Jest ich 25, towarzyszą Benedyktowi XVI w letnich wakacjach, mają rzadki przywilej
swobodnego przechadzania się po papieskiej posiadłości w Castelgandolfo. A jak na
swój stan, żyją w dość komfortowych warunkach. W zamian, każda z nich daje codziennie
50 litrów mleka. „Papieskie” krowy. To właśnie one są głównymi lokatorkami gospodarstwa
rolnego przy letniej rezydencji Papieży. Obok nich są jeszcze kury i pszczoły. A także
sad owocowy, ogród warzywny, gaj oliwny oraz hodowla kwiatów. Wszystkiego razem 20
hektarów.
Papieska farma w Castelgandolfo nigdy nie zyskała wielkiego rozgłosu.
Pozostaje w cieniu rezydencji papieży, na jej rubieżach, od strony miasteczka Albano.
O papieskiej farmie wiedzą dziś przede wszystkim pracownicy Watykanu. To bowiem oni
jako jedyni mogą zakupić pochodzące stamtąd mleko, jogurty, jajka i oliwę, a niekiedy
nawet mięso.
Mleko, jak zapewnia personel farmy, jest najwyższej jakości.
Supernowoczesne urządzenia pasteryzują je w temperaturze 75 stopni, dzięki czemu lepiej
zachowuje ono swoje pierwotne właściwości. Papieskim krowom serwuje się dietę właściwą
dla rogacizny, z której mleka powstaje słynny parmezan. O watykańskim mleku zrobiło
się głośno po katastrofie w Czarnobylu. Okazało się wówczas, że nie odnotowano w nim
najmniejszych śladów radioaktywnego skażenia. Kiedy w całych Włoszech lekarze odradzali
picia mleka, ci, którzy potrzebowali go za wszelką cenę, zwracali się właśnie do Watykanu.
Tam jednak było go niewiele.
Dziś jest wręcz odwrotnie, bo największym problemem
papieskiej mleczarni są europejskie limity. Krowy z Castelgandolfo mogą dać dziennie
jedynie 6 tys. litrów mleka. A tymczasem zdarza się więcej. Musimy zatem redukować
hodowlę – przyznaje Giuseppe Bellapadrona, odpowiedzialny za gospodarstwo.
Z
kolei „papieskich” kur jest 300. I one, podobnie jak krowy, mają prawo do wolnego
wybiegu. Znoszą codziennie ponad 200 jaj. 60 kurczaków jest hodowanych na mięso. Drób
chodzi wśród bardzo starych drzew oliwnych, liczących sobie po kilkaset lat. Te owoców
dają niewiele. Jest z nich jedynie od 2 do 3 tys. litrów oliwy, ale za to o bardzo
wyraźnym smaku. To właśnie ona najbardziej przypadła Papieżowi do gustu. Benedykt
XVI zasmakował w niej, kiedy złożył tu pierwszą wizytę na początku pontyfikatu. Chciał,
abyśmy go oprowadzili po całym gospodarstwie. Szczegółowo wypytywał się o hodowlę.
Widać, że ma dobre podejście do zwierząt – wspomina Bellapadrona. – Wszystko go ciekawiło.
A najbardziej właśnie oliwa. Na koniec spróbował jej z bruschettą (grzanką) i jak
sam wyznał bardzo mu smakowała.
Jego poprzednik też zaglądał do papieskiej
farmy. Bardziej od zwierząt interesowali go jednak ludzie. Jan Paweł II znał się dobrze
ze wszystkimi pracownikami, wypytywał o ich rodziny, a nawet je odwiedzał. Szczególnym
uczuciem darzył wiejskie dzieci. Na zakończenie letniego pobytu zawsze organizował
dla swych podwładnych w Castelgandolfo loterię z nagrodami.
Wielką słabość
do swej farmy miał Paweł VI. Często przechadzał się po sadzie i chętnie obcował ze
zwierzętami. Co innego Jan XXIII. Ten, jak wspominają mieszkańcy Castelgandolfo, bardziej
lubił potajemne wyjścia na miasto, niż spacery po swych ogrodach i oborach. Gorszy
od niego był tylko Pius XII. Początkowo w ogóle nie zamierzał korzystać ze swej letniej
rezydencji. Jednakże latem 1939 r. papieski apartament w Watykanie potrzebował pilnego
remontu. Papież Pacelli z konieczności musiał się przenieść na jakiś czas do Castelgandolfo.
I wtedy też przekonał się do swej letniej rezydencji, choć nadal nie spędzał w niej
lata, aż do roku 1946, kiedy to pobyt na wsi przepisał mu lekarz.
Dla Piusa
XII watykańska posiadłość w Castelgandolfo nabierze jednak charakteru całkiem wyjątkowego
pod koniec drugiej wojny światowej. 22 stycznia 1944 r., po wylądowaniu aliantów w
pobliskim Anzio i powstaniu nowej linii frontu tuż pod Castelgandolfo, papieska rezydencja
stała się miejscem schronienia dla okolicznej ludności. Obory, stodoły oraz wszelkie
pomieszczenia gospodarcze zostały zamienione w tymczasowe noclegownie. W ogrodach
rozbito namioty. Na papieskiej farmie znalazło schronienie 12 tys. Włochów liczących
na bezpieczeństwo na neutralnym terytorium. Pius XII żywo interesował się ich losem.
Codziennie przysyłał tu swego wysłannika, który w miarę możliwości miał zaradzać ich
potrzebom. Bombardowania nie oszczędziły jednak Castelgandolfo. Farma więc opustoszała.
Więcej, sama legła w gruzach, a wszystkie papieskie krowy przetransportowano do Watykanu.
Największym
uczuciem farmę w Castelgandolfo darzył jej założyciel, Pius XI. To on w 1930 r. polecił
urządzić kościelne gospodarstwo rolne. To właśnie tam udawał się na codzienne spacery,
na łono natury, ilekroć przebywał w swej letniej rezydencji. Jego ulubieńcami wśród
zwierząt były dwie gazele, które otrzymał w darze od delegata apostolskiego w Egipcie.
Dzikie zwierzęta pojawią się w Castelgandolfo jeszcze raz, za pontyfikatu Pawła VI.
Papież Montini otrzymał bowiem w prezencie dwa dziki. Nie zadomowiły się jednak w
Castelgandolfo. Okazały się zbyt żywiołowe i trzeba było się ich pozbyć. Nie pasowały
też do atmosfery spokojnej rezydencji – wspominają najstarsi pracownicy papieskiej
farmy.