Przyjdź Panie Jezu... , czyli o tym na co czekamy. Część II
Posłuchaj:
Adwent jest
czasem oczekiwania: na Bożego Narodzenia, na nadchodzący Nowy Rok, na kolejne rodzinne
spotkania, może i na prezenty podchoinkowe, na trochę wolnego od pracy. Ale jak by
nie patrzeć, to są to w końcu tylko dodatki do tego, co jednak ważniejsze. A zatem:
na co czekają chrześcijanie?
Dla naszych sióstr i braci u schyłku starożytności
właściwie cała obecna rzeczywistość była czasem adwentu, oczekiwaniem na powtórne
przyjście Pana. Tak przynajmniej w chrześcijańskiej społeczności postrzegali ją ci
bardziej wrażliwi na dawny język apokaliptyki. O jaki język chodzi? Dobrze wiemy,
że nasza wiara przyszła nie tylko ze Wschodu, ale jeszcze z konkretnego środowiska,
mianowicie z samego łona judaizmu, który w okresie początków chrześcijaństwa przeniknięty
był ideami nadziei mesjańskiej, oczekiwaniem na nadejście Zbawiciela, Mesjasza, który
zgodnie ze słowami biblijnych proroków Izajasza i Jeremiasza, a przede wszystkim Daniela,
Ezechiela i Zachariasza, zaprowadzi nowe królestwo, podźwignie z upadku Izraela, ukarze
wszystkich wrogów Narodu Wybranego i sam ostatecznie w imię Boże rządzić będzie nad
resztą Izraela, a jego panowanie trwać będzie przez tysiąc lat. Ci wizjonerzy żydowscy
opowiadali o nadziei mesjańskiej posługując się językiem pełnym symboli. Mówili zatem
o aniołach, które na codzień służą przed Bożym tronem, ale gdy jest czas wojny to
dzielnie się biją po stronie ludzi sprawiedliwych. O tym, że przewodzi im Michał archanioł,
zaprawiony w boju od zarania świata, bo przecież walczył już kiedyś z księciem ciemności,
z Belialem i Szatanem, i że strącił go do otchłani. Że taka powtórna wojna musi się
rozegrać na końcu czasów, bo przecież diabeł tanio skóry nie sprzeda. I że w tych
czasach eschatologicznych – jak mówili - będzie wiele niegodziwości na świecie, zepsucie
obyczajów, panowanie niegodziwych władców, a do tego prześladowanie sprawiedliwych,
którzy będą musieli uciekać na pustynię.
O tym wszystkim szeptali między sobą
Żydzi w czasach Pana Jezusa. Były tam nawet całe wspólnoty żydowskie, używające takiego
właśnie apokaliptycznego języka dla opisania swojego świata, własnej historii i misji.
Jedną z takich wspólnot musieli być właściciele słynnej biblioteki, której pozostałości
i fragmenty w połowie ubiegłego stulecia odnaleziono w grotach qumrańskich, na Pustyni
Judzkiej. Być może zbiór ten należał do tak zwanych esseńczyków. Ale bynajmniej nie
była to jedyna wspólnota w okresie poprzedzającym zburzenie Świątyni i rozproszenie
Izraelitów charakteryzująca się oczekiwaniami eschatologicznymi i posługująca się
językiem apokaliptycznym. Trzeba powiedzieć całkiem otwarcie, że także uczniowie Jezusa
z Nazaretu, ich pierwsze pokolenia, a więc ci, który wywodzili się z judaizmu, oni
także chętnie odwoływali się do podobnej symboliki, czego wiele przykładów mamy choćby
w ewangeliach. Gdy Chrystus mówi o znakach zapowiadających zburzenie Jerozolimy, gdy
obwieszcza uczniom wizję aniołów zstępujących i wstępujących na Syna człowieczego,
lub kiedy wreszcie apostoł Jan doświadcza wizji na wyspie Patmos – za każdym razem
używa się elementów języka zwanego apokaliptycznym, którego korzenie sięgają judaizmu.
Długo jeszcze chrześcijanie będą się nim posługiwać także dla opisania swoich własnych
nadziei i lęków związanych z oczekiwaniem na powtórne przyjście Pana. Zatem zapamiętajmy:
apokaliptyka to język symboliczny związany z objawieniem danym przez Boga najczęściej
za pośrednictwem aniołów; zaś to, co dotyczy końca czasów, nazywamy eschatologią i
często opisujemy właśnie za pomocą języka apokaliptycznego.
