Wczorajszy zamach bombowy na chrześcijańską świątynię w Dolinie Bekaa w Libanie spowodował
jedynie szkody materialne, jednak wpisał się we wzrost napięcia w tym kraju. Ładunek
równoważny dwóm kilogramom trotylu eksplodował w niedzielę rano przed syryjskoprawosławnym
kościołem w mieście Zahle zamieszkiwanym w większości przez chrześcijan. Nikt nie
został zabity ani ranny. Kilka dni temu w rejonie tego samego miasta uprowadzono siedmiu
Estończyków podróżujących na rowerach.
Liban, biorąc pod uwagę rozwój wydarzeń
w świecie arabskim, pozostawał dotychczas w swoistym oku cyklonu. Jednak wzrost napięcia
w sąsiedniej Syrii przenosi się stopniowo i na ten bliskowschodni kraj. Oprócz zamachu
świadczą o tym także niedzielne starcia między sunnitami a prosyryjskimi szyitami
w Bejrucie. Zamieszki przerwała interwencja wojska.
W tej sytuacji opinia publiczna
spogląda z zainteresowaniem na władze Kościoła maronickiego, które zawsze miały w
Libanie, oprócz duchowego, także autorytet polityczny. Okazją był ingres nowego patriarchy,
abp. Béchary Raï, do tradycyjnej siedziby w Bkerke. Ceremonia odbyła się w obecności
najwyższych władz państwowych i przedstawicieli wszystkich sił politycznych Libanu.
Przemawiając do zgromadzonych patriarcha Raï stwierdził, że „żadna wspólnota czy frakcja
polityczna nie może sobie przywłaszczać ojczyzny”. Nowy zwierzchnik maronitów zaznaczył
także, że jego duszpasterskim priorytetem będzie młodzież, stanowiąca „przyszłość
libańskiego Kościoła”.