Dzieciobójstwo na życzenie – rozmowa z ks. Piotrem Kieniewiczem
„Aborcja poporodowa. Dlaczego dziecko powinno żyć?" – to tytuł wstrząsającego
artykułu, który ukazał się w piśmie lekarskim "The Journal of Medical Ethics". Dwoje
włoskich filozofów postuluje w nim wprost, że jeśli u dziecka nie wykryto upośledzenia
psycho-fizycznego w okresie prenatalnym, a dopiero po urodzeniu, powinien to być wystarczający
powód do zabójstwa takiego dziecka, co leży zarówno w jego interesie jak i zwiększa
dobrostan rodziców, a także odciąża budżet państwa i całe społeczeństwo.
O
dzieciobójstwie na życzenie oraz stawaniu się człowiekiem w zależności
od okoliczności lub przestawaniu nim być w określonych sytuacjach z bioetykiem ks.
Piotrem Kieniewiczem MIC rozmawia Beata Zajączkowska
- Ta
teza, proszę Księdza, jest wręcz porażająca, oni lansują przecież dzieciobójstwo na
życzenie i jeszcze pożyteczność takich działań argumentują „naukowo”….
P.
Kieniewicz MIC: Wizja ukazana przed blisko 20 laty przez bł. Jana Pawła II w encyklice
„Evangelium vitae” okazuje się – po raz kolejny – proroczą. Świat zanurzył się z koszmarnym
upodobaniem w ciemność „cywilizacji śmierci” i za chwałę i znak rozwoju poczytuje
sobie to, co każde prawidłowo ukształtowane sumienie natychmiast rozpozna jako zło
wołające o pomstę do nieba.
Naukowość argumentacji Alberto Giubilini’ego i
Francesc’i Minervy pozostawię bez komentarza, choć w niektórych punktach – jakkolwiek
to zabrzmi paradoksalnie – się z nimi zgadzam. Nie ma bowiem różnicy między zabiciem
dziecka, które się już narodziło i tego, które jest jeszcze w łonie swojej mamy.
-
Czy ta propozycja to jest kolejny krok wymierzony w życie po etyczno-prawnym uzasadnieniu
aborcji?
P. Kieniewicz MIC: Wydaje się, że to słuszna intuicja.
Świat zaakceptował już prawo kobiety do zabicia jej nienarodzonego dziecka, można
pchnąć go krok dalej w objęcia ciemności. Proszę zwrócić uwagę, że argumenty się powtarzają,
choć idą nieco dalej niż dotąd.
To zabójstwo nienarodzonego uzasadniane jest
na dwóch zasadniczych płaszczyznach. Z jednej strony pokazuje się wspomniane prawo
kobiety do decydowania o sobie, jej osobistą wolność, która niewątpliwie jest wartością.
Nie jest jednak wartością najwyższą i być nią nie może, ponieważ ogranicza ją wolność
innych osób, a nade wszystko dziecka, które jest od niej całkowicie zależne. Problem
w tym, że dziecko, które nosi, jest zbyt słabe, by domagać się i walczyć o prawo do
realizacji własnej wolności i w starciu przegrywa. Przegrywa życie.
Drugim
argumentem rzekomo uzasadniającym możliwość zabójstwa nienarodzonego dziecka jest
... jego prawo do godziwego życia. Godziwym to życie miałoby być tylko wtedy, gdyby
rodzice chcieli tego dziecka, zaś ono samo reprezentowało pożądane cechy w odpowiednim
stopniu. Niedostateczna jakość życia uzasadniać miałaby uśmiercenie dziecka.
Doświadczenie
pokazuje, że jeśli człowiek, jako człowiek, nie jest wartością w oczach społeczeństwa,
to owo społeczeństwo pozbędzie się go, gdy tylko będzie dlań nadmiernym ciężarem.
Wiek tak naprawdę ma znaczenie drugorzędne, choć dziecko łatwiej jest zabić, gdyż
się nie broni.
- Czy podobne „propozycje” obecne są w debacie etycznej i
na ile padały wcześniej?
