Tak bowiem
Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy,
nie zginął, ale miał życie wieczne(J 3,16).
Wszyscy mamy jeszcze
przed oczyma tragiczne obrazy niedawnej katastrofy kolejowej. Naoczni świadkowie mówili,
że ogromu bólu i cierpienia jej uczestników nie można sobie wyobrazić. Dlatego wszystkich
nas tak budowały przykłady poświęcenia mieszkańców okolicznych wsi i służb ratowniczych,
którzy nie zważając często na osobiste bezpieczeństwo pomagali ofiarnie wszystkim
poszkodowanym w tej katastrofie. Prawie równocześnie z karetkami pogotowia, wozami
strażackimi i helikopterami, pojawili się na miejscu także prokuratorzy. Przeprowadzając
dokładne oględziny miejsca wypadku i zabezpieczając każdy szczegół, za jakiś czas
powiedzą nam kto, ich zdaniem, winien był tragedii i domagać się będą jego ukarania.
Takie są procedury i normy obowiązujące w dzisiejszym świecie. A jednak, gdyby nagle
ktoś nas zapytał, gdzie w tamtą tragiczną noc był Chrystus, to serce podpowiedziałoby
nam, że był wtedy przy rannych, umierających, cierpiących, i tych, którzy nieśli im
pomoc: Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym
słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo (Hbr 4,15).
Podobnie
ma się rzecz, gdy w naszym życiu wydarzy się tragedia grzechu. Z jednej strony spieszy
nam na pomoc Chrystus, który niczym najbardziej ofiarny sanitariusz, lekarz i strażak,
zrobi wszystko aby nas „zakleszczonych” w grzechach i nałogach, resztką sił walczących
o życie, wyciągnąć spod zwałów, ruin, naszych duchowych klęsk i tragedii. On zawsze
poda nam wtedy rękę: Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat
potępił, ale po to, aby świat został przez Niego zbawiony.
Z
drugiej strony, pojawia się też zaraz szatan, który choć wcześniej kusił nas do złego,
zwodził i mamił, teraz, gdy już upadliśmy, tryumfuje! Więcej, dniem i nocą oskarża
nas przed Bogiem (por. Ap 12,10).
Jak nie dać się mu zwieść? Jak nie ulec jego
podszeptom i uniknąć duchowej tragedii? Jak nie pomylić „Lekarza”, który spieszy nam
na pomoc, z tym przewrotnym „prokuratorem”, który skwapliwie zbiera na nas dowody,
aby na zgliszczach naszej duchowej tragedii, oskarżać nas przed Bogiem? Problem jest,
bo choć Światło przyszło na świat, ludzie bardziej jednak umiłowali
ciemność – mówi dzisiaj Jezus Nikodemowi (por. J 3,19).
Przypominam sobie
swój pobyt w Afryce. Jeden z pracujących tam naszych misjonarzy, opowiadał o nękających
jego parafię problemach: brudna woda, epidemie, skorpiony. Tutaj też są? – wskazaliśmy
na teren wokół jego domu. W odpowiedzi przyniósł ultrafioletową lampę w świetle której
skorpiony nocą emitują dziwne, zielonkawe światło. Nie trwało długo jak znaleźliśmy
ich kilka, także tych dla człowieka najgroźniejszych, z rodzaju Buthus. Wspominam
ten fakt, ponieważ żyjemy w świecie, w którym praktycznie wszyscy chcą dzisiaj dla
drugich dobra: zwolennicy aborcji chcą dobra dla zrozpaczonych kobiet, zwolennicy
eutanazji dobra dla przewlekle chorych, a zwolennicy związków homoseksualnych dobra
dla ich adoptowanych dzieci. Jak w tym wszystkim się nie pogubić, jak rozpoznać, kto
naprawdę chce naszego dobra? Sposób jest tylko jeden: wszystko, co się nam mówi i
do czego namawia, powinniśmy prześwietlać zawsze „ultrafioletem” Chrystusowej Ewangelii,
a wtedy może się okazać, że najbardziej nawet szczytne słowa, idee i hasła, to jadowite
skorpiony zagrażające nie tylko naszemu życiu doczesnemu, ale i wiecznemu, bo kto
Chrystusowi nie wierzy, już został potępiony (por. J 3,18).
* *
*
Panie Jezu Chryste, Ty jako Światło z wysoka przyszedłeś na ten
świat rozpędzić ciemności grzechy; udziel nam Twojej
łaski, abyśmy chodząc w blasku Twojej światłości mogli zawsze „spełniać
wymagania prawdy” (por. J 3,21). Który żyjesz i królujesz na wieki wieków.
Amen.