„Sytuacja w Północnym Kiwu jest katastrofalna. Nie można dalej bezczynnie przyglądać
się tragedii milionów Kongijczyków”. Głos w tej sprawie zabrali przedstawiciele protestanckich
Kościołów Demokratycznej Republiki Konga apelując o międzynarodową interwencję pokojową.
Wcześniej w podobnym duchu wypowiedział się Kościół katolicki. Tymczasem wczoraj
fiaskiem zakończyły się rozmowy przywódców państw afrykańskich regionu Wielkich Jezior
w sprawie powołania neutralnych sił, które wsparłyby kongijską armię rządową w walce
z finansowanymi przez Rwandę rebeliantami.
Zarówno ONZ jak i UNICEF informują
o dramatycznej sytuacji ludności cywilnej. W regionie jest ok. 2 mln uchodźców. W
obozach przejściowych brakuje wody i żywności. Śmiertelne żniwo zbiera także epidemia
cholery, tysiące dzieci cierpi na chorobę głodową. Coraz większym problemem staje
się ponadto wcielanie siłą dzieci do oddziałów rebelianckich. Królujące bezprawie
sprawia, że wiele rodzin chroni się w lasach, by uniknąć porwań i powszechnych gwałtów.
Pola leżą odłogiem, ponieważ ludzie boją się je uprawiać. Przedstawicielka ONZ Valérie
Amos alarmuje, że w Północnym Kiwu konieczna jest natychmiastowa interwencja humanitarna.
Do kolejnej eskalacji przemocy na wschodzie Demokratycznej Republiki Konga
doszło na początku roku, kiedy to poszukiwany międzynarodowym listem gończym za zbrodnie
przeciwko ludzkości Bosco Ntaganda stanął na czele nowego ruchu rebelianckiego o nazwie
M23. Jest on w opozycji do władz Konga, a wspiera go sąsiednia Rwanda, która stara
się przejąć kontrolę nad bogactwami tego regionu. Właśnie za popieranie kongijskiej
rebelii swą pomoc dla Rwandy wstrzymały ostatnio Stany Zjednoczone, Wielka Brytania,
Niemcy i Holandia. Naciski wydają się jednak niewystarczające. To właśnie Rwanda zablokowała
na szczycie państw afrykańskich utworzenie neutralnych sił w Kongu.