Zakończyła się wizyta Benedykta XVI w Niemczech. Teraz czas na podsumowania. Zarówno
przedstawiciele hierarchii kościelnej, jak i politycy papieską pielgrzymkę oceniają
pozytywnie. Jednak nie brakuje również głosów krytycznych, czy wręcz wrogich. Jak
zauważa teolog i tłumacz literatury polskiej Winfried Lipscher, szczególnie przykre
są tego rodzaju wypowiedzi w środowiskach katolickich.
Benedykt XVI na
podniosłej uroczystości końcowej dla przedstawicieli publicznego życia katolickiego
(m.in. działaczy Caritasu) w hali koncertowej we Freiburgu, dziękując wszystkim etatowym
pracownikom i wolontariuszom służb charytatywnych za ich pracę, nazwał ich świadkami
wiary, których codzienna praca nie jest łatwa. Wobec zanikania praktyk religijnych
powstaje pytanie, czy Kościół nie powinien się zmienić i bardziej dostosować się do
wymogów teraźniejszości – pytał Ojciec Święty. – Jeżeli tak, to co albo kto ma się
zmienić? I odpowiada słowami błogosławionej Matki Teresy: Ty i ja! A więc tutaj chodzi
żywego człowieka, który jest posłany do ludzi; wobec tego sami musimy się zmienić.
To
przesłanie Ojca Świętego wplata się w całość jego wystąpień, gdzie zawsze chodziło
o Jezusa Chrystusa, o dawanie świadectwa, o wiarygodność i o miłość bliźniego. Benedykt
XVI nie łudzi się nadzieją, że Kościół w Niemczech w przyszłości odegra dużą rolę
publiczną; wręcz przeciwnie, na lotnisku przed odlotem do Rzymu powiedział: „Będą
istniały małe wspólnoty w wierze…”. Ale równocześnie zachęcał Kościół w Niemczech,
by kroczył drogą wiary.
Można teraz zadać pytanie, czy ten Kościół pragnie
tą drogą kroczyć, tym bardziej, że tym Kościołem są między innymi również krytycy,
ci, którzy o sobie mówią, że to „My jesteśmy Kościołem”, domagając się różnych ustępstw
w dziedzinie moralności lub ekumenizmu. Zaraz po zakończeniu transmisji z pożegnania
Papieża ugrupowanie to wydało oświadczenie, w którym czytamy, że Papież nie skorzystał
z szansy poczynienia konkretnych kroków. Nazywają Ojca Świętego „zatwardziałym i nieugiętym
konserwatystą”, od którego się już niczego nie oczekuje. Dlatego ugrupowanie pod nazwą
„My jesteśmy Kościołem”, do którego należą także znani teologowie i politycy, zapowiada
„nieposłuszeństwo wobec Rzymu” i mówi tak: „Parafie niech ogłoszą, że uważają 500-letni
podział Kościoła za zakończony”. Chcą na zasadzie wzajemności uczestniczyć w komunii
z ewangelikami.
Już wczoraj wieczorem pojawiły się również w telewizji pierwszego
i drugiego programu ostre komentarze. Główny komentator ZDF-u nazwał Papieża „hersztem
indiańskim”, a komentatorka ARD w obelżywy sposób mówiła, że Papież znieważył i spoliczkował
zarówno ewangelików jak i katolików. Od teraz, ich zdaniem, chrześcijanie w Niemczech
powinni brać ster Kościoła we własne ręce.
Zarówno katolicy, jak i ewangelicy
w Niemczech cierpią na „niemieckość ekumenizmu”, uważając, że im się należą uregulowania
specjalne. Czy przypadkiem chrześcijanom w Afryce lub Ameryce Południowej to się przyda,
albo podoba – tego się zupełnie nie widzi.