Niepłodność
jest źródłem cierpienia trudnego do opisania, ponieważ rodzicielstwo stoi w centrum
powołania do miłości każdego człowieka. Jednocześnie jednak niepłodność jest efektem
nieprawidłowego funkcjonowania różnych organów mężczyzny i kobiety, dlatego trzeba
mówić o problemie niepłodności w stosunku do obojga. I trzeba szukać przyczyn tego
stanu, by znalazłszy – objąć ich leczeniem ukierunkowanym na przywrócenie zdrowia
prokreacyjnego.
Zapłodnienie pozaustrojowe reklamowane jest jako bezpieczna
procedura medyczna, służąca leczeniu niepłodności. W poprzednim felietonie pokazałem,
że określenie tego zabiegu mianem procedury terapeutycznej jest nadużyciem, jako że
objęta nim para pozostaje w dalszym ciągu bezpłodną, nawet jeśli urodzi potomstwo.
Dla wielu ludzi takie rozróżnienie nie odgrywa większego znaczenia, ponieważ jedynym
istotnym czynnikiem jest możliwość posiadania dziecka, zdrowego dziecka. Warto zatem
powiedzieć wprost, że procedury in vitro nie tylko niczego nie leczą, nie tylko nie
gwarantują narodzin dziecka, ale także – jeśli do nich dojdzie – nie gwarantują, że
dziecko będzie zdrowe. Procedura jest zresztą groźna nie tyko dla dziecka, ale także
dla matki, nade wszystko – choć może to zabrzmieć paradoksalnie – jeśli dojdzie do
udanej implantacji dziecka w jej macicy. Ale po kolei, przyjrzyjmy się zdrowotnym
konsekwencjom zapłodnienia pozaustrojowego.
Agresywna stymulacja hormonalna,
której celem ma być najpierw wywołanie multiowulacji, a następnie przygotowanie endometrium
do przyjęcia poczętego dziecka, może doprowadzić do trwałej destabilizacji systemu
hormonalnego. Rozwijająca się pod wpływem hormonów torbiel na jajniku może doprowadzić
do śmiertelnego zagrożenia w postaci zespołu hiperstymulacji jajników – sytuacja taka
zdarza się w około 6 na 1000 procedur. Z innych powikłań wymienić należy zwiększenie
ryzyka powstania zmian nowotworowych, oraz zwiększenie podatności na infekcje i krwawienia.
Warto zwrócić uwagę, że są to powikłania, które towarzyszą antykoncepcji hormonalnej.
Wynikające
z zastosowania procedury in vitro zagrożenia dla zdrowia, niejednej kobiecie mogą
wydać się wartymi podjęcia, jeśli w efekcie urodziłoby się zdrowe dziecko. Problem
w tym, że gwarancji na zdrowie dziecka nie ma; co więcej, ryzyko powikłań u dziecka
poczętego na drodze zapłodnienia pozaustrojowego jest znacznie większe niż u dziecka
poczętego naturalnie.
U dzieci poczętych metodą in vitro wzrasta ryzyko śmierci
przed narodzinami. Znacznie większy odsetek z nich rodzi się z niedowagą (nawet, jeśli
urodzą się w terminie) lub przedwcześnie – wówczas problem niedowagi nabiera niekiedy
dramatycznych wymiarów. Wielokrotnie – nawet 10-krotnie w stosunku do dzieci poczętych
naturalnie – wzrasta częstotliwość występowania wad genetycznych u dzieci z in vitro.
Przykładowo, częstość występowania zespołu Beckwitha-Wiedemanna wzrasta wedle jednych
badań 4-krotnie, a wedle innych – nawet 10-krotnie.
Odpowiedzią na wady genetyczne
i rozwojowe jest ze strony medycyny aborcja. Dzieci chore, obciążone wadami i źle
się rozwijające traktowane są przez medycynę reprodukcyjną jako porażka, którą należy
wyeliminować, by w kolejnej próbie móc odnieść sukces. Temu samemu celowi służy tzw.
selekcja preimplantacyjna, która jest niczym innym, jak aborcją eugeniczną. Trzeba
zatem wyraźnie powiedzieć, że w in vitro dziecko akceptowane jest tylko warunkowo,
o ile spełnia założenia zdrowia, braku wad, a niekiedy wręcz występowania konkretnych
cech przedstawionych w zamówieniu.
Trzeba też pamiętać, że dla zwiększenia
skuteczności procedury, zazwyczaj wprowadza się do macicy kobiety dwoje lub troje
dzieci w embrionalnej fazie ich rozwoju. W ten sposób wzrasta jednocześnie szansa,
że nie jedno, ale dwoje lub nawet troje dzieci zacznie się rozwijać. Lekarze mówią
zatem o „ryzyku ciąży mnogiej lub wieloraczej”. Traktując „nadprogramowe” dziecko
jako ryzyko, jako zagrożenie, dążą do jego eliminacji. W ten sposób aborcja – zwana
selektywną – po raz kolejny staje się częścią procedury reklamowanej jako mającą pomóc
rodzicom, by urodzili dziecko.
Śmierć jest niewątpliwie – z punktu widzenia
dziecka – nader poważnym zagrożeniem. Na każde przenoszone do macicy kobiety dziecko
przypada około 5 do 10 innych, które będą wprowadzone w stan kriopreserwacji (większość
tego zabiegu nie przeżyje). Na każde dziecko, które się urodzi, przypada zatem kilkadziesiąt
innych, które albo umrą przedwcześnie z powodu powikłań, albo zginą, gdyż nie będą
spełniać założonych wymagań.
Ostatnia grupa zagrożeń wynikających ze stosowania
procedur zapłodnienia pozaustrojowego pozostaje niewiadomą i odnosi się do ludzi,
którzy jeszcze się nie poczęli. Chodzi o ukryte wady i mutacje genetyczne, wynikające
nade wszystko z przełamania barier biologicznych podczas procedury ICSI, gdy plemnik
zostaje wstrzyknięty do wnętrza komórki jajowej. Trudno dziś ocenić skalę zagrożenia,
ponieważ zmiany genetyczne ujawniają się w trzecim pokoleniu i później. Zapewnienia
o bezpieczeństwie genetycznym in vitro biorą się z doświadczeń prowadzonych na zwierzętach,
jednak dopiero czas pokaże, na ile były to zapewnienia wiarygodne.