„Powiedział
im też przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać: «W pewnym mieście
żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. W tym samym mieście
żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: "Obroń mnie przed moim przeciwnikiem!"
Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: "Chociaż Boga się nie boję
ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę
ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie"». I Pan dodał:
«Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich
wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie?
Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę»” (Łk 18,1-8).
Modlitwa jest czymś
zasadniczym w naszym chrześcijańskim życiu. Bez niej nie można go sobie wyobrazić.
Modlimy się, ale jak? Jaka jest moja modlitwa? Czy takiej modlitwy oczekuje od mnie
Bóg?
Kiedyś na religii uczono nas, że „modlitwa jest pobożnym wznoszeniem się
duszy ku Bogu, aby Go poznawać, uwielbić, dziękować i prosić o to, czego nam potrzeba”.
I choć to wznoszenie duszy może przybierać formy modlitwy prywatnej, publicznej, indywidualnej,
cichej, głośnej czy spontanicznej, pozostaje zawsze wyrazem tej samej wielkiej tęsknoty
człowieka do Boga, o czym wspomina Psalmista: „O Tobie mówi moje serce: «Szukaj Jego
oblicza!» Szukam, o Panie, Twojego oblicza; swego oblicza nie zakrywaj przede mną...”
(Ps 27,8). „Nieszczęśliwe jest serce moje, dopóki nie spocznie w Bogu.... Boże, Ty
Boże mój, Ciebie szukam; Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało, jak
ziemia zeschła, spragniona wody... łaska Twoja lepsza od życia... a w cieniu Twych
skrzydeł wołam radośnie” (Ps 63).
Pragnienie Boga jest wpisane w nasze serce,
zakłada dialog, rozmowę z Nim, a więc modlitwę. A skoro u podstaw modlitwy jest pragnienie
Boga, to staje się ona aktem miłości, zaufania do Boga, ucieleśnieniem pragnienia
bycia z Bogiem i w Bogu. Św. Teresa Wielka uważała, że istota modlitwy nie polega
na tym, aby dłuższy czas być myślą przy Bogu oraz w ciągłym napięciu i lęku przed
roztargnieniem, które zdarza się nawet uczonym, bo nie wszyscy są do takiej modlitwy
zdolni, ale na tym, by dużo miłować. Modlitwa jest prawdziwa, kiedy rozpala serce,
kiedy człowiek modlący się goreje i płonie (por. Fundacje 5,2.).
Sługa Boży
Jan Paweł II, którego rocznicę wyboru właśnie obchodzimy, pisał: „Wszyscy, wierzący
i niewierzący, muszą nauczyć się milczenia, które pozwoli Bogu mówić, kiedy i jak
zechce, a nam rozumieć Jego słowo. W praktyce oznacza to niezachwianą wierność modlitwie
liturgicznej i osobistej, chwilom przeznaczonym na modlitwę myślną, kontemplację i
adorację eucharystyczną…” (Vita Consecrata n.38)
Te słowa znajdywały całkowite
potwierdzenie w postawie samego Papieża. Tysiące ludzi miało okazję uczestniczyć w
Mszy św. w jego prywatnej kaplicy. To, co uderzało wchodzącego do kaplicy, to jej
atmosfera przesycona do głębi duchem modlitwy. Ten duch emanował od Papieża, który
na długo przed sprawowaniem Eucharystii zanurzał się całkowicie w modlitwę. Miało
się wrażenie, że przed ołtarzem było tylko jego ciało, zaś duch wyrywał się na rozmowę
z Bogiem. Z tej kaplicy wychodziło się odmienionym, ubogaconym darem modlitwy, który
udzielał się chyba każdemu.
Taka modlitwa jest darem. Najczęściej otrzymujemy
go po wielkim wysiłku. Może do takiej modlitwy jest nam jeszcze bardzo daleko, niemniej
jednak nie należy się tym zrażać. Sztuki modlitwy uczymy się przez całe życie, trzeba
mieć tylko odwagę zacząć się modlić. Modlitwa jest sztuką, trzeba się jej najpierw
nauczyć, a potem w niej ćwiczyć.
Tym, którzy natrafiają wciąż na trudności
w modlitwie przytoczę, z nadzieją że będzie im pomocą, poezję nieżyjącego już francuskiego
pisarza André Gide’a, wychowanego w rodzinie protestanckiej. Jak wielu innych, on
również miał momenty, w których czuł się daleko od Boga, ale i chwile, kiedy pociągał
go Bóg i Osoba Jezusa Chrystusa. Podczas jednego z takich okresów zbliżenia do Boga
napisał: