1. Już tylko
kilka dni dzieli nas od Świąt Bożego Narodzenia. Staramy się nie poddawać szalonemu
rytmowi życia, ale nie przychodzi nam to łatwo. Jest przecież tyle spraw, umówionych
spotkań, wyznaczonych terminów, a dodatkowo może ktoś z najbliższych ciężko choruje,
uległ wypadkowi, stracił pracę lub nie zdał egzaminu. Próbujemy być dzielni, zachowywać
spokój i ufność, ale trochę inaczej wyobrażaliśmy sobie ten Adwent. Wsłuchujemy się
w słowa Pisma Świętego, zwłaszcza w te, które proponuje nam liturgia mszalna, staramy
się skupić, otworzyć na Boże natchnienia, ale nadchodzą rozproszenia, myśli spontanicznie
wędrują w innym kierunku.
I to właśnie teraz, kiedy jesteśmy u szczytu naszych
przygotowań do świąt – w czwartą niedzielę Adwentu – Kościół ukazuje nam św. Józefa.
Znany to, a jednocześnie tajemniczy święty; Biblia nie podaje ani jednego wypowiedzianego
przez niego słowa. Trochę informacji znajdujemy o nim w ewangelicznych historiach
dzieciństwa Jezusa. Podają one m.in, że św. Józefowi kilkakrotnie ukazał się anioł.
Za pierwszym razem objawił mu we śnie fakt cudownego poczęcia Dziecięcia przez Maryję
za sprawą Ducha Świętego, a za drugim kazał mu uciekać z rodziną do Egiptu przed prześladowaniem
Heroda. Dzisiejsza Ewangelia dotyczy tego pierwszego objawienia:
2. „Po zaślubinach
Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną
za sprawą Ducha Świętego. Mąż jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał
narazić jej na zniesławienie, zamierzał oddalić ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl,
oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: «Józefie, synu Dawida, nie bój się
wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w
Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od
jego grzechów». (…) Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł
Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie” (Mt 1,18-21.24).
Nie wiemy dokładnie,
ile lat miał św. Józef, gdy Jezus narodził się w Betlejem. Biorąc pod uwagę ówczesne
zwyczaje, mógł mieć co najwyżej dwadzieścia kilka lat. Przeczytany fragment Ewangelii
określa go jako człowieka prawego. Co to oznacza? W perspektywie biblijnej człowiek
prawy to ten, który realizuje wolę Bożą, zwłaszcza jeśli wymaga to szczególnej pokory,
prostoty i zaufania. Św. Józef nie rozumiał pewnych rzeczy; wiedział np. że nie jest
ojcem Dziecka, które się poczęło, a za takiego będzie uchodził w społeczności.
Jako
człowiek prawy był jednak przekonany, że w życiu duchowym nie można wszystkiego zrozumieć;
że Bóg przewyższa zdecydowanie możliwości naszego rozumu; że jest ponad naszymi myślami;
że wcale nie musi zachowywać się tak, jak byśmy sobie tego życzyli.
Pisał Antoine
de Saint Exupéry: „Panie, mówiłem, tam na gałęzi drzewa siedzi kruk. Rozumiem, że
Twój majestat nie może się zniżać do mówiącego. Lecz ja potrzebuję znaku. Gdy skończę
moją modlitwę, spraw, aby ten kruk odleciał. (…) I patrzyłem na ptaka. Ale on siedział
nieruchomo na gałęzi. Wtedy znowu zwróciłem się do kamienia. Panie, mówiłem, masz
słuszność. Twój majestat nie może się zniżać do moich żądań. Gdyby kruk odleciał,
byłbym jeszcze smutniejszy. Bo taki znak byłby znakiem danym mi przez kogoś równego
– a więc znowu przeze mnie samego, znowu byłby odbiciem moich pragnień. I ciągle tkwiłbym
w swojej samotności. I oddawszy cześć wróciłem. Lecz wtedy właśnie moja rozpacz ustąpiła
miejsca nieoczekiwanej radości”.
3. Nie, św. Józef nie prosił Boga o szczególne
znaki dla siebie. Wydaje się, że z natury swojej był refleksyjny. Poświęcał ponadto
wiele czasu na modlitwę, przez którą pogłębiał kontakt z Bogiem; dlatego nawet mało
znaczące, wydawałoby się, przeżycia stawały się dla niego wyraźnymi znakami. Ponadto
był przekonany, że niekiedy brak znaku o jaki prosimy, może być – jak to wynika z
przytoczonego tekstu francuskiego autora – bardzo wyraźnym znakiem Bożej obecności.
A cóż powiedzieć, jeśli ukazuje mu się we śnie wysłannik Boga i bardzo wyraźnie mówi
do niego: „Nie bój się” (Mt 1,20).
Przeżycia i postawa św. Józefa ukazują nam
różne trudności, wątpliwości i lęki, na jakie może natrafić osoba nawet głęboko wierząca,
która jest ciągle wzywana przez Boga do pogłębiania swej wiary. Nasze osobiste życie
potwierdza to stwierdzenie. Wydaje się nam niekiedy, że osiągnęliśmy już pewien zadowalający
poziom życia duchowego, gdy nagle niewielka trudność znacznie go obniża.
Jeśli
to zdarzy się nam teraz, w Adwencie, prośmy o pomoc tak znamienitego orędownika. Jeden
z pisarzy w ten sposób argumentował moc wstawienniczą św. Józefa. Kiedy przy końcu
świata Jezus będzie wypowiadał do zgromadzonych słowa: „Byłem głodny, a nie daliście
Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić” (Mt 25,42), wielu może się pytać,
czy to do nich Zbawiciel kieruje te słowa. Natomiast św. Józef, jako Jego przybrany
ojciec, może być wtedy zupełnie spokojny. Bo to on właśnie troszczył się o wszystkie
potrzeby Jezusa. Zatem jeśli i my poprosimy go o pomoc w jakiejś sprawie, bez niepotrzebnych
słów szybko zatroszczy się również o nas.