- Pytanie „na rozgrzewkę”: która to już przeprowadzka?
Abp
S. Budzik: Ponieważ takie pytania mi już stawiano, to wiem która, mianowicie już
dziesiąta. Pierwsza to była z domu rodzinnego w Łękawicy do seminarium duchownego
w Tarnowie, potem na pierwszą placówkę w Limanowej, wikariuszowską. Następna była
z powrotem do Tarnowa, do katedry na wikariusza, potem do Innsbrucka, gdzie wyjechałem
na studia. Po trzech latach pobytu w kolegium międzynarodowym Canisianum przeniosłem
się do domu Sióstr Miłosierdzia, gdzie równocześnie pełniłem funkcję kapelana w domu
generalnym. Potem po powrocie do Tarnowa, to była parafia św. Maksymiliana, seminarium,
gdzie byłem rektorem, sufragania, gdzie zostałem biskupem pomocniczym, potem przeniosłem
się na cztery i pół roku do Warszawy i teraz, myślę, że po raz ostatni, do Lublina.
- Mamy 22 października. Co bł. Jan Paweł II ma wspólnego
z tym ingresem?
Abp S. Budzik: Najpierw, że mianował mnie
biskupem pomocniczym w diecezji tarnowskiej, włączył mnie do kolegium następców apostołów.
Pierwszy raz spotkałem się z nim jako kleryk na pierwszym roku i pamiętam, że już
wtedy zafascynował mnie tym, co mnie zawsze u niego fascynowało, a mianowicie, że
wszystko to, co mówił płynęło z jakiejś niezwykłej duchowej głębi. To był rzeczywiście
niezwykły charyzmat i dlatego bardzo się cieszę, że jest to dzień mojego ingresu.
Mimo, że nie myślałem o tym, iż to będzie pierwsze wspomnienie Jana Pawła II, tak
się z innych względów złożyło. I właśnie w tym dniu wypada przypomnieć to, co mówił
całemu światu, ten wspaniały program ciągle aktualny: Otwórzcie Chrystusowi drzwi,
nie bójcie się, nie lękajcie. On nam nic nie zabierze, On nam da bardzo wiele, on
wie, co w nas tkwi. On nam pomoże odpowiedzieć na pytanie: kim jesteśmy i gdzie zdążamy?
-
Jak Ksiądz Arcybiskup widzi posługę w Lublinie w kontekście swego zawołania
biskupiego In virtute Crucis i – dalej – co doświadczenie
bycia sekretarzem KEP może w nią wnieść?
Abp S. Budzik: To zawołanie
wiąże się z moim zajęciem, którym była dogmatyka, zwłaszcza nauka o Odkupieniu i nauka
Św. Pawła o Krzyżu. Krzyżu, który jest jakby odwróceniem wszystkich ludzkich wartości.
Z jednej strony śmierć, z drugiej strony życie, które przynosi. Nienawiść, która zwraca
się ku Jezusowi zostanie przemieniona w miłość aż do końca. Potrzebujemy takiej przemiany
i potrzebujemy tej mocy, która płynie z Chrystusowego Krzyża. Zresztą śpiewamy to
w pieśni: „z Ciebie moc płynie i męstwo, w Tobie jest nasze zwycięstwo”. Przyjmując
tak wielkie zadanie, po tak wielkim poprzedniku, trzeba mieć wiele odwagi i ludzkie
siły tu nie wystarczą. Potrzebna jest nam moc płynąca z Krzyża.
A co do doświadczenia,
jakie zdobywałem w sekretariacie episkopatu i na wielu innych drogach mojego życia
i powołania, myślę, że to ostatnie też się bardzo przyda, ponieważ z perspektywy „centrali”
Kościoła w Polsce można było mieć szersze spojrzenie na to, jak różne Kościoły lokalne
rozwiązują problemy duszpasterskie. Było tak dzięki rozmowom, wizytom, również kontaktom,
które były związane ze światem polityki. Myślę, że zwłaszcza z zagranicy można się
było wiele nauczyć i ewentualnie zaproponować takie czy inne rozwiązanie. Jakkolwiek
ciągle powtarzam, że muszę przyłożyć ucho do tej tradycji, tego Kościoła, która jest
piękna i bogata, i nie dokonywać nieroztropnie jakichś zmian, ale przede wszystkim
oprzeć się na tym, co tutaj jest piękne i dobre. Od Lublina i od archidiecezji lubelskiej
można się wiele nauczyć.