P. Kieniewicz MIC: Dzieci upośledzone,
źle rozwinięte, zabijali starożytni Spartanie, a także niektóre inne kultury. Zazwyczaj
stały za tym względy pragmatyczne, niekiedy religijne. Faraon kazał zabijać nowonarodzonych
chłopców żydowskich, by zniszczyć Izraela. Herod – skazał na śmierć chłopców w Betlejem
i okolicach, by wraz z nimi wyeliminować Mesjasza, ewentualnego pretendenta do tronu.
Warto jednak zauważyć, że od samego początku swego istnienia Kościół jednoznacznie
opowiadał się za niedopuszczalnością aborcji i zabójstwa, co zresztą popularności
mu nigdy nie przysparzało.
W czasach nowszych dzieciobójstwo stosowano w nazistowskich
Niemczech, ale też w innych reżimach totalitarnych. Jak zaznaczył redaktor naczelny
„Journal of Medical Ethics”, w ostatnich latach ukazało się ponad 100 publikacji w
podobnym tonie na całym świecie. W Holandii i Wielkiej Brytanii ta praktyka już jest
legalna, choć w nieco inny sposób jest realizowana. W wielu krajach robi się to pokątnie,
w ukryciu. Bo problem, prawdziwy problem jest w głowach i w sercach.
- Brakuje
wręcz słów, by odeprzeć tak bezsensowne argumenty włoskich filozofów, że „nie istnieje
żadna różnica między płodem a noworodkiem. Obie "fazy" życia ludzkiego
są bowiem wciąż "nieproduktywne" i słabo rozwinięte….
P. Kieniewicz
MIC: Paradoksalnie, muszę się z tymi filozofami zgodzić, że nie istnieje różnica
między nienarodzonym a nowonarodzonym dzieckiem. Nieproduktywność i niedostateczny
rozwój są tu nieistotnymi elementami. Nie ma różnicy między tymi dziećmi. Są ludźmi
bez względu na wiek, stan zdrowia czy miejsce przebywania. Dzieci poczęte w procedurach
in vitro i zamrożone w ciekłym azocie, są takimi samymi ludźmi, jak każdy z nas, tyle
że we wcześniejszej fazie rozwoju.
Argument o stopniu rozwoju jako mierze człowieczeństwa
jest obosieczny. Konsekwentnie stosowany, dotyczyć będzie nie tylko dzieci nienarodzonych
i nowonarodzonych, ale wszystkich. Konsekwencją jego przyjęcia jest stworzenie społeczeństwa
klasowego, w którym nadludzie mają prawo do orzekania o życiu i śmierci podludzi,
czyli tych, którzy są gorzej rozwinięci. Raz uczyniony wyłom zniszczy całą budowlę.
Trudno nie zapytać, kto będzie decydował o przynależności do danej klasy, kto określi
kryteria...
Dlatego właśnie, jak wspomniałem na początku, wypowiedź obojga
bioetyków odbieram jako przejaw konsekwentnego zastosowania argumentów odnośnie do
zabijania przez aborcję, na kolejny obszar walki o ludzkie życie i godność. I w gruncie
rzeczy dobrze się stało, że te argumenty padły (nie pierwszy raz zresztą), bo odsłaniają
one – po raz kolejny – prawdziwą naturę aborcji, czyli zabójstwa człowieka w najwcześniejszej
fazie jego rozwoju. Dziwi mnie natomiast oburzenie opinii publicznej, która protestuje
przeciw uśmiercaniu narodzonych, ale nie widzi zła w mordowaniu tych dzieci, które
się narodzić nie zdążyły. Z drugiej strony, ze smutkiem trzeba skonstatować, że owo
oburzenie nie trwało zbyt długo. To też jest jakoś symptomatyczne.
- Innymi
słowy propozycja włoskich filozofów dąży do tego m.in., by udowodnić, że ludźmi się
nie rodzimy, ale dopiero stajemy na skutek jakichś określonych okoliczności. Czyli
gdy ich zabraknie możemy nigdy „nie stać człowiekiem”, albo przestać nim być?
P.
