1. Akcja opisana
w dzisiejszej Ewangelii dzieje się w drodze. Dwaj uczniowie Jezusa idą w kierunku
wsi zwanej Emaus. Poruszają się zmęczeni, zniechęceni, rozmawiając o tym, co wydarzyło
się w ostatnich dniach. Są zawiedzeni, nie bardzo wiedzą co robić, jak to wszystko
rozumieć. Ewangelista stwierdza: „Zatrzymali się smutni” (Łk 24,17). Są ludźmi szczerymi
i nie ukrywają rozczarowania z powodu zawiedzionych nadziei, jakie wiązali z Jezusem,
który mógł zmienić położenie ich i całego narodu wybranego: „A myśmy się spodziewali,
że właśnie On miał wyzwolić Izraela” (Łk 24,21).
Oto sytuacje znane nam z naszego
osobistego doświadczenia: niekiedy tak bardzo zależy nam na kimś albo na czymś, i
nagle dowiadujemy się, że nasze oczekiwania nie będą zrealizowane. Przeżywamy frustrację,
zniechęcenie, nie mamy ochoty na rozmowy.
2. Do dwóch uczniów w drodze dołącza
się niespodziewanie nieznany dla nich Człowiek. Zaczyna zwyczajną rozmowę, pytając
o temat ich konwersacji. Jezus, świadomy ich wątpliwości, zaczyna im wyjaśniać Boży
plan. Odwołuje się do Pisma Świętego, bo Jego rozmówcy znają doskonale proroctwa i
zapowiedzi dotyczące Mesjasza. Nie ukazuje zatem żadnych nowości, próbuje jedynie
przypomnieć znaną im wszystkim Bożą pedagogię w odniesieniu do człowieka.
Słuchają
go uważnie, skupiają się na poszczególnych słowach, ale to nie wystarcza. „Tak przybliżyli
się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili
Go, mówiąc: «Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił». Wszedł
więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo,
połamał go i dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im
z oczu” (Łk 24,28-31).
Jezus pojawił się niespodziewanie, jeszcze bardziej
niespodziewanie zniknął, w chwili, w której dwaj uczniowie mieliby tyle pytań, prosiliby
o wiele wyjaśnień. Dziwi się Anna Kamieńska w wierszu Emaus: „Czemuście nie
spytali wprost / nie pochwycili Go za nogi / rąk nie trzymali / cienia nie przywiązali
do ławy (W: B. Walczak – A. Hartliński, Intencje serca, Księgarnia św. Wojciecha,
Poznań 1985, s. 21).
3. Chrystus idzie razem z nami i jak cień naszego cienia
nie pozostawia nas ani na chwilę. Nie zawsze jednak zdajemy sobie sprawę z tej obecności
i, zajęci różnymi problemami, szukamy na własną rękę rozwiązań trudności, na jakie
napotykamy. Niekiedy z kolei dostrzegamy dyskretną obecność Jezusa, ale pragniemy,
by jak komputer wykonywał nasze polecenia i spełniał prośby. Nie wystarczy więc być
przekonanym, że Jezus idzie razem z nami; trzeba, abyśmy też i my szli razem z Nim.
„W głębi duszy byłaś – zwraca się do Boga-Piękności św. Augustyn –, a ja się błąkałem
po bezdrożach i tam Ciebie szukałem, biegnąc bezładnie ku rzeczom pięknym, które stworzyłaś.
Ze mną byłaś, a ja nie byłem z Tobą” (Wyznania 10,27, tł. Z. Kubiak, PAX, Warszawa
1982, s. 197-198).
Warto zastanowić się nad tym, co najbardziej przeszkadza
nam w dostrzeżeniu obecności Jezusa w naszym życiu. Jeśli weźmiemy pod uwagę dzisiejszą
Ewangelię, zauważymy, że dwaj uczniowie mieli swoją wizję dojścia do szczęścia, tak
w wymiarze indywidualnym jak i narodowym. Ona jednak nie pokrywała się z wizją Jezusa,
i dlatego doszło do zniechęcenia i utraty nadziei.
Nam również towarzyszy pragnienie
ułożenia życia po swojemu, szybko znajdujemy rozwiązania różnych problemów, nawet
Panu Bogu chcielibyśmy niekiedy podpowiadać jak ma działać. Dodatkowo człowiek współczesny,
zachwycony osiągnięciami techniki, z trudem przyjmuje Boga pokornego i ukrzyżowanego.
Raczej woli wygrywać, zwyciężać, być pierwszym, a to nie jest w życiu zawsze możliwe.
Mamy
dzisiaj dobrą okazję, by w świetle spotkania Jezusa z uczniami z Emaus zajrzeć głębiej
do naszego wnętrza, by dostrzec dyskretną, ale przecież wyraźną obecność Jezusa i,
wsłuchując się w Jego słowa, nadać naszej życiowej wędrówce nowy kierunek i nową jakość,
zgodną z Jego wolą. Niech i nam otworzą się oczy…