- Jedno z zamierzeń pozostawionych przez
abp. Józefa Życińskiego to kolejny (czwarty) Kongres Kultury Chrześcijańskiej we wrześniu
2012 r. Myśli już Ksiądz Arcybiskup o tym przedsięwzięciu?
Abp
S. Budzik: Jeszcze zbyt wiele czasu nie było na ten temat myśleć, ale już przeprowadziłem
pewne rozmowy i jestem za tym, aby to dzieło abp. Życińskiego, pierwsze chyba jego
dzieło, bo już w dniu ingresu ten zamiar został ogłoszony, kontynuować. Bo myślę,
że bardzo nam potrzeba dialogu Kościoła i kultury. Myślę, że obie strony tego dialogu
bardzo potrzebują, bo w historii zawsze ten dialog chrześcijaństwa i Ewangelii z kulturą
był bardzo owocny. Sądzę, że to dzisiejszemu człowiekowi, zagubionemu w wielości ofert,
jest konieczne.
- Kongres odbywał się w Katolickim Uniwersytecie
Lubelskim Jana Pawła II. Jakie miejsce KUL-u we współczesnej polskiej rzeczywistości
widzi ks. arcybiskup?
Abp S. Budzik: Kiedyś było to takie miejsce
bezkonkurencyjne. Jedyna uczelnia katolicka między Łabą a Władywostokiem. Dzisiaj,
powiedzmy, sytuacja jest może trudniejsza, ale w tej trudnej sytuacji, jak widzę,
KUL też sobie radzi. Dalej, szczególne miejsce tej uczelni, ze względu na jej tradycję,
na jej znaczenie dla polskiego Kościoła i dla polskiej kultury i poza jej granicami,
jest bardzo duże. Uczelnia, która nosi w swojej nazwie imię Jana Pawła II, ma bardzo
bogate źródło, z którego może czerpać inspirację po to, aby zachować nadal to wielkie
znaczenie na styku kultur, konfrontacji ze współczesnym światem, któremu chce przekazać
wartości, które były zawsze dla KUL-u cenne: Deo et patria – Bóg i Ojczyzna
i dialog.
- Parokrotnie gościł Ksiądz Arcybiskup na KUL-u jako profesor.
Jak teraz będzie wyglądało łączenie posługi metropolity i czynnej pracy naukowej?
Abp S. Budzik: Pierwsze moje wizyty na KUL-u były w czasach, kiedy
byłem diakonem i zdawałem egzaminy magisterskie. Potem recenzentem mojej pracy habilitacyjnej
był o. prof. Stanisław Napiórkowski. A zatem miałem trochę styczności z KUL-em i to
oczywiście przy wielu innych okazjach. Natomiast w tej chwili, jak sądzę, nastał taki
czas w moim życiu, że muszę chyba zrezygnować z aktywnej pracy naukowej, z wykładania.
Wykładałem dogmatykę ponad dwadzieścia lat w Tarnowie i w Krakowie, natomiast ważniejsze
jest dla mnie to zadanie pasterskie. Tak, że bezpośredniej pracy wykładowej nie zamierzam
podejmować. Niemniej jednak te kontakty z KUL będą dla mnie bardzo ważne, na wielu
płaszczyznach. Będę też mógł skorzystać z mojego doświadczenia wykładowcy i człowieka
zajmującego się trochę teologią, ale jednak priorytetem będzie duszpasterstwo.
-
Ale z urzędu będzie Ksiądz Arcybiskup Wielkim Kanclerzem KUL…
Abp S.
