Miłość Boża jest nastawiona na ratowanie człowieka
Posłuchaj rozważania:
„Przybliżali
się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze
i uczeni w Piśmie, mówiąc: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi». Opowiedział
im wtedy następującą przypowieść: «Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich,
nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zagubioną, aż
ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza
przyjaciół i sąsiadów i mówi im: Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi
zginęła. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika,
który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie
potrzebują nawrócenia” (Łk 15,1-7).
Bez wątpienia dzisiejsza Ewangelia to
jeden z najpiękniejszych tekstów ewangelicznych mówiących o niekończącym się miłosierdziu
Bożym względem człowieka. Ewangelia św. Łukasza, uwypuklając bardzo mocno ten aspekt,
zdobyła sobie przydomek Ewangelii miłosierdzia. Bardziej niż pouczać, co my mamy robić,
kiedy sprzeniewierzymy się Bogu, mówi, co Bóg robi, kiedy się człowiek od Niego oddala.
A w swoim wielkim miłosierdziu robi wszystko, aby zagubionego człowieka odnaleźć i
doprowadzić na nowo do owczarni. Bezgraniczna miłość nie pozwala Bogu patrzeć biernie
na dramat niewierności, jaki często rozgrywa się w sercu człowieka, dlatego nieustannie
wychodzi do niego, wyciąga ku niemu swoją rękę, aby mu pomóc podźwignąć się i podjąć
na nowo swoją drogę. Tę Bożą postawę sługa Boży Jan Paweł II nazwał kiedyś pięknie
postawą Boga pałającego do nas miłością miłosierną.
Dla człowieka, nierzadko
nie zdającego sobie sprawy ze swojej kondycji duchowej, dzisiejsza Ewangelia jest
źródłem niegasnącej nadziei i pocieszenia. Bóg nie żywi względem człowieka urazu za
jego ciągłe odejścia, ani też nie pragnie go za nie karać, lecz okazuje mu wielką
miłość miłosierną, której człowiek nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić. Wymownym
tego wyrazem jest Jego utożsamienie się z pasterzem, który jest gotów zostawić na
pustyni nawet dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, aby szukać tej jednej zagubionej i
to tak długo, aż ją znajdzie. Miłość Boża nie zna granic, nie zna kosztów ryzyka,
bowiem jest nastawiona na ratowanie człowieka.
Człowiek może wybrać życie
bez Boga, ale nie może tego zrobić Bóg względem człowieka. Bóg jednak nie czyni tego
dlatego, że potrzebuje człowieka, ale dlatego, że to człowiek potrzebuje Boga. Z tego
względu jest zawsze gotów mu pomóc. Cieszy się i raduje z nawrócenia każdego grzesznika.
W obrazie dobrego Pasterza, który odnalezioną owcę bierze na swoje ramiona i niesie
do owczarni, ukazuje całe swoje zatroskanie, czułość i miłość do grzesznika. W oczach
Bożych każdy człowiek ma niepowtarzalną wartość, której nie jest w stanie umniejszyć
nawet największy grzech, a to dlatego, że za każdego człowieka Jezus Chrystus oddał
swoje życie, aby mu dać szansę zbawienia. Bóg, w odróżnieniu od postawy człowieka,
który z łatwością klasyfikuje innych, kierując się subiektywnym odczuciem, przez postawę
Jezusa dał nam dowody swojej niekończącej się miłości. Był zawsze dla wszystkich i
wszyscy mogli do Niego przyjść, celnicy, grzesznicy, i inni. Zgorszonym zaś z tego
powodu faryzeuszom odpowiedział: „Nie potrzebują lekarza ci, którzy są zdrowi, ale
ci, którzy się źle mają”.
Kiedyś poproszono mnie do szpitala, aby porozmawiać
z chorą osobą. Była to prawie osiemdziesięcioletnia kobieta. Kiedy zaszedłem do niej,
zmierzyła mnie zimnym wzrokiem. Nie zdążyłem nawet powiedzieć, po co przyszedłem,
kiedy z jej ust popłynęła rzeka oskarżeń pod adresem Kościoła, kapłanów itd. Przykre
zajście z pewnym kapłanem oddaliło ją na dziesiątki lat od Kościoła. Była nazbyt głęboko
zraniona. Cierpliwie słuchałem jej przez blisko godzinę, aż ucichła ze zmęczenia.
Wtedy przeprosiłem ją za owego kapłana i zacząłem opowiadać o bezgranicznej miłości,
jaką Bóg żywi do człowieka, zwłaszcza do grzesznika, i jak bardzo pragnie mu przebaczyć
jego słabości i tchnąć w niego na nowo nadzieję lepszego życia. Kiedy tak jej opowiadałem,
zauważyłem, jak jej twarz z wolna się rozpogadzała i uspokajała. W miejsce agresji
pojawił się spokój i życzliwe spojrzenie. Zaczęliśmy normalnie rozmawiać, wyczuwałem,
że bardzo tego potrzebowała. Rozmowa przeciągnęła się o dalszą godzinę. Kiedy na koniec
zaproponowałem jej rozgrzeszenie, rzewnie się rozpłakała, chwyciła mnie za rękę i
nie przestawała całować z wdzięczności. Po blisko pięćdziesięciu latach ponownie pojednała
się z Bogiem. Z zapłakanymi oczami i pełna wdzięczności powtarzała, jak wielkie szczęście
ją spotkało, że po tak wielu latach Bóg przebaczył jej wszystko i że mogła się z Nim
na nowo pojednać.
Jakże prawdziwe są słowa, że to nie Bóg potrzebuje człowieka,
ale człowiek potrzebuje Boga, a Bóg po prostu okazuje mu całą swoją miłość, bo nie
chce śmierci grzesznika, ale aby się nawrócił i żył.