Po ostatnich zamachach w Iraku zwiększył się napływ tamtejszych chrześcijan do Jordanii,
będącej dla nich w istocie stacją przesiadkową do krajów zachodnich. Potwierdza się
zatem to, czego spodziewali się iraccy biskupi po rzezi syrokatolików w Bagdadzie
przed trzema tygodniami. Tym bardziej, że w Iraku rzeczywiście dokonuje się całkowita
zagłada, którą zapowiedzieli ostatnio chrześcijanom muzułmańscy fundamentaliści. Ponieważ
kościoły otrzymały już nieco lepszą ochronę, wyznawcy Chrystusa giną w domach bądź
w miejscach pracy. Na przykład dzisiaj w Mosulu zamordowano dwóch robotników z Kościoła
syrokatolickiego. Dwaj bracia Wahad i Saad Hanna zginęli w swym warsztacie.
Od
czasu wybuchu wojny przez Jordanię przewinęło się 120 tys. irackich chrześcijan. Dziś
jest ich tam od 40 do 50 tys. Niemal wszyscy czekają na wizę do USA, Kanady, Australii
bądź Europy Zachodniej. Najtrudniej jest dostać się do Stanów Zjednoczonych. Przeszkodą
w otrzymaniu pozwolenia na przyjazd może być choćby służba w wojsku za czasów Saddama
Husajna. Do Jordanii iraccy chrześcijanie przybywają całymi rodzinami, które są zazwyczaj
wielodzietne. A że na wyjazd decydują się niekiedy w ostatniej chwili, jak na przykład
po zamachu na kościół w Bagdadzie, często przybywają bez środków do życia, bo nie
mieli nawet czasu na sprzedaż własnego mienia. Obok paszportu mają też ze sobą akt
chrztu. Niektórzy skarżą się, że ostatnimi czasy coraz trudniej go uzyskać. Część
irackich księży próbuje bowiem w ten sposób ograniczyć migrację swych wiernych.