Mówiąc o wiejskim
życiu w Etiopii wspominałem też o miastach. To oczywiste, że są tam także miasta,
choć ich wygląd i charakter niekiedy odbiega od europejskich metropolii, ale do odmienności
etiopskiego świata słuchacze naszych audycji chyba już zdążyli się przyzwyczaić. Zatem
powiedzmy dziś słów parę o tym, jakie właściwie są te etiopskie miasta i jak się w
nich żyje.
Miasta w Etiopii wyglądają trochę jak duże wioski. Mam tu przede
wszystkim na myśli fakt, że także w mieście ludzie żyją trochę na wiejski sposób.
Wielu mieszkańców osiedli miejskich hoduje bydło albo trzyma osła w przydomowej zagrodzie,
po ich podwórkach zazwyczaj biegają kury a ludzie chodzą na targ z tym, co im wyrosło
choćby na tym kawałku ziemi, jeśli takowy posiadają. Nie ma w tym jednak nic dziwnego
zważywszy, że przecież taki jest naturalny mechanizm cywilizacyjny: ludzie tworzą
coraz większe zbiorowości, bo tak żyje się łatwiej, a zasada pomocniczości i solidarności
działa jednakowo pod każdą szerokością geograficzną. Samotnie i z dala od świata żyją
tylko mnisi, a normalni ludzie zwyczajnie potrzebują pomocy innych, także na co dzień.
Więc się te przydrożne wiejskie osiedla rozrastają, przybierając z czasem bardziej
zurbanizowaną postać. W Etiopii punkty odniesienia w takiej miejskiej strukturze zwykle
są dwa, mianowicie targ i kościół, ewentualnie meczet w wypadku społeczności muzułmańskich.
To wokół nich organizuje się całe życie. Wszyscy je odwiedzają, więc zawsze są wyeksponowane
i łatwo tam trafić, nawet już w tych dużych miastach. Zawsze w pobliżu jest też jakiś
dworzec autobusowy, bo w Etiopii autobusy ciągle są najważniejszym środkiem transportu.
Kościół, targ i dworzec autobusowy zazwyczaj łączą główne drogi miasta, a wokoło powstają
kolejne ludzkie zabudowania, najczęściej dość chaotycznie, bez planów urbanizacyjnych.
Każdy stawia swoją chałupkę tak jak umie i na co go stać, a że mowa przecież o bardzo
ludnym kraju, to rzecz jasna domki stają coraz bliżej siebie, tworząc zwarte dzielnice,
poprzetykane węższymi lub szerszymi ulicami. Tych ulic nie wyobrażajmy sobie na kształt
szerokich alei czy prostych dróg gładko wyasfaltowanych: takie są tylko niektóre i
to jedynie w największych miastach. Te drugorzędne i w tych mniejszych czasami są
wybrukowane, to znaczy wyłożone kamieniami, ale najczęściej są to po prostu zwykłe
drogi gruntowe, piaszczyste lub gliniaste, dobrze jeśli ubite, ale też często mocno
rozjeżdżone i błotniste, zwłaszcza w porze deszczowej.
Prostota etiopskiej
zabudowy na obszarach wiejskich sprawia, że łatwo ją postawić, ale i łatwo zburzyć
albo przenieść. Dawniej budowano z byle czego: jednoizbowe chaty na planie koła albo
prostokąta, ze ścianami postawionymi z drewnianych żerdzi oblepionych ziemną zaprawą,
niekiedy zastąpione murem z cegły suszonej na słońcu, z klepiskiem zamiast podłogi,
całość przykryta dachem z gałęzi albo trzciny – na nizinnych obszarach kraju to niemal
standardowa wiejska forma architektoniczna. Na wyżynie, gdzie łatwiej o trwały materiał
buduje się często z kamienia. W dużych wioskach domostwa powstające przy głównej szosie
są zazwyczaj solidniejsze, choć zawsze bardzo proste, jedno albo dwuizbowe, często
z domowym zwierzyńcem przez ścianę. We współczesnych etiopskich miastach cała zabudowa
jest już dużo bardziej ściśnięta, domki stoją jeden obok drugiego, ale że najczęściej
budowane z kiepskiego surowca to nadal parterowe i płasko przykryte blachą falistą.
Tylko w największych miastach Etiopii spotykamy wysokie kamienice, będące zresztą
spuścizną po włoskiej obecności. Jednak w ostatnich latach wiele się w tym względzie
zmienia. Po wielu latach cywilizacyjnego zastoju kraj przeżywa prawdziwy boom infrastrukturalny.
W miastach, zwłaszcza w stolicy kraju buduje się ogromnie dużo, niekiedy nawet z rozmachem.
Dzielnice od dawna zamieszkiwane przez ubogą ludność są masowo burzone i wysiedlane.
Na obrzeżach miasta powstają nowe dystrykty, a domy rosną niczym grzyby po deszczu,
bo żelbetonowe szkielety stawia się szybko, potem zabudowuje cegłą i prosto wyposaża.
Pomimo tego, że Etiopia jest jednym z krajów o najniższym stopniu urbanizacji w całej
Afryce, bo zaledwie około 15 procent społeczeństwa żyje w skupiskach liczących powyżej
dwóch tysięcy osób, to przecież żyje tam ponad 80 milionów ludzi. Zatem w dobie cywilizacyjnego
pędu ze wsi do miasta, te ostatnie, jako bardzo nieliczne z dnia na dzień są coraz
bardziej przeludnione, a żyje się w nich wcale nie łatwiej niż na wsi. Mówimy ciągle
o bardzo biednym kraju, gdzie ludzie z reguły niewiele posiadają i zdani są tylko
na siebie, więc mieszkanie w wielomilionowej metropolii jaką jest dziś Addis Abeba
wcale nie jest łatwiejsze niż życie w odległej choćby wsi. Tu także ciągle trzeba
walczyć o chleb powszedni, na który zarobić nie jest łatwo, pracę trzeba sobie zorganizować
na własna rękę, bo przemysł prawie nie istnieje a handel zakłada wymianę towarowo
pieniężną, więc także jest wypadkową ogólnej zamożności. Oczywiście stolica jest centrum
administracyjnym kraju, więc wielu jej mieszkańców pracuje w różnych urzędach i agendach,
nie mówiąc o usługach, szkolnictwie, policji i instytucjach opiekuńczych. Tak, wielkie
miasta dają szansę na życie przypominające nasze europejskie standardy cywilizacyjne,
ale są też areną ogromnych kontrastów społecznych i ludzkich. W bezpośrednim sąsiedztwie
nowoczesnych wieżowców z betonu i szkła w samym centrum etiopskiej stolicy ciągle
istnieją dzielnice parterowych blaszaków, pozbawionych kanalizacji, bieżącej wody
i elektryczności, które najtrafniej nazwać wypada slumsami. Dostatek jest udziałem
bardzo nielicznych, wielu mieszka i żyje na krawędzi egzystencjalnej, a stan bardzo
wielu najtrafniej określa słowo nędza. Miejmy nadzieję, że zmiany ekonomiczne i gospodarcze,
jakie właśnie zachodzą w Etiopii, przyniosą poprawę życia także najbiedniejszym.