Dramat ludności dotkniętej katastrofalnym tajfunem na filipińskiej wyspie Mindanao
zniknął z medialnych doniesień. Tymczasem tysiące ludzi wciąż potrzebuje pomocy. Mowa
szczególnie o najuboższych. Pomoc rządowa wydaje się być nieudolna i nieprzemyślana.
Choć od przejścia tajfunu, który wywołał powódź mija już prawie miesiąc centra ewakuacyjne
wciąż są pełne. Wielu ludzi wciąż ma nadzieję na odnalezienie swych bliskich, których
ciała do tej pory nie zostały zidentyfikowane. Dramatyczny bilans grudniowej tragedii
to 2 tys. ofiar – zabitych i zaginionych.
„Brakuje przemyślanych inwestycji
ze strony władz takich jak chociażby zakup ziemi pod domy dla powodzian. W najbardziej
dotkniętym skutkami tajfunu mieście Cagayan de Oro wciąż w wielu dzielnicach brakuje
wody pitnej. Ludzie mieszkają w 19 ośrodkach, w których panują fatalne warunki higieniczne,
brakuje chociażby wystarczającej liczby toalet” – mówi pracujący na Mindanao ks. Dariusz
Drzewiecki ze Zgromadzenia Księży Marianów. Zakonnik podkreśla, że w centrach pozostają
tylko ci, co muszą, czyli najbiedniejsi z biednych. Jak ktoś ma rodzinę, która może
mu pomóc to jak najszybciej stamtąd ucieka.
Polscy misjonarze pracujący w
sanktuarium Miłosierdzia Bożego w El Salvador starają się skierować swą pomoc głównie
to tych ludzi, o których nikt nie myśli. „Zorganizowaliśmy systematyczne dożywianie
500 niemowląt do pierwszego roku życia, a także kobiet w ciąży. Dostarczamy im mleko.
Ponieważ zależy nam na tym by dzieci jak najszybciej mogły wrócić do szkoły 1,5 tys.
dzieci kupiliśmy pełne wyprawki szkolne, łącznie z tornistrami. Wielu innych uczniów
otrzymało częściową pomoc w postaci zeszytów, ołówków, czy długopisów” – podkreśla
ks. Drzewiecki.
Z ustaleń sztabu kryzysowego wynika, że w Cagayan de Oro pomocy
potrzebuje 7 tys. dzieci. Pomoc w zdobyciu wykształcenia stanowi jedną z najlepszych
inwestycji w przyszłość. Dlatego też misjonarze zaczęli opłacać szkołę i utrzymanie
dwojgu dzieci, które straciły oboje rodziców, a także dziewczynie, który cudem przeżyła.
Uczepiona do pnia drzewa płynęła 77 km przez morze. Nie brakuje też akcji jednorazowych.
Jedną z nich była pomoc żywnościowa dla 300 mieszkańców wioski, która zupełnie została
zmyta z powierzchni ziemi. Jedyny budynek, który się tam ostał to kaplica Matki Bożej
Nieustającej Pomocy.
Pytany o najpilniejsze potrzeby ofiar tajfunu ks. Drzewiecki
wskazuje, że ci ludzie potrzebują narzędzi pracy, by znów móc zacząć zarabiać na siebie.
„Planujemy np. zakup rowerów i motorowerów żeby mogli wrócić do pracy. To są naprawdę
biedni ludzie. Niektórzy przed tajfunem zajmowali się tym, że sprzedawali jajka na
ulicy” – mówi misjonarz.
Filipińczycy nie tylko czekają na pomoc, ale sami
też wspierają ofiary tajfunu. W prowadzonym przez marianów sanktuarium Miłosierdzia
Bożego zbierano na ten cel ofiary. Z tych pieniędzy zostały zakupione m.in. garnki
dla ponad 500 osób. „Rzecz może wydawać się banalna, ale trzeba sobie zdać sprawę
z tego, że powodzianie dostają ryż, którego potem nie mają w czym ugotować. Nie mogą
też przegotować wody do picia, co w warunkach zagrożenia epidemią ma niebagatelne
znaczenie” – podkreśla ks. Drzewiecki. Misjonarze zapewniają, że każdy przekazywany
im grosz przeznaczany jest obecnie na pomoc doraźną, a w dalszej perspektywie otrzymywane
fundusze przeznaczone zostaną m.in. na budowę domów dla powodzian.
Ofiary
można wpłacać na konto Zgromadzenia Księży Marianów: Zgromadzenie Księży Marianów,
Sekretariat Misyjny, ul. Św. Bonifacego 9, 02-914 Warszawa, PKO BP SA Oddział 13 w
Warszawie, nr 35 1020 1068 0000 1602 0067 2329, z dopiskiem „Dla ofiar tajfunu
– Filipiny”.