Władza nie powinna koncentrować się w jednych rękach i pozostawać w nich w nieskończoność.
Takiego zdania są biskupi Nikaragui oburzeni manipulacjami rządzących sandinistów,
by doprowadzić do reelekcji na prezydenta ich lidera, Daniela Ortegi. Jak wyjaśnił
arcybiskup stołecznej Managui, Leopoldo Brenes, Kościół nie jest przeciwny trwaniu
przy władzy jednej partii zwyciężającej w prawomocnych wyborach, ale jego zdaniem
powinna ona wymieniać ludzi, którzy ją reprezentują w przywództwie. Z kolei stołeczny
biskup pomocniczy Silvio José Baéz zwrócił uwagę na bierność pozostałych partii politycznych
wobec jawnego naruszenia konstytucji przy proponowaniu Ortegi po raz kolejny na urząd
głowy państwa.
Ustawa zasadnicza Nikaragui zakazuje pełnienia funkcji prezydenta
przez dwie kadencje pod rząd oraz więcej niż dwie kadencje. Osoba Daniela Ortegi,
który rządził tym środkowoamerykańskim krajem w latach 1985-1990 oraz od 2006 r.,
podpada pod oba te zakazy. Jednak Najwyższy Trybunał Sprawiedliwości, kontrolowany
przez rządzący Sandinistyczny Front Wyzwolenia Narodowego, nie dopatrzył się uchybień.
Wybory powszechne mają się tam odbyć 6 listopada.
W przekonaniu abp. Brenesa
działające obecnie w Nikaragui partie mają wystarczającą liczbę zdolnych do pokierowania
krajem ludzi i nie ma potrzeby lansowania wciąż tej samej osoby. Nieco inną opinię
na ten temat wyraził emerytowany biskup Grenady, Bernardo Hombach. Zdaniem niemieckiego
misjonarza być może w ogóle należałoby zmienić konstytucję, bowiem prawdziwym problemem
Nikaragui jest panujące tam lekceważenie wszelkiego prawa. Wyrazem tego jest właśnie
bezczynność Najwyższego Trybunału Sprawiedliwości, który nie spełnia standardów niezależności
władzy sądowniczej.