Kieniewicz MIC: Towarzyszy obu argumentom dodatkowe tłumaczenie, jakoby dziecko
nie było w pełni człowiekiem, a jedynie człowiekiem potencjalnym. Prawdę mówiąc jest
to argument logicznie niespójny, choć jakoś typowy dla dyskusji wokół zabijania nienarodzonych
dzieci, gdzie logiki w ogóle jest niewiele. Otóż natura bytu jest taka, że istotnym
jej elementem jest trwałość tożsamości. Innymi słowy żaden byt, ożywiony czy nieożywiony,
nie zmienia swojej tożsamości w czasie swego istnienia. Zmiana taka oznaczałaby, że
coś jednego przestało istnieć, a coś drugiego istnieć zaczęło.
W trakcie całego
życia człowieka są tylko dwa takie momenty: początek i koniec. Początek, gdy na skutek
połączenia komórki jajowej i plemnika powstaje nowe życie, i koniec, gdy człowiek
umiera. Zapłodnienie jest wydarzeniem, w którym zaczyna się samodzielna egzystencja
nowego bytu, który stopniowo się rozwija, osiąga dojrzałość, a potem – gdy czas nadejdzie
– obumiera. W trakcie życia płodowego, porodu, dzieciństwa... cały czas mamy do czynienia
z tym samym organizmem, z tym samym człowiekiem. Gdy składa się on z jednej czy 100
komórek, jest już człowiekiem, człowiekiem o wielkim potencjale, ale nie jest jakimś
potencjalnym człowiekiem. Jeśli odmawia się tym rozwijającym się dzieciom człowieczeństwa,
to w moim przekonaniu czyni się to tylko po to, by tym łatwiej można je było zabić.
-
Czyli niech ma prawo żyć tylko to, co jest nam w danej chwili wygodne i potrzebne…Mocne
popchnięcie w kierunku eugeniki, a nawet chyba jeszcze krok dalej…
Tak,
to kolejny wątek, który daje się wyczytać z ich wypowiedzi. Uśmiercenie dziecka da
wymierne oszczędności rodzicom i społeczeństwu. To rzecz odrębna od eugeniki, gdyż
ta domaga się selekcji ludzi w ten sposób, by stworzyć jakby „superczłowieka”. Oczywiście,
zabicie chorego dziecka jakiś eugeniczny wymiar ma, ale jeśli motywem jest wygoda,
to nazwałbym to raczej utylitaryzmem i hedonizmem.
Eugenika przeplata się zresztą
z tymi prądami myślowymi od bardzo dawna, zwłaszcza w odniesieniu do aborcji. Właśnie
dlatego uważam, że ta wypowiedź – jakkolwiek skandaliczna i oburzająca – jest zwykłą
konsekwencją akceptacji praktyki mordowania nienarodzonych dzieci przed ich narodzinami.
- Kobieta, w myśleniu włoskich naukowców, jest nie tyle matką, ile właścicielem
spłodzonej przez siebie istoty niczym rzeczy?
P. Kieniewicz MIC:
W podejściu utylitarnym człowiek w ogóle nie jest wartością sam w sobie, ale tylko
ze względu na pewne cechy, zdolności czy umiejętności, dzięki którym może być użyteczny
dla siebie lub dla innych. W tym ujęciu nie ma miejsca na bezinteresowną miłość.
Macierzyństwo
– swoją drogą, w całej tej dyskusji praktycznie w ogóle nie pojawia się osoba ojca
dziecka – postrzegane jest jako droga realizacji własnych ambicji i pragnień. To nie
tylko dziecko jest rzeczą. Kobieta jest rzeczą, sama siebie w gruncie rzeczy tak traktuję.
To jest wizja człowieczeństwa, które nie ma głębszego sensu ani wartości, które zmierza
do nikąd. Gdy kończy się zabawa, ów bezsens pokazuje prawdziwe oblicze i popycha człowieka
do beznadziei i samobójstwa.
- Pismo, w którym pojawił się artykuł włoskich
naukowców, uważane jest w środowisku medycznym za prestiżowe. Dlaczego opublikowano
tam coś, co nie spełnia żadnych akademickich norm…?
