Aby wskrzesić
córkę Jaira, Chrystus potrzebował zaledwie czterech sylab. Aby uzdrowić kobietę cierpiącą
na krwotok wystarczyło, że ta dotknęła się Jego płaszcza. Wskrzesić umarłych, uzdrowić
chorych, nie było więc problemem dla Chrystusa, zauważyliśmy, czytając Ewangelię w
zeszłą niedzielę. Uzdrowić z niedowiarstwa, owszem, wobec tego problemu nawet Pan
Bóg wydaje się być czasem „bezradny”.
Powodów czyjejś niewiary może być oczywiście
wiele. W dzisiejszej Ewangelii św. Marek opisuje nam być może ten najważniejszy. Oto
Chrystus przychodzi do swego rodzinnego miasta i naucza w synagodze. Jego krajanie
są zaskoczeni mądrością, która przemawia przez Jego usta i cudami, których dokonują
Jego ręce. To wszystko jednak za mało, aby wyzbyli się wobec niego uprzedzeń, bo czyż
nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją
tu u nas także Jego siostry?” I powątpiewali o Nim (Mk 6,3).
Mieszkańcy
Nazaretu oczekiwali innego Mesjasza: niezwykłego, wspaniałego. Zmęczony drogą, spocony
i zakurzony syn Maryi, który właśnie wrócił do ich rodzinnego miasta, otoczony gromadą
zupełnie przeciętnych uczniów, kłócił się z ich wyobrażeniem Zbawcy, dlatego o Nim
powątpiewali.
Ulegli schematom i zgrzeszyli pychą, no bo dlaczego właśnie On,
kompan ich dziecięcych zabaw, ze zwyczajnej, biednej rodziny, miałby nagle być tym
wybranym, odnieść sukces, stać się sławny. Nie, ich na to nie nabierze, zbyt dobrze
Go znają...
W naszym życiu ulegamy, niestety, podobnym stereotypom myślowym
i schematom. Znany włoski piosenkarz Claudio Baglioni (30 milionów sprzedanych płyt),
stanął kiedyś z gitarą na roku jednej z neapolitańskich ulic, gdzie przez dwie godziny
śpiewał swoje piosenki. Ludzie rzucali mu grosze (nazbierał ledwie na pizzę) i szli
dalej. To przecież nie może być Baglioni, on nie śpiewałby na rogu ulicy – rozumowali,
tracąc niepowtarzalną okazję porozmawiania z artystą, otrzymania autografu, posłuchania
na żywo jego głosu.
Znacznie gorzej, gdy podobne schematy przenosimy na nasze
życie religijne wyznaczając Bogu miejsce i czas, gdzie może się pojawić i obdarzać
łaską:
„Mam przeczucie graniczące z pewnością – mówił niedawno jeden z polskich
pisarzy – że Pan Bóg nie ma nic wspólnego z instytucją Kościoła: hermetycznego, nieekumenicznego,
nienawistnego i bezrefleksyjnego”. Chodziło mu oczywiście o Kościół w Polsce, w którym
dodatkowo raziły go tłumy ludzi kasłających i rozsiewających bakterie, kiczowate polichromie
i architektura pozbawiona sacrum.
Jakbym słyszał mieszkańców Nazaretu,
dla których Mesjasz nie mógł być cieślą, synem Maryi, bratem Jakuba... Tak zwyczajny?
prowincjonalny? Nigdy.
Chrystus zaś dziwił się ich niedowiarstwu i nie mógł
tam zdziałać żadnego cudu (por. Mk 6, 5-6). Iluż łask, uzdrowień, cudów, pozbawiło
mieszkańców Nazaretu przekonanie, że Bóg nie mógł mieszkać w Synu Maryi, Jezusie.
Iluż łask, uzdrowień, cudów, pozbawia i dzisiaj wielu ludzi przekonanie, że Bóg nie
może mieszkać w naszym Kościele nad Wisłą.
* * *
Pani Boże, Twój
Syn nie rozpoznany przez mieszkańców Nazaretu, dziwił się ich niedowiarstwu. Spraw,
prosimy, aby nasza pycha nie zamknęła nas nigdy na Jego czyny i słowa. Który żyje
i króluje na wieki wieków. Amen.