Budzik: Tak, jest to dla mnie zadanie nowe. Dopiero muszę w nie wejść, zapoznać
się z możliwościami, jakie ma kanclerz na kształtowanie uczelni i z radością to zadanie
podejmuję. Liczę na dobrą współpracę. Zawsze była ona dobra między sekretariatem KEP
a władzami uczelni, to tym bardziej będzie ona dobra z kanclerzem, który jest blisko
i z którym można porozmawiać.
- W ostatnich tygodniach rozgorzała dyskusja
wokół obecności krzyża w życiu publicznym. Zresztą poseł, który ją wywołał mieszka
w Lublinie. Jedni tę sprawę dramatyzują, inni banalizują. Jest się czym przejmować?
Abp S. Budzik: Pan mi już chyba sugeruje odpowiedź. Bo ja bym powiedział
tak: nie trzeba tej sprawy banalizować. Jest rzeczą bardzo smutną, przykrą, że w Polsce,
która wyrasta z chrześcijańskich korzeni, jest możliwa tego typu akcja. Trzeba się
niepokoić o naszą wolność, bo wtedy, kiedy byliśmy wolni, krzyż był zawsze bezpieczny.
Z krzyżem walczono w Polsce w czasie narodowej niewoli czy uzależnienia od wpływów
obcych mocarstw. Jan Paweł II wołał do nas (pamiętam – to była pierwsza pielgrzymka,
a dokładnie jej koniec), abyśmy nie podcinali korzeni, z których wyrastamy. Apeluję
do tych, którzy to robią, aby nie podcinali korzeni, z których wyrasta nasza kultura,
bo ona wyrasta na fundamencie chrześcijaństwa. Krzyż jest znakiem miłości, otwarte
jego ramiona kierują się do wszystkich. Nie pozwólmy, aby krzyż nas dzielił. Nie
dopuśćmy do tego!
Z drugiej strony nie popadamy w jakąś panikę, ponieważ sytuacje,
w których wartości chrześcijańskie są zagrożone, bardzo często mobilizowały katolików
do opowiedzenia się po stronie wiary, do przypomnienia sobie, że jednak pewne wartości,
które są dla nas oczywiste, mogą być zagrożone i trzeba ich bronić. Przede wszystkim
trzeba żyć według Chrystusowego Krzyża, czyli z miłością otwierać się na wszystkich
ludzi.
- Wiele emocji wywołał też projekt opodatkowania na rzecz Kościoła….
Abp
S. Budzik: Powiem, że się bardzo dziwię tej całej wrzawie, która się pojawiła,
bo wcale ten pomysł nie został wysunięty teraz. Pierwsze myśli na ten temat wymieniliśmy
ze stroną rządową na forum Komisji Wspólnej już cztery lata temu. Potem wielokrotnie,
choćby w KAI, była na ten temat mowa; ja sam na ten temat mówiłem wiele razy. Wszyscy
wokoło narzekają, że tzw. fundusz kościelny wymaga jakiejś zmiany, jakiejś reformy
i od pewnego czasu były pewne sugestie: czemu nie rozwiązać tego właśnie w taki sposób,
jak się to robi w innych krajach Europy o ustabilizowanej demokracji. Widzę po reakcjach,
jakie się pojawiają, że na razie do tego nie dorośliśmy, że trzeba będzie jeszcze
więcej namysłu.
