2010-08-22 17:43:51

Ex Oriente Lux


O pielgrzymowaniu mnicha zwanego Herminem

Posłuchaj: RealAudioMP3

Był taki czas, że na pustyni egipskiej łatwiej było spotkać chrześcijańskiego mnicha niż wielbłąda. Już w czwartym wieku klasztory wyrastały tam jak grzyby po deszczu, oczywiście nie takie, jak te średniowieczne i w naszej części świata; trudno tam poszukiwać czegoś, co by przypominało wielkie opactwa benedyktynów czy cystersów. Najpierw bowiem były to pojedyncze eremy, proste pustelnie zaadaptowane w grotach czy skalnych rozpadlinach. Mieszkał w nich samotny pustelnik, czasami towarzyszył mu jakiś uczeń, tak jak to było za czasów świętego Antoniego, albo i Pawła. Dopiero później pojawiły się wspólne mnisze osiedla, gdzie już rządziła wspólna reguła, choćby taka spisana przez Pachomiusza, nakazująca pracę, wspólną modlitwę i studiowanie Pisma. Takie były klasztory na Górze Nitrii czy w Sketis. A potem był jeszcze Szenute z Atripe; według jego reguły funkcjonował tak zwany Biały Klasztor w Górnym Egipcie. Bo życie monastyczne w tej części świata zawsze było wielobarwne i wielorakie; klasztorny ordnung to bardziej europejskie czy choćby bizantyńskie zjawisko.

Jednak nie o zakonnych porządkach mamy dziś mówić, ale o świętym Herminie, egipskim pustelniku, bardzo tam czczonym i poważanym, opiewanym w legendach i pobożnych opowieściach. Nie wiemy jednak kiedy żył, nawet w przybliżeniu. Niektórzy badacze identyfikują go z eremitą o tym samym imieniu, współczesnym świętemu Antoniemu, który potem został biskupem egipskiego Qow, ale trudno tę informację potwierdzić.

W kalendarzu Kościoła aleksandryjskiego jego wspomnienie przypada na dzień 2 miesiąca kiyak, czyli 28 listopada. Żywot świętego Hermina spisał jego uczeń, abba Hur; tekst ten znamy dziś tylko w wersji arabskiej. Oczywiście jest to bardziej panegiryk niż biografia, ale takie prawa pisania o własnych mistrzach i ojcach. Pełno w nim cudów i niebywałości, objawiania się Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego apostołów, o zwykłych aniołach i demonach nie mówiąc, bo tych przecież w każdym późno starożytnym żywocie spotkać łatwo możemy.

Powiada się zatem, że abba Hermin pochodził z okolic miasta al-Behnase, które należy utożsamiać z dawnym Oxyrynchos lub pobliskim Pemge, w prowincji al-Minya, w Górnym Egipcie. Jego rodzice byli chrześcijanami. Mając jeszcze dziesięć lat zajmował się pasaniem owiec, co w realiach wsi egipskiej ani dziwne ani straszne. Ale już w tym czasie miał się oddawać surowym praktykom ascetycznym, co przecież wcale nie takie oczywiste jak na takiego malca. Sąsiedzi mówili o nim jako o prawdziwym mnichu i pustelniku, który nie obawiał się wystawiać swe ciało na długie i surowe posty, zaś duszę przyzwyczajać do modlitwy. Historia Hermina opowiada jak to Chrystus spoglądał na tego chłopaczka ze współczuciem i miłością, i jak zapragnął wesprzeć go na drodze do prawdziwej doskonałości. Posłał zatem świętych apostołów Jana i Piotra, którzy osobiście zaprowadzili go do klasztoru prowadzonego przez czcigodnego abba Jakuba. Tam też ci sami apostołowie, w obecności chórów anielskich przyodziali go w mniszy habit i ogolili mu głowę, bo przecież mnich powinien mieć porządną tonsurę. Wszystkiemu przyglądał się król i prorok Dawid, pobrzdękując przy tym uroczyście na swej harfie o dziesięciu strunach.

Ale Hermin nie zagrzał długo miejsca we wspólnocie monastycznej. Według naszej opowieści Pan Jezus posłał raz jeszcze tego samego apostoła Jana – Piotr widocznie był wtedy zajęty inną posługą skoro się więcej o nim nie wspomina – który też zaprowadził Hermina jeszcze bardziej na południe, w górę Nilu, aż do osiedla zwanego Qow. Po drodze nasi dwaj wędrowcy zatrzymali się na górze Barnug, gdzie napotkali innego świętego ascetę, słynnego podówczas abba Jessego. Z kolei wyprawili się na inną mniszą górę, zwaną Naqlun, gdzie młodemu Herminowi nauk udzielał święty Eliasz. To jeszcze nie koniec tej wyprawy, bo mieli jeszcze gościć w sławetnym Asyut, by wreszcie na ostatek dotrzeć do wsi zwanej Qow, gdzie Hermin wyszukał sobie skalną grotę i tam w niej zamieszkał. Pewnie ta długa trasa jest niczym innym jak tylko pielgrzymim szlakiem i mapą miejsc, w których kult świętego był szczególnie żywy. Przez kilka lat nasz Hermin żył tam w ascetycznej samotności, ale jak to zwykle z bożymi szaleńcami bywa wieść o nim szybko się rozeszła po okolicy. Nic więc dziwnego, że w końcu do pustelnika dołączył uczeń i późniejszy jego biograf, abba Hor. Niczym świadek naoczny wspomina, że Hermina regularnie nawiedzali aniołowie, przynosząc mu zarówno zwykłe pożywienie dla ciała, jak i świętą Eucharystię, która umacniała jego duszę. Czasami przychodził Pan, ale On przecież zawsze przychodzi, gdzie dwóch albo trzech się gromadzi w Jego imię.

Oczywiście jak to zwykle w pobożnych żywotach nie obyło się i bez przeciwności. Demony nie mogąc ścierpieć doskonałości, która zakwitła w tak kruchym ciele, wyposzczonym i umartwionym przez różne praktyki ascetyczne, dręczyły go i atakowały na przemyślne sposoby, nawet rzucając weń kamienie i podkładając nogę na prostej drodze. Przybierały też postać dzikich bestii, które próbowały nań napadać, kąsać i poniewierać. Na próżno, rzecz jasna, bo przecież porządnego mnicha, przy pomocy łaski Bożej, nic z drogi świętości nie jest w stanie na manowce sprowadzić. Za te wszystkie walki duchowe Pan wynagrodził swego sługę, ofiarując mu mianowicie trzy korony: jedną jako znak zachowanego dziewictwa, drugą za jego ucieczkę od świata a trzecią w nagrodę za liczne pokuty i umartwienia. A Bóg Ojciec wysłuchał wszystkich próśb zanoszonych przez abba Hermina, dał łaskę wszystkim, za których się modlił, nie odmawiając błogosławieństwa także tym, którzy nawiedzili jego grób, tak że miejsce spoczynku Hermina stało się prawdziwym sanktuarium i celem pielgrzymek. Bo pielgrzymowanie do miejsc świętych nie jest bynajmniej naszym wynalazkiem. Chrześcijanie czynili tak na długo przed nami i nawet w całkiem nam nieznanym świecie. Może więc warto i nam popatrzeć na te mniej znane okoliczne sanktuaria i nawiedzić tamtejszych orędowników. Niech się wstawiają za nami, wypraszając łaski u Boga, tak jak to zawsze wśród chrześcijan bywało. Bo to się właśnie nazywa świętych obcowaniem.

Rafał Zarzeczny SJ








All the contents on this site are copyrighted ©.