P. Kieniewicz
MIC: Ten tekst opublikowano w imię prawa do wolności wypowiedzi i swobody „badań
naukowych”. Zresztą właśnie w ten sposób jego autorzy się bronią, że jest to tylko
„wolna spekulacja”, bez żadnych postulatów.
Trzeba sobie zdawać sprawę, że
są takie obszary życia akademickiego, gdzie kwestia naukowości rozumiana jest jako
„otwartość na wszelkie poglądy”. Należy do nich także bioetyka. Uprawiana jest na
wiele sposobów, choć dwa zasadnicze nurty dosyć łatwo odróżnić. Pierwszy opiera się
na założeniu, że istnieje prawda, i człowiek ma tej prawdy szukać, a gdy ją znajdzie
– ma obowiązek za nią podążać. Drugi reprezentuje pogląd, że taka obiektywna prawda
nie istnieje i każdy sam może sobie określić, wedle jakich reguł będzie żył. W tym
drugim ujęciu jedynym ograniczeniem jest pewien społeczny konsensus wokół takiej czy
innej idei. Myślę, że publikacja, o której rozmawiamy jest elementem swoistego „zmiękczania
opinii publicznej”, obliczonego na dalszy rozrost „cywilizacji śmierci”.
-
Myśli Ksiądz, że ta teza dzieciobójstwa przykryta sloganem „aborcji poporodowej” będzie
dalej lansowana?
P. Kieniewicz MIC: Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Co prawda, teraz, na fali oburzenia na chwilę takie głosy przycichną, ale w dosyć
bliskiej przyszłości, może kilku lat nawet, powrócą z pewnością. Przed kilku laty
podobny proces dokonał się w USA wokół tzw. aborcji okołoporodowej. Spraw przycichła,
za prezydentury Obamy wróciła na nowo, znowu trochę przycichła... Ale kolejne głosy
pojawiają się coraz częściej i są coraz bardziej radykalne. Na szczęście też coraz
mocniejsze są głosy tych, którzy mówią wyraźnie, że dzieci zabijać nie wolno.
-
Jak powinniśmy reagować w takich sytuacjach?
P. Kieniewicz MIC:
„Cywilizacja śmierci” na jednym czy drugim przyczółku się nie zatrzyma, ale będzie
nieustannie dążyć do poszerzania swego terytorium posiadania, chyba, że podetniemy
jej korzenie. Na razie podcinamy własne, my – chrześcijanie, miałcy w naszej wierze,
miałcy w naszej moralności. Dlatego sprawą fundamentalną jest nasze osobiste nawrócenie
i jednoznaczne, radykalne opowiedzenie się po stronie Ewangelii Życia. Ze złem kompromisów
zawierać nie wolno. Dzieci zabijać nie wolno! Trzeba o tym mówić głośno i wyraźnie.
I
trzeba za każdym razem mówić o tych dzieciach jak o dzieciach, bez stosowania medyczno-technicznej
nowomowy, która odbiera im człowieczeństwo. To nie są jakieś zarodki, embriony czy
płody. To są ludzie. To są dzieci. Aborcja nie jest jakąś ekstrakcją czegoś z kobiety.
Jest morderstwem, z premedytacją dokonanym na bezbronnym, bardzo młodym człowieku.
Trzeba
nam wybierać polityków, którzy są wiarygodni w kwestii obrony życia. Raz po raz dają
się zauważyć sytuacje, w których projekty broniące życia i godności nienarodzonych
upadają, a politycy, deklarujący się jako katoliccy, wstrzymują się od głosu bądź
nawet głosują przeciw na zasadzie, że „i tak by się nie udało”. W kampaniach wyborczych
padają hasła: „po pierwsze Polska”, „po pierwsze gospodarka”. Jak długo nie będziemy
naprawdę od naszych przedstawicieli wymagać, że najważniejszy jest człowiek, ten najmniejszy
i najbardziej bezbronny, nic nie osiągniemy. I musimy się tu dobrze rozumieć: ja nie
przeciwstawiam człowiekowi gospodarki i dobra kraju. Ja tylko domagam się, by każda
z tych dobrych i ważnych rzeczywistości znalazła się na swoim miejscu.