2011-02-13 16:29:18

Ex Oriente Lux


Najpierw przyszli Persowie ...

Posłuchaj: RealAudioMP3

W tych naszych ostatnich audycjach opowiadałem o przemianach i podziałach, jakie nastąpiły w świecie chrześcijańskim w V i VI stuleciu. Stało się tak głównie za sprawą polityki religijnej bizantyńskich cesarzy, a szczególnie Zenona, Justyna i Justyniana. Szukali oni sposobu przywrócenia jedności w imperium oraz ortodoksji wiary jego mieszkańców, ostatecznie jednak ich poczynania przyniosły skutki całkiem odwrotne i w rezultacie opłakane. Nie było moją intencją ani zadaniem osądzać poczynań wspomnianych władców, bo przyczyny zaistniałego podziału w życiu społecznym, także w Kościele, jak zwykle miały bardziej złożony charakter. Pragnąłem natomiast zarysować sytuację Egiptu w przededniu wydarzeń, które zdecydowanie bardziej domagały się jedności i współdziałania. Czas zatem opowiedzieć o tym, co się wydarzyło w cesarstwie bizantyńskim, na jego wschodnich pograniczach oraz w Egipcie właśnie, gdy na horyzoncie pojawiły się ludy ze Wschodu, a wraz z nimi nowy świat, nowe jego porządki i nowa religia ...

Najpierw byli Persowie. W pierwszej dekadzie VII wieku, za panowania szachinszacha Chosroesa II, przypuścili oni szturm na bizantyńskie imperium na całej długości wspólnej granicy. W roku 607 podbili Syrię, a dwa lata później perski generał Szachwaraz stanął nad Bosforem, na wysokości Chalcedonu, vis à vis stolicy cesarstwa, Konstantynopola. Władcą był tu wówczas Fokas, po prawdzie okrutnik i uzurpator, o którego panowaniu mówi się same złe rzeczy, choć jak zwykle nie całkiem słusznie. Tak czy siak na jego barki spadła odpowiedzialność za tę perską marszrutę przez ziemie cesarstwa, więc Fokasa szybko zamordowano (610), a na tronie posadzono jego szwagra, Herakliusza.

W niedługim czasie Persowie zdobyli Antiochię (611) i Damaszek (613), zaś w maju 614 roku padła Jerozolima wraz z całą Palestyną. Od czasów słynnej wojny żydowskiej i spalenia Świątyni Heroda w roku 70 aż do tej chwili miasto, nawet jeśli przebudowane i przemianowane, nie doświadczyło nigdy podobnej grabieży i zniszczenia. Persowie wymordowali wówczas około trzydziestu tysięcy chrześcijan, a drugie tyle deportowali do Babilonu. Ponoć najeźdźców aktywnie wspierali Żydzi i Samarytanie. Spalono też wszystkie kościoły, między innymi bazylikę Grobu Bożego, wzniesioną za czasów Konstantyna, a relikwie Krzyża Św. zabrano do Ktezyfonu. Herakliusz wyprze potem wojska perskie z obszaru Syrii i Palestyny, odzyska i panowanie, i relikwie, ale nad Nilem już tak wesoło nikomu nie będzie, bo zagrożenie perską inwazją zawisło także nad Egiptem.

