1.Wspólnota
francuskich trapistów żyje w niewielkim opactwie, pięknie położonym w górzystym regionie
Algierii. W harmonii z muzułmanami zamieszkującymi miasteczko, przeżywają radości
i smutki codziennego życia. Spokój zostaje zakłócony, kiedy grupa fanatyków muzułmańskich
zabija w tym regionie pracowników należących do europejskiej firmy. Śmiertelne niebezpieczeństwo
zagraża coraz bardziej zakonnikom, nawet jeśli nie prowadzą oni żadnej ewangelizacji
i chętnie pomagają miejscowej ludności. Trapiści muszą dokonać skomplikowanego wyboru
etycznego i duchowego: pójść za naturalnym odruchem obrony i opuścić niebezpieczne
miejsce, lub też pozostać, licząc się z najpoważniejszą konsekwencją tego wyboru.
Siedmiu trapistów, ale przede wszystkim siedmiu ludzi. Każdy z nich ma inny
charakter i inną osobistą historię, każdy ma swoje zalety i wady, każdy przeżywa,
choć w różnym stopniu, lęk przed tym, co może się wydarzyć.
Nie, to nie tylko
fabuła filmu Ludzie Boży, ale to rzeczywistość, która stała się udziałem pewnej
wspólnoty zakonnej w 1996 r. Jakże bliscy są nam ci ludzie, gdy oglądamy ich przeżywających
straszliwą duchową walkę z lękiem, gdy próbują znaleźć właściwą odpowiedź na podstawowe
pytania dotyczące powołania i wierności Bogu. Chodzi o dylematy i wątpliwości, które
przeżywają, z mniejszym lub większym natężeniem, wszyscy wierzący, nawet ci, których
Kościół uznaje za świętych. Posłuchajmy fragmentu dzisiejszej Ewangelii.
2.
„Gdy Jan usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów z zapytaniem:
«Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?» Jezus im odpowiedział:
«Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: Niewidomi wzrok odzyskują,
chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają,
ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we mnie nie zwątpi»” (Mt
11,2-6).
Różnie ten tekst wyjaśniano i różnie interpretowano zaskakujące nas
trochę pytanie św. Jana Chrzciciela, który dotychczas z tak wielkim przekonaniem głosił
nadchodzącego Mesjasza. Dzisiaj raczej odchodzi się od proponowanego w przeszłości
wyjaśnienia, wedle którego Chrzciciel, przebywając w więzieniu, przeżywał wątpliwości
w odniesieniu do prawdziwości Mesjasza, że brakowało mu pewności, którą człowiek chce
posiadać w ekstremalnych sytuacjach życiowych.
Egzegeci zwracają uwagę przede
wszystkim na fakt, że św. Jan Chrzciciel, odznaczający się głęboką wiarą w Chrystusa,
tkwił w pojęciach żydowskich o Mesjaszu, który powinien był zacząć działalność od
karzącego sądu nad grzesznikami, tymczasem okazywał On miłosierdzie i pomoc grzesznikom.
Prorok domagał się zatem przez swoje pytanie, nie bez zniecierpliwienia, wymiaru sprawiedliwości
dla tych, którzy sprzeciwiali się prostowaniu dróg dla Pana.
Jeszcze inni
egzegeci uważają, że owo wysłanie uczniów do Jezusa było wyrazem troski proroka o
ich los: on wyraźnie wskazywał im Tego, za którym mają pójść w niedalekiej przyszłości.
Pewnie wszystkie te wyjaśnienia trzeba brać pod uwagę w interpretacji dzisiejszej
Ewangelii. Ale nawet gdyby wątpliwości św. Jana były pierwszym i głównym motywem jego
posunięcia, nie umniejsza to zupełnie jego wielkości. Co więcej, staje się on nam
jeszcze bliższy jako ten, który w trudnej sytuacji przeżywał tak bardzo po ludzku
istotne dla siebie pytania, tak jak to się stało dwa tysiące lat później w przypadku
wspomnianych trapistów.
3. Zarówno prorok jak i zakonnicy dążyli przede wszystkim
do odczytania woli Bożej, co nie było rzeczą łatwą, biorąc pod uwagę skomplikowaną
sytuację społeczną i religijną. Trzeba było dużo duchowego wysiłku, aby dokładnie
usłyszeć delikatny głos Boga. A gdy to się stało, zdecydowanie za nim poszli.
Wątpliwości
i wewnętrzną walkę przeżywał i św. Jan Chrzciciel i wspomniani trapiści. W miarę jednak
jak otwierali się na Boga, osiągali coraz głębszy wewnętrzny spokój. Prorok mógł
powiedzieć: „Ta zaś moja radość doszła do szczytu. Trzeba, by On wzrastał, a ja żebym
się umniejszał” (J 3,29-30). Zakonnicy wyrażają podobną radość i ufność w kluczowej
dla ich duchowego wzrostu scenie. Podjęcie decyzji o pozostaniu w opactwie dokonuje
się w czasie wieczerzy, bez żadnego dialogu, bez słów, które w tym momencie byłyby
zbędne. Na spokojnych twarzach, ukazanych z bliska, pojawia się uśmiech i łzy zarazem,
znak prawdziwego szczęścia; w tym samym czasie słuchamy wzruszającej i dumnej jednocześnie
muzyki z Jeziora łabędziego Czajkowskiego. Tak mijają mocne jeszcze
niedawno wątpliwości…
Warto dodać jeszcze jeden szczegół. Gdy trapiści siłą
zostali wzięci 21 maja 1996 r. z ich opactwa i prowadzeni na miejsce stracenia, padał
obfity śnieg, co w tamtejszym afrykańskim klimacie zdarza się bardzo rzadko. O tym
wiedzieli dokładnie twórcy filmu. Jakież było ich zdziwienie, gdy czternaście lat
później, w czasie kręcenia końcowych scen, gdy przedstawiano wspólnotę zakonników
prowadzoną przez muzułmańskich fanatyków, nagle… zaczęły spadać obfite płatki śniegu.
Zwykły przypadek? Być może, ale Bóg pomaga nam pokonywać wątpliwości doprawdy na różne
sposoby.