1. Zbawiciel
spędził długi okres swojego życia, około 30 lat, w ciszy nazaretańskiego domu. Nie
mając konkretnych danych o tym czasie, możemy się domyślać, że przeżywał dni podobnie
jak wielu innych mieszkańców miasta, dzieląc ich radości i smutki, pomagając przybranemu
ojcu w pracy ciesielskiej i aktywnie uczestnicząc w życiu religijnym wspólnoty. Tak
było do dnia, w którym rozpoczął publiczną działalność podczas znaczącego spotkania
z Chrzcicielem.
„Jezus przyszedł z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć
chrzest od niego. Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: «To ja potrzebuję chrztu od Ciebie,
a Ty przychodzisz do mnie?». Jezus mu odpowiedział: «Pozwól teraz, bo tak godzi się
nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe». Wtedy Mu ustąpił. A gdy Jezus został ochrzczony,
natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego
zstępującego jak gołębicę i przychodzącego na Niego. A głos z nieba mówił: «Ten jest
mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie»” (Mt 3,15-17).
Chrzest Janowy był
końcowym obrzędem dosyć długiego procesu duchowego oczyszczenia i wyrazem woli całkowitego
zaangażowania się w służbie Bogu. Był udzielany ludziom świadomym swoich grzechów,
którzy je wyznawali, pokutowali za nie, otrzymywali przebaczenie i tak przygotowywali
się na przyjście Mesjasza. Jezus nie potrzebował chrztu janowego, ale chciał go przyjąć
i nalegał na to. Sam chrzest Janowy zapowiadał sakrament, który ustanowi w przyszłości
sam Zbawiciel.
2. Zdecydowana większość z nas nie pamięta swojego chrztu.
Niektórzy ze słuchaczy może nawet nie są w stanie podać dnia, w którym przyjęli ten
sakrament. To nasi rodzice i chrzestni wyznali w naszym imieniu wiarę i poprosili
Kościół o chrzest. Wówczas zaczęła się nasza duchowa wędrówka jako chrześcijan. Nawet
jeśli potem otrzymaliśmy inne sakramenty, nie możemy zapomnieć, że istotna dla naszej
duchowej sytuacji zmiana nastąpiła właśnie w czasie chrztu świętego.
Zmarły
niedawno światowej sławy kompozytor Henryk Mikołaj Górecki otrzymał kiedyś w prezencie
od Arcybiskupa Damiana Zimonia oprawione świadectwo chrztu. Pasterz Katowicki wspomina,
że ten skromny, małomówny człowiek, który nosił w sobie wielką muzykę religijną, bardzo
się ucieszył i od razu je powiesił, żeby nie zapominać o tym, co najważniejsze (Zob.
B. Grusza-Zych, Człowiek z wielką muzyką, „Gość Niedzielny”, 27.11.2010, s.
52).
3. Czym dla nas jest chrzest święty i czy jesteśmy – jak zwykł pytać
Sługa Boży Ojciec św. Jan Paweł II – wierni przyrzeczeniom danym w czasie tego sakramentu?
Nie chodzi bowiem o magiczny akt, który całkowicie eliminuje zło, które jest w świecie
i w nas samych. Chrześcijanin jest wystawiony dzisiaj na różnego rodzaju pokusy zawrócenia
z drogi obranej podczas chrztu, przyjęcia logiki i myślenia, jakie proponuje dzisiejszy
świat, akceptacji relatywizmu nawet w odniesieniu do przykazań Bożych.
Ewangelista
zaznacza, że gdy Jezus wyszedł z wody „oto otworzyły Mu się niebiosa” (J 3,16). Jak
bardzo, byśmy chcieli, by owe niebiosa były otwarte zawsze również dla nas. Odnosimy
jednak często wrażenie, że są one zamknięte, a niekiedy, używając słów pisarza, nawet
stają w płomieniach. Może dzieje się tak dlatego, że zatraciliśmy gdzieś po drodze
nasz dawny entuzjazm, dokonaliśmy złego rozeznania między tym, co rzeczywiście dla
nas ważne, a tym, co się jedynie takie wydawało, albo bardzo liczyliśmy na swoje siły,
a nie na pomoc, której Bóg zaczął nam udzielać począwszy od przyjęcia chrztu.
Ale
przecież nie wszystko stracone i zawsze można powrócić do tego, co w tym sakramencie
się zaczęło. „Pozostańcie czyści – zachęca nas św. Grzegorz z Nazjanzu – i oczyszczajcie
się. Bóg przecież niczym bardziej się nie raduje niż nawróceniem i zbawieniem człowieka,
któremu została dana cała ta nauka i wszystkie tajemnice. I macie być jak źródła światła
w świecie i siłą życiodajną dla ludzi” (Liturgia Godzin, 1, s. 557).