Zazwyczaj jest tak, że spotkania lekarza z pacjentem dokonują się w obszarze wyznaczonym
przez trzy elementy: chorobę, diagnozę i terapię. Bywa oczywiście, że – niezależnie
jakby od kwestii zdrowia ciała – medyk (niekoniecznie lekarz, bo może to być pielęgniarka,
czy położna) staje się powiernikiem kogoś, kto fizycznie jest zdrowy, ale potrzebuje
ucha, które by go wysłuchało i mankietu, w który można by się było wypłakać. Oba te
zadania, leczenia i powiernictwa, wpisują się w powołanie do towarzyszenia w cierpieniu,
będącego szczególnym wyrazem powołania do miłości.
Jest jakimś straszliwym
paradoksem i koszmarnym dramatem współczesnej medycyny, że na niektórych obszarach
zatraciła ona to fundamentalne odniesienie do solidarności z człowiekiem cierpiącym
i potrzebującym pomocy. Coraz częściej zdarza się, że odpowiedzią na chorobę i cierpienie
jest ucieczka w śmierć, zwłaszcza wówczas, gdy są to stany przewlekłe, uciążliwe lub
nie dające nadziei wyleczenia. Stąd bierze się pokusa przyspieszania śmierci ludzi
co prawda ciężko chorych, nawet umierających, ale przecież wciąż żywych. Stąd bierze
się też pokusa uśmiercenia dziecka obciążonego wadami genetycznymi czy rozwojowymi,
jeszcze przed jego narodzinami.
Niedawno szpital w Poznaniu odmówił dokonania
zabójstwa dziecka, u którego wykryto zespół Downa. Jakkolwiek życia dziecka protest
poznańskich lekarzy nie uratował, bo ukatrupiono je w Szpitalu Bielańskim w Warszawie,
ich głos obudził na nowo dyskusję nad powodami, dla których polskie prawo dopuszcza
aborcję.
W wydanym przez Ginekologiczno-Położniczy Szpital Kliniczny w Poznaniu
oświadczeniu stwierdzono, że "u płodu (czyli u dziecka, potraktujmy tego malucha jak
człowieka) nie stwierdza się ultrasonograficznie wad narządów wewnętrznych, a zespół
Downa nie musi oznaczać ciężkiego upośledzenia ani nie jest zagrożeniem życia". Zapytajmy,
czy gdyby jednak oznaczał ciężkie upośledzenie czy nawet zagrożenie życia, czy to
by coś zmieniło? Czy wolno uśmiercić dziecko tylko dlatego, że jest bardzo chore?
Zespół
Downa sam w sobie nie jest chorobą, a efektem wady genetycznej, polegającej na obecności
dodatkowego chromosomu w 21. parze chromosomalnej. Statystyki pokazują, że u ludzi
z zespołem trisomii 21 (bo tak się niekiedy również tę wadę określa) istnieje zwiększone
ryzyko wystąpienia wad rozwojowych w budowie organów wewnętrznych. Cechami charakterystycznymi
są m.in. zawężenie myślenia i wzrost zdolności empatycznych, postrzegane często jako
dziecięca naiwność. Trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że zarówno rozwój psychomotoryczny,
jak i intelektualny i duchowy, w ogromnej mierze uwarunkowane są tym, w jaki sposób
poprowadzona będzie opieka lekarska i rehabilitacyjna, nade wszystko we wczesnym dzieciństwie.
Oznacza to, że w okresie prenatalnym nie sposób przewidzieć, w jakim stopniu wada
genetyczna przełoży się na zdrowie dziecka po narodzinach i jego dalszy rozwój.
Ta
krótka charakterystyka zespołu Downa przytoczona jest tu tylko po to, by ludzie mniej
z medycyną obyci wiedzieli, o czym mowa. Dla oceny moralnej aborcji nie ma ona najmniejszego
znaczenia.
Nie ma znaczenia, czy dziecko jest chore, czy zdrowe – dzieci zabijać
nie wolno.
Nie ma znaczenia, jak ciężkimi wadami jest obciążone – dzieci zabijać
nie wolno.
Nie ma znaczenia, czy prawo na to pozwala, czy też nie – dzieci
zabijać nie wolno.
Tymczasem zdecydowana większość dzieci, u których podczas
badań prenatalnych wykryte zostają jakieś choroby lub wady, zostaje uśmiercona. 89%
dzieci u których wykryto mukowiscydozę zostaje zabitych w wyniku aborcji; 92% dzieci
z zespołem Downa. Przy innych chorobach i wadach statystyki są podobne. Rodzi to straszliwe
podejrzenie, że badania prenatalne są prowadzone z nastawieniem eugenicznym – że prawo
do narodzin zasadniczo będą mieć tylko dzieci zdrowe.
Trzeba powiedzieć wprost,
że w takiej sytuacji już same badania są działaniem niegodziwym. Jeśli bowiem przystępując
do badania, czyni się to z nastawieniem, że wykryta anomalia będzie wskazaniem do
uśmiercenia pacjenta, wówczas nawet diagnoza potwierdzająca dobre zdrowie i prawidłowy
rozwój dziecka jest w punkcie wyjścia naznaczona śmiercią.
Czemu zatem mają
służyć te badania? Jeśli dziecko jest zdrowe, mają rodziców uspokoić. Jeśli jest chore,
a terapia jest możliwa – mają pomóc w leczeniu małego pacjenta. A jeśli leczyć się
nie da, mają pomóc rodzicom przygotować się do możliwie najlepszej opieki nad dzieckiem
po narodzinach lub na jego rychłą śmierć. Ale nigdy, pod żadnym pozorem, wykrycie
choroby nie może pociągać za sobą decyzji, by zabić nienarodzone dziecko.