Ex Oriente Lux 82 O świętym mnichu imieniem Afu, który kłócił się z patriarchą
Teofilem
Posłuchaj:
Bohater naszej
dzisiejszej opowieści miał na imię Afu. Cóż, dziwnie trochę brzmi to w uszach polskiego
słuchacza, ale przecież mówić mamy o Egipcjaninie, mnichu i biskupie żyjącym w krainie
nad Nilem pod koniec IV wieku. Nie ma się zatem czemu dziwić ani wykrzywiać, warto
natomiast posłuchać. Tym bardziej, że już współcześni nazywali go „mocnym”, i pewnie
nie bez powodu.
Za młodu poszukiwał mądrości u wielu różnych starców, ucząc
się od nich życia powściągliwego i w czystości. Ale mistrzowie duchowi umierali jeden
po drugim, i nie spostrzegł się nawet młody Afu, że sam się już trochę zestarzał bo
oto zaczęli do niego przychodzić tacy sami młodzieńcy jak on niegdyś, pytając o właściwy
sposób życia, by nie zboczyć z drogi Zbawienia.
Afu był surowym ascetą, niczym
Jan Chrzciciel nosił skórę wielbłądzią na gołym ciele, mieszkał razem ze stadkiem
bawołów, modlił się za dnia i w nocy. Czasem tylko chodził do miasta Pemge, wchodził
tam do kościoła i w ukryciu słuchał katechezy albo kazania, zwłaszcza w czasie świąt,
ale potem zaraz wracał do siebie. Bywało też jednak, że i jego zapraszano z kazaniem,
bo wszyscy wiedzieli, że mądry, pobożny i znający Pismo święte. Pewnie wówczas dawał
im coś na kształt rekolekcji parafialnych.
Abba Afu niczego się nie bał, nawet
dzikich zwierząt na pustyni, a i one widocznie nie odczuwały przy nim lęku, skoro
zimą przychodziły do niego, do ogniska, towarzyszyły mu w czasie wędrówki a niekiedy
nawet służyły za podgłówek. No po prostu sielanka.
Ale wszystko co dobre i
bajeczne kończy się zwykle niespodziewanie. Tak też było w przypadku abba Afu. Zdarzyło
się, że kiedy jeszcze przebywał na pustyni wśród zwierząt, wszedł do kościoła aby
posłuchać kazania, a właśnie zbliżały się święta paschalne. Czytano wtedy w kościele
kazanie autorstwa samego arcybiskupa Teofila. Usłyszał wówczas Afu pewne zdanie, którego
nie umiał zrozumieć ani wyjaśnić; nadto wcale mu się nie zgadzało z nauką Pisma ani
też z tym, co mu Duch Święty podpowiadał. Było tam bowiem napisane, że człowiek bynajmniej
nie jest prawdziwym obrazem Boga. Zdanie tak radykalne zdziwiło bardzo uczonego mnicha,
a nawet wprawiło go w przygnębienie. Duch Boży podpowiadał mu jednak, by się tym nie
zrażać, ale by dociekać prawdy i o niej też pouczać nierozumnych. Wybrał się więc
do miasta, do Aleksandrii, gdzie rezydował Teofil. Chciał się bowiem dowiedzieć, czy
istotnie zdanie takie pochodzi od słynnego patriarchy, czy może jest tylko błędem
kopisty. Siedział zatem abba Afu przed bramą domu arcybiskupa trzy dni i trzy noce,
czekając aż go dopuszczą do Teofila i pozwolą mu porozmawiać na temat tego, co usłyszał
w kościele. Nie chciano go jednak wpuścić, bo w stroju pustelniczym wyglądał raczej
mało-reprezentacyjnie. Potem jednak się odźwierni zmitygowali, że mają do czynienia
ze słynnym i poważanym ascetą, no i go wpuścili, zawiadamiając o wszystkim patriarchę.