Jest taki dokument,
zwany Czwartą Księgą Ezdrasza. To tekst żydowski, starotestamentalny apokryf,
który jednak cieszył się wielkim szacunkiem zarówno wśród żydów jak i chrześcijan.
Powstał on zapewne około roku 100 po Chrystusie. W formie objawień albo wizji, jakoby
udzielonych kapłanowi Ezdraszowi z czasów po niewoli babilońskiej, tekst ten wyraża
frustracje i nadzieje Izraelitów po roku 70, a więc w czasach, gdy już zburzona została
Świątynia Jerozolimska, a Miasto Dawida zdeptali poganie. Jakże to Panie, zdaje się
pytać autor tej księgi, jakże to, że nas opuściłeś, że dałeś zniszczyć swój święty
przybytek, że pozwoliłeś rozproszyć nas po całym świecie? Dlaczego nie nadchodzi Twoje
królestwo? Dlaczego tak długo musimy czekać na odpłatę za zło i na nagrodę za dobro..?
I słyszy odpowiedź od Boga, której pośrednikiem jest anioł Uriel, że Pan ma swoje
drogi, których my nie znamy; że przyjdzie nieuchronnie, ale w godzinie, o której nie
wiemy; że przyjdzie z mocą i że sądzić będzie sprawiedliwie; że niewierność jest grzechem
Adama i że człowiek ma moc dokonywania wyborów; że postępowanie zgodne z Boża sprawiedliwością
nie tylko się opłaca, ale i przynosi prawdziwe szczęście.
Księgę tę spisał
jakiś pobożny Żyd, ale w pełni niemal przystaje ona do chrześcijańskiej nauki, zarówno
w swej treści jak i w języku, apokaliptycznym, podobnym do tego, którym mniej więcej
w tym samym czasie posługiwał się św. Jan w swej nowotestamentalnej Apokalipsie. Posłuchajmy
co mówi IV Księga Ezdrasza o nadziei rzeczy przyszłych (IV Ezdr. 7,26-36; por. Apokryfy
Starego Testamentu, Warszawa 1999, s. 384):
Oto bowiem nadchodzi
czas. Będzie wtedy, kiedy nastąpią zapowiedziane ci znaki. Ukaże się oblubienica podobna
do miasta i pokaże się ziemia, która teraz jest zakryta. Każdy, kto będzie wybawiony
od zapowiedzianych nieszczęść, na własne oczy zobaczy cuda. Wtedy objawi
się mój syn, mesjasz, wraz z tymi, którzy do niego należą. A ci, co przeżyją, radować
się będą przez lat 400. Później umrze mój syn mesjasz i wszyscy, którzy mają tchnienie
człowieka. Nad światem zapanuje milczenie przez siedem dni, jak w pierwszych
początkach, aby nikt nie pozostał. A po siedmiu dniach zostanie wzbudzony świat, który
jeszcze nie czuwa, a obumrze zniszczalny. Ziemia odda tych, którzy w niej śpią, i
proch tych, którzy w jej milczeniu mieszkają; pomieszczenia zaś wydadzą powierzone
im dusze. Wtedy się objawi Najwyższy na tronie sądu: zniknie miłosierdzie, oddali
się litość i usunie szczodrobliwość. Zostanie sam sąd; ostoi się prawda, utwierdzi
się wiara. Dzieło nastąpi i ukaże się nagroda. Czyny sprawiedliwe zostaną wzbudzone,
a niesprawiedliwość przepadnie. Ukaże się miejsce męki, a wobec niego – miejsce
odpoczynku. Ukaże się piec Gehenny, a naprzeciwko – raj wesela.
I
żydzi i chrześcijanie czekali na przyjście Pana, na panowanie Boga, na Jego sprawiedliwość.
I nawet językiem posługiwali się podobnym. Czekali tak samo jak i my, choć my języka
apokaliptycznego raczej już nie używamy. Bo czekanie na Boga motywuje zawsze ta sama
nadzieja, że On sam zwycięża wszystkie słabości tego świata, z którymi my jakoś nie
potrafimy sobie poradzić.