Oczywiście wszystkie te sumy, ile by na tym Kościół zyskał,
to jest ogromna przesada. Nie wiem naprawdę, jeżeli by ten projekt wszedł w życie,
czy osiągnęlibyśmy chociażby kwotę, o której mówimy przy funduszu kościelnym i dotacjach
budżetowych, jakie są przy tej okazji. Według obliczeń specjalistów dochody z dóbr
zabranych Kościołowi wielokrotnie by przewyższały to, co Kościół otrzymuje w postaci
tej wadliwie skonstruowanej formy dotacji. Natomiast czemu się nie chce dać ludziom
swobody zadecydowania o tym, czy wesprą Kościół w ten sposób czy nie? My nigdy nie
pójdziemy za takim rozwiązaniem, które jest np. w Niemczech czy Austrii, a też i w
krajach skandynawskich, gdzie jest obowiązek składania ofiary na Kościół. Tego nie
chcemy. Pełna dobrowolność. Kościół prowadzi działalność edukacyjną, charytatywną,
utrzymuje świątynie, które bardzo często są bezcennymi, jedynymi wręcz dobrami kultury
w danym rejonie, a to wymaga ogromnych kosztów. Na całym świecie ludzie bardzo chętnie
garną się do katolickich szkół, katolickich instytucji opiekuńczych, także u nas w
Polsce. Dzieje się tak, bo wiedzą, że instytucje kościelne lepiej gospodarują pewnymi
środkami finansowymi. Państwa demokratyczne bardzo chętnie posługują się Kościołem,
bo wiedzą, że Kościół te dziedziny lepiej zagospodarowuje, niż inne instytucje. Może
i w Polsce doczekamy się takich czasów.
- Lublin to miasto uniwersyteckie,
z wieloma zaangażowanymi świeckimi. Jak Ksiądz Arcybiskup widzi miejsce świeckich
w Kościele i czy ich zaangażowanie w Polsce Księdza zadowala?
Abp S.
Budzik: Mówiło się, że jest to olbrzym, który musi się dopiero obudzić. Ja myślę,
że w wielu miejscach on się już obudził. Gdy spotykam ludzi zaangażowanych np. w
ruchy religijne, to odkrywam, że jest to fantastyczny laikat. Ludzie, którzy nie tylko
wspierają duchowieństwo w dziele ewangelizacji, ale sami tę ewangelizację z ogromnym
poświęceniem podejmują. A więc są znaki bardzo dobre, ale w całości kraju może ten
głos świeckich jest za mało słyszalny. W różnych sporach, które się w naszym społeczeństwie
odbywają, nie powinniśmy czekać tylko na głos episkopatu, duchowieństwa, ale świeccy
też powinni się bardziej angażować, być bardziej słyszalni. Wciąż jest też zbyt mało
zaufania, z jednej i drugiej strony, do podjęcia ściślejszej współpracy między duchowieństwem
a świeckimi. Mam nadzieję, że będzie lepiej. To dotyczy też archidiecezji lubelskiej.
Jest już dobrze, ale chciałbym żeby było jeszcze lepiej.
- Przed nami ogłoszony
przez Benedykta XVI Rok Wiary. Na ile wiara Polaków się zmienia, na
ile Polska potrzebuje nowej ewangelizacji?
Abp S. Budzik:
W społeczeństwie w naszym kraju, w naszym Kościele są jakby trzy obszary. Jeden to
ten, gdzie jest wiara tradycyjna. Ciągle ta pierwsza ewangelizacja jest skuteczna,
gdzie jest dobra katecheza, gdzie są dobre rodziny. Tu potrzebujemy pogłębienia wiary
poprzez dotychczasowe formy działania, których nie możemy zaniechać. Drugi obszar
to wiara z wyboru. Wspomnieliśmy o ruchach religijnych; widać to może szczególnie
w dużych miastach. Nawet przy niskiej frekwencji widać wówczas, że ludzie, którzy
przychodzą, to są ci, co dokonali wyboru. Oni podejmują troskę o Kościół, oni szukają
sposobów i możliwości pogłębienia wiary. I są też coraz większe obszary, gdzie ta
wiara zanika, gdzie właśnie trzeba nowej ewangelizacji, do której zachęca Benedykt
XVI. Oczywiście w Polsce to się dokonuje, i ten wysiłek Kościoła, poczynając od episkopatu,
który ma już swój zespół ds. nowej ewangelizacji, aż po parafie i działalność świeckich,
jest prowadzony. Potrzeba świadectwa wiary.