Ten nie mieszkając zaprosił sławnego mnicha do siebie, a potem wypytywał się o cel
wizyty. Afu poprosił najpierw o autentyczny odpis rzeczonej homilii, by mógł sprawdzić,
czy są tam słowa, które wcześniej usłyszał. Podano mu księgę i było tam tak samo jak
w kościele. Prosił zatem arcybiskupa, by mu wyjaśnił co miał na myśli, bo przecież
nawet w Księdze Rodzaju zostało napisane, że Pan Bóg uczynił człowieka na swój obraz
i podobieństwo (por. 1, 27); przecież temu nie można zaprzeczyć. Teofil odpowiedział,
że istotnie jest tak napisane, jednak w jego mniemaniu słowa te odnoszą się tylko
do Adama; natomiast jego potomstwo już Bożego podobieństwa nie odzwierciedla. Ale
Afu przywoływał inne fragmenty, na przykład ten, gdzie Bóg zapewnia Noego po potopie,
że już nie przeleje krwi człowieka, bo został stworzony na Boży obraz (por. Rdz 9,
6). Teofil oponował, że człowiek tak bardzo podobny do zwierzęcia i podlegający cierpieniom
nie może być podobny do niezmiennego i doskonałego Boga. Pytał go zatem Afu, czy może
nie wierzy, że niedoskonały chleb staje się ciałem Syna Bożego w czasie eucharystycznej
ofiary? Odpowiada Teofil, że dzieje się tak istotnie, bo wypowiadamy wówczas słowa
samego Chrystusa, przez co chleb staje się Jego ciałem a wino Jego krwią. Znów mówi
Afu: tak jak wyznajemy cudowną wymianę, trzeba też wierzyć, że człowiek został stworzony
według Bożego obrazu i że nosi Jego podobieństwo. Bo tak samo jak mogą być różne wizerunki
jakiegoś króla obmalowane na desce, jedne lepsze inne gorsze, tak też jest i z ludźmi
– jedni lepiej dają świadectwo o oryginale, a inni gorzej. Zawsze jednak jakoś wskazują
na Tego, który ich uczynił i przy pomocy łaski Ducha Świętego pozwalają dostrzec Jego
podobieństwo nawet w najbardziej ułomnych. Bo ani choroby, ani słabości, ani grzech
nawet nie są w stanie zatrzeć w nas chwały, jaką obdarzył nas dobry Pan Bóg. To dlatego
też mówi święty Paweł, że człowiek jest obrazem i chwałą Boga (por. 1Kor 11,7).
Oj,
zdziwił się patriarcha Teofil tymi słowami pełnymi mądrości, ale i wypowiedzianymi
stanowczo. I chociaż był człowiekiem wyniosłym, schylił głowę pokornie przed prostym
mnichem, ale pełnym Ducha Bożego, przyznał mu rację, wyznając przy tym swoje błędne
mniemanie. Natychmiast też kazał napisać list do wszystkich kościołów z oznajmieniem,
że zdanie zamieszczone w świątecznej homilii było błędne, i że tak myśleć nie wolno.
Potem jeszcze rozmawiał przyjaźnie z naszym mnichem a trzy lata później wyświęcił
go na biskupa miasta Pemge. Afu zarządzał swoim kościołem przez długie lata, ku zbudowaniu
i pożytkowi wiernych, a potem umarł w powszechnej opinii świętości.
Badacze
antyku chrześcijańskiego powątpiewają wprawdzie, by opowiedziana dysputa z Teofilem
rzeczywiście mogła mieć miejsce. Nam to jednak nie powinno przeszkadzać, bo rzeczą
całkiem ludzką jest błądzić, i przydarzyć się to może każdemu i w każdym czasie. Jednak
człowiek mądry zawsze będzie próbował skorygować i naprawić swoje błędy, nawet jeśli
jest biskupem. Przecież nie chodzi o to, by błyszczeć nieomylnością, ale by poszukiwać
prawdy, by za nią podążać i się na jej wzór formować. Więc pewnie za przykładem patriarchy
Teofila trzeba innym pozwolić mówić i słuchać ich uważnie, nawet jeśli się nam wydaje,
że to my zawsze mamy rację i że ten drugi raczej powinien milczeć. Oby duch rozsądku,
jaki kazał abba Afu poszukiwać odpowiedzi na trudne pytania i który skłonił Teofilem
do gotowości uznania swego błędu, towarzyszył także nam, całkiem współczesnym i tak
samo ułomnym w dawaniu świadectwa o doskonałym Stwórcy, którego obraz nosimy jak umiemy.