Dzisiejsza
Ewangelia opisuje nam kolejne spotkanie Zmartwychwstałego Pana ze swymi uczniami.
W jakże dziwny sposób Chrystus ukazuje się apostołom: żadnych trąb, anielskich surm,
błyskawic i grzmotów, a przecież mamy tutaj do czynienia z najważniejszym wydarzeniem
w dziejach ludzkości. Chrystus wyraźnie jednak nie dba o „oprawę” tych spotkań, a
pojawiające się wśród uczniów emocje studzi słowami: Pokój wam (Łk 24,36).
Po
zmartwychwstaniu Chrystus nadal więc kontynuuje swój „styl”, zapoczątkowany w Betlejemskiej
grocie: cichości, pokory i uniżenia. Styl, któremu obca jest wszelka widowiskowość,
spektakularność i niezwykłość, tak ulubione przez wielkich tego świata. Styl, który
respektuje naszą wolność, nie narzuca swej woli, nie usiłuje nikogo przekonać na siłę,
także do zmartwychwstania. Przedziwna, prawdziwie Boża pokora, która nie próbuje nawet
dochodzić sprawiedliwości, bo przecież mógłby wyrzucić Piłatowi tchórzostwo, żołnierzom
okrucieństwo a faryzeuszom wydanie niewinnego na śmierć. To dziwne, ale Chrystus w
ogóle tych osób nie szuka. Wielkoduszność, ale i trwoga, bo Zmartwychwstałego spotkają
jedynie ci, którzy należeli do jego uczniów. Żaden z tych, którzy byli przeciw Jezusowi,
którzy wydali na niego wyrok, umyli ręce i policzkowali Go, nie pojawia się blisko
Niego po zmartwychwstaniu. Wyraźny znak, że nasza wieczność i nasze zmartwychwstanie
rozgrywają się tutaj, na ziemi.
Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli
i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: «Macie tu coś do jedzenia?» Oni podali Mu kawałek
pieczonej ryby. Wziął i spożył przy nich (Łk 24, 41-3).
Zmartwychwstały
Chrystus, który prosi o kawałek pieczonej ryby i który zachęca uczniów aby go dotknęli,
stara się ich przekonać, że choć umarł nie jest duchem, zjawą, cieniem, ale tym samym
Chrystusem, który w Wielki Czwartek spożył z nimi wieczerzę (Macie tu coś do jedzenia?
Łk 24,41), i który w Wielki Piątek został ukrzyżowany (Popatrzcie na moje ręce
i nogi: to Ja jestem, Łk 24,39). Chrystus, niemal namacalnie, uświadamia uczniom
i nam, że istnieje pewna ciągłość między życiem ziemskim, a życiem po zmartwychwstaniu.
Mówiąc inaczej, po zmartwychwstaniu nie rozpłyniemy się w jakiejś bezosobowej i bezimiennej
masie zbawionych, ale zachowamy, powtórzmy, pewną ciągłość z naszym obecnym życiem,
bo będziemy siebie rozpoznawali i nadal kochali…
Zmartwychwstanie, uczy nas
Chrystus w dzisiejszej Ewangelii, to realny powrót nie do świata, ale, owszem, do
życia, ludzi i relacji, które śmierć przerwała. Jak o tym pisał w poetyckiej przenośni
Vladimir Holan, w jednym ze swoich wierszy, pt. „Zmartwychwstanie”:
...więc
po tym życiu, miało by nas zbudzić tylko straszliwe grzmienie
surm i trąb? Wybacz mi Boże, lecz ja się pocieszam, że hasło
na wskrzeszenie wszystkich nas umarłych da zwykłe pianie wiejskiego koguta...
Jeszcze przez chwilę poleżymy sobie.... Pierwszym kto
wstanie, będzie mama... Usłyszymy, jak po cichutku rozpala pod kuchnią,
jak po cichutku wodę nastawia na blasze i jak obiecująco
z szafki wydobywa młynek do kawy. Będziemy znowu w domu....
Zmartwychwstanie jako powrót do domu, do ukochanych osób. Tylko, jak bardzo
trzeba kochać, by mieć dla kogo zmartwychwstać...
* * *
Panie Jezu,
umocnij naszą wiarę i pomóż nam przezwyciężyć wątpliwości jakie budzą się w naszych
sercach (por. Łk 24,38), abyśmy mogli być świadkami Twojego zmartwychwstania wobec
wszystkich narodów, począwszy od Jerozolimy (por. Łk 24, 47-48). Który żyjesz i królujesz
na wieki wieków. Amen.