Już cesarz Justynian, przewidując taką możliwość, kazał wybudować potężną fortecę na Synaju, na drodze łączącej Nabateę z Egiptem. Jednak w roku 619 Persowie i tak wkroczyli do dawnej ziemi faraonów, idąc drogą wzdłuż wybrzeża morskiego, tym samym omijając synajskie fortyfikacje. Twierdze Peluzjum i Manzala, strzegące wejścia do kraju nad Nilem, padły przy pierwszym ataku. Podobnie skapitulowała twierdza Babilonia, nieopodal starożytnego Memfis. Teraz Persowie ruszyli w kierunku Aleksandrii, plądrując i paląc po drodze co popadło. Według dwunastowiecznej „Historii patriarchów aleksandryjskich” wyrżnięto wtedy mnichów z 600 okolicznych klasztorów. Stolicę Persowie wzięli w czerwcu 619 roku, obracając ją w perzynę. W samej Aleksandrii wymordowano ponoć wszystkich mężczyzn w wieku od 18 do 50 lat, tak iż ofiar miało być około 80 tysięcy; wielu innych poprowadzono w niewolę. W ręce sasanidów wpadły też okręty, którymi próbowano wysłać do Konstantynopola ludzi z ich dobytkiem, w tym także kościelne kosztowności. Cały ten skarb pojedzie później, wraz z symbolicznymi kluczami do miasta, na dwór perskiego szacha. Tymczasem najeźdźcy plądrowali dolinę Nilu aż po Nubię i Faras, znów niszcząc i rabując. Wzniecony przez nich terror zmusił wielu biskupów do ucieczki i porzucenia swych kościołów. Tak stało się między innymi ze św. Pisencjuszem, biskupem Keft, którego historię później spisał Jan zwany Starszym. Podobno przed ucieczką biskup ten rozdał ubogim cały swój majątek i wraz z najbliższymi towarzyszami schronił się w klasztorze św. Epifaniusza w Tebach, gdzie już pozostał do końca życia.

Trzeba powiedzieć, że w początkowym okresie wielu Koptów mogło patrzeć na tę perską inwazję przychylnym okiem, oznaczała bowiem nade wszystko wygnanie Greków i ich melchickiego patriarchy. Szybko jednak miało się okazać, że nikt nie ujdzie okrucieństwu najeźdźców, czy to Kopt, czy Bizantyńczyk. Po tym początkowym okresie terroru związanego z podbojem nastąpiła mała stabilizacja. Nowi władcy Egiptu pozostawili podporządkowaną sobie grecką administrację, bo przecież tak dużym krajem ktoś musiał zarządzać, najlepiej więc, by robili to ci, którzy się na tym znają. Persowie optowali też za pokojem religijnym. Przede wszystkim nie narzucili siłą zoroastryzmu, pozwalając chrześcijanom pozostać chrześcijanami, każdemu zgodnie ze jego eklezjalną przynależnością. W ten sposób Kościół koptyjski, uwolniony spod melchickiej dominacji, cieszył się zdecydowanie większą swobodą niż w poprzednim okresie. Koptowie mogli odbudować swoje kościoły i korzystać ze swobody wyznawania wiary. Przede wszystkim jednak biskupi monofizyccy odzyskali pełną jurysdykcję nad swoimi diecezjami. Persowie pozostawili na tronie patriarchy aleksandryjskiego monofizytę Andronika, którego zresztą, ze względu na pobożność i przymioty charakteru, akceptowali także chalcedończycy. Po jego śmierci w roku 623 papieżem aleksandryjskim zostanie Beniamin, który podczas niemal czterdziestoletniego pontyfikatu będzie musiał oglądać arabską konkwistę i gwałtowną islamizację kraju.

Póki co, zauważyć wypada, że w sumie łatwiej było Kościołowi koptyjskiemu pod panowaniem perskim niż za czasów bizantyńskich. Kiedy w roku 628 cesarz Herakliusz zdoła wreszcie pokonać sasanidzkiego władcę Chosroesa, a Persowie będą musieli wycofać się ze wszystkich zagarniętych ziem cesarstwa, wówczas w Egipcie przywrócona zostanie bizantyńska władza. Wkrótce jednak u bram dawnej ziemi faraonów staną nowi najeźdźcy, Arabowie, których pochód nie oszczędzi nikogo, ani Persów, ani Greków. Koptowie, pamiętni perskiego doświadczenia, początkowo przywitają ich jako wybawicieli. Ale znów szybko się okaże, że nie będzie już śpiewu ani tańca, ale jedynie krzyki, płacze i modlitwy o Boże zmiłowanie zanoszone tak przez melchitów, jak i miafizytów. O tym jednak opowiemy w ostatnim już odcinku naszego cyklu.

Rafał Zarzeczny SJ







All the contents on this site are copyrighted ©.