy przeżyli gehennę, ledwo udało im się uciec z życiem, uratować
z dziećmi, z tym niewiele, co im się udało zabrać. Bogatsi opuścili Syrię wcześniej,
bo mając środki ku temu, mogli sobie na to pozwolić. Teraz zaczyna się ta najtrudniejsza
emigracja, czyli najbiedniejszych, tych, którzy muszą czasami pieszo przebywać duże
odległości wraz ze swoimi rodzinami. Stąd olbrzymie potrzeby.
- Jak Fundacja
wspiera uchodźców?
Ks. Waldemar Cisło: Jeśli chodzi o konkretne
formy pomocy, to w samym Bejrucie mamy ośrodek prowadzony przez siostrę zakonną. Finansujemy
go od dwóch lat. Dziennie przyjmuje ok. 70 osób, ale ta liczba teraz z każdym dniem
rośnie. Zresztą wystarczy pomnożyć 70 osób przez 365 dni w roku, by zobaczyć, jak
ogromne to jest wsparcie. Warunki są bardzo skromne, ale dzięki ofiarności lekarzy
oferowana pomoc jest bardzo efektywna. Dziękuję w imieniu tych ludzi za wsparcie,
które w ciągu ostatnich dwóch lat otrzymaliśmy od Polaków na działanie tego ośrodka.
Organizujemy też pomoc humanitarną dla 12 tys. mieszkańców miasteczka leżącego na
pograniczu syryjsko-libańskim, które otoczone jest przez wojsko. Ci ludzie przez ponad
dwa tygodnie nie otrzymali żadnej pomocy żywnościowej. Teraz udało nam się znaleźć
kanał przerzutowy i mam nadzieję, że woda, żywność i lekarstwa trafią do potrzebujących.
- Jaka jest sytuacja tych, którzy szukają schronienia w Libanie? Czy mieszkają
w ośrodkach dla uchodźców?
Ks. Waldemar Cisło: Ośrodki dla uchodźców
budowane są głównie w Turcji. W Libanie mieszkają u rodziny czy znajomych. Ta ludność,
która bierze pod swój dach uchodźców też jest biedna, sami często mają problemy z
utrzymaniem. Potrzeby są naprawdę ogromne. Staramy się tym ludziom zapewnić to, czego
w danej sytuacji pilnie potrzebują, czyli leki i żywność. Obawy są bardzo duże, bo
nikt z nas dziś nie jest wstanie powiedzieć, w jakim kierunku potoczy się sytuacja
w Syrii. Kraje Zachodu też są pełne obaw, bo ostatnie wiadomości pokazują, że zarówno
strona rządowa jak i tzw. powstańcy oskarżają się nawzajem o dokonywanie mordów. Najbardziej
cierpi niewinna ludność, cywile, biedni ludzie. I to jest największa tragedia tego
narodu.
- Czy w ośrodku organizowanym przez Fundację Pomoc
Kościołowi w Potrzebie wsparcie otrzymują tylko chrześcijanie, czy jest on
otwarty dla wszystkich?
Ks. Waldemar Cisło: Nigdy nie pytamy najpierw
o religię. Najpierw udzielamy pomocy. Kwestia wyznania może, ale nie musi wyjść później.Najważniejsze jest dla nas objęcie pomocą konkretnego potrzebującego człowieka.
I to jest ten piękny aspekt pracy chrześcijan, ten piękny aspekt solidarności, pochylania
się nad każdym człowiekiem, niezależnie od jego przynależności narodowej, etnicznej
czy religijnej.
- Mówi się, że wyznawców Chrystusa w Syrii
czeka los irackich chrześcijan. Jaka jest obecnie sytuacja?
Ks.
Waldemar Cisło: Jeden z patriarchów syryjskokatolickich mówił do nas: „Dzisiaj
musicie zapomnieć o poprawności politycznej, musicie zapomnieć o tzw. dyplomacji,
o pewnych rzeczach trzeba mówić wprost”. Dzisiaj na Bliskim Wschodzie chrześcijanie
są konfrontowani z pytaniem: pozostać czy wyemigrować? Oznaczać to może w konsekwencji
zniknięcie chrześcijaństwa z tamtego rejonu. Jak mówił patriarcha, ich pradziadowie
i dziadowie mieszkali na tych terenach całe wieki. To jest bardzo potrzebna obecność,
bo wnosi zupełnie inne wartości. Również wielu muzułmanów, którzy nie są radykałami
i fanatykami, widzi potrzebę koegzystencji tych dwóch wielkich systemów wartości,
tych dwóch wielkich religii. I Liban jest takim pięknym przykładem w regionie, że
te dwie religie mogą ze sobą współistnieć i ci ludzie mogą ze sobą współpracować pod
warunkiem, że nie dopuści się do głosu fanatyków. Często jednak słychać też pytanie
ze strony młodych ludzi, którzy mają możliwość emigracji i łatwiejszego życia w innym
zakątku świata, dlaczego mają zostawać i być obywatelami drugiej kategorii. Dlaczego
mają nie mieć pracy, skoro gdy wyjadą, tę pracę znajdą bez problemu, a co za tym idzie,
zapewnią lepsze warunki swoim rodzinom. Stąd też istnieje konieczność stwarzania przyszłości
dla tych ludzi na miejscu. Kościół robi co może, prowadząc np. plantacje, produkując
oliwę, by młodym chrześcijanom dać zatrudnienie.