2010-08-21 11:18:03

Okruchy Ewangelii – XXI niedziela zwykła


Miłujmy Boga, bo On pierwszy nas umiłował!

Słuchaj rozważania: RealAudioMP3

„Raz ktoś Go zapytał: «Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?» On rzekł do nich: «Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi, gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie zdołają. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: „Panie, otwórz nam!”, lecz On wam odpowie: „Nie wiem, skąd jesteście”. Wtedy zaczniecie mówić: „Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś”. Lecz On rzecze: „Powiadam wam, nie wiem skąd jesteście” (Łk 13,23-27).

Wokół zbawienia często roztaczały się niekończące dyskusje. Różne szkoły rabinistyczne wskazywały na drogi prowadzące do zbawienia. Wśród nich nie brakowało też i takich, które utrzymywały, że aby się zbawić wystarczy mieszkać w Izraelu. Inni twierdzili, że zbawienie jest tak trudne do osiągnięcia, iż tylko nieliczni się zbawią, zaś większość idzie na zatracenie. Nic więc dziwnego, że ów zdezorientowany mieszkaniec stawia takie właśnie pytanie, zaniepokojony zapewne o swój własny los.

Kiedyś odwiedziłem pewną katolicką rodzinę. Rozmowa w którymś momencie zeszła na temat zbawienia. Jeden z rozmówców wyraził przekonanie, że „Pan Bóg jest tak miłosierny, że musi zbawić wszystkich. Nie ma potrzeby wiele się trudzić, bo Bóg nas stworzył i nas zbawi”.

Wydaje się, że w dzisiejszym społeczeństwie wielu podziela takie przekonanie. To prawda, że Pan Bóg pragnie zbawić wszystkich, nie wyłączając nikogo. Dlatego właśnie wzywa do nieustannej czujności, wskazując niebo, jako cel naszej doczesnej wędrówki. Nie wolno jednak zapominać, że Bóg nie działa wbrew naszej woli i nie pragnie uszczęśliwić nas na siłę.

W dzisiejszej Ewangelii Chrystus nie daje wprost odpowiedzi na pytanie, ilu się zbawi. Nie chce zaspokajać taniej ciekawości pytającego. Zachęca natomiast do zbawienia słowami: „Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi, gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie zdołają”. Do istoty sprawy nie należy wiedzieć, ilu się zbawi, ale mieć świadomość tego, co należy czynić, aby się zbawić. Słowa Chrystusa w tym względzie są jasne i wymowne, gdy mówi: „Starajcie się!” On oczekuje naszej współpracy. Trzeba korzystać z wszystkich talentów, darów i charyzmatów, jakie Bóg daje nam do dyspozycji, abyśmy mogli sobie zasłużyć na zbawienie. Musi być zdobyte za cenę, która wcale nie jest mała. Aby ułatwić jego zdobycie, Jezusa zaprasza do pójścia za Nim, zaprasza do swojej szkoły życia, w której uczy wybierania między tym, co konieczne i pożyteczne dla wzrostu duchowego, a tym, co w nim przeszkadza. Uczy wdrażania Ewangelii w życie, uczy gotowości i poświęcenia.

Dążenie do zbawienia wymaga wysiłku, prawdziwej wiary i miłości, a nie bezużytecznego gadania i ciągłego przyrzekania: „Nie każdy, kto mi mówi Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Bożego, lecz ten, kto czyni Moja wolę” (Mt 7,21). W tym przypadku nie będzie przywilejów. Nie wystarczy też powołać się na znajomość z Panem, ani uważać się za chrześcijanina, by nie usłyszeć przypadkiem: „Nie wiem, skąd jesteście”. To, co się będzie liczyć, to życie autentycznie chrześcijańskie, życie wierne Temu, który nas powołał. Pan dał nam dar wiary, abyśmy naszym życiem i świadectwem pomagali też innym.

Ks. Władysław Bukowiński nazywany jest Vianney’em Wschodu. Jeszcze przed II wojną światową na własną prośbę wyjechał na Kresy Wschodnie, aby tam pracować jako kapłan. Lata zawieruchy wojennej były nad wyraz ciężkie. Przez NKWD był sądzony, skazany na więzienie i cudem uniknął śmierci. Wynędzniały, ale wolny, wbrew zakazom sowietów, prowadził tajne duszpasterstwo, pomagał uciekinierom i jeńcom, organizował pomoc materialną, zwłaszcza żywność dla głodujących. Po wojnie, został ponownie aresztowany, ale nie został wyrzucony z Rosji jak wszyscy inni księża i biskupi. Pozostał dzięki temu, że wcześniej otrzymał obywatelstwo rosyjskie. Nie ominęły go jednak wyroki skazujące na ciężkie więzienia i karne obozy pracy, w których łącznie spędził aż 13 lat 5 miesięcy i 10 dni.

Mimo tak trudnych warunków i prześladowań, ks. Bukowiński nigdy na nikogo i na nic się nie skarżył i nie narzekał. Za najdrobniejszą przysługę dziękował. W latach odwilży, kiedy zaproponowano mu wyjazd na stałe do Polski, odmówił, aby nie pozostawić odradzającego się na Wschodzie Kościoła bez opieki duszpasterskiej. Był jedynym kapłanem, który przemierzał tysiące kilometrów, świadom słów ewangelicznych, iż „żniwo jest wielkie, ale robotników mało”. Nie miał dosłownie nic, nie miał dachu nad głową, ale miał największe bogactwo – ufność w Opatrzność Bożą i dzięki temu docierał do najbardziej potrzebujących.

Do ks. Władysława garnęli się ludzie, przyjeżdżali, aby się spowiadać, niekiedy po 20, 30 a nawet i 40 latach, i uczestniczyć w Mszy św., aby szukać pomocy duchowej i pocieszenia, a on dzielił się z każdym darem miłości. Jego dewizą były słowa wypisane na obrazku prymicyjnym: „Miłujmy Boga, bo On pierwszy nas umiłował” (por. Ks. Jan Nowak, Vienney Wschodu ks. Władysław Bukowiński, Kraków 2010).

Ks. Tadeusz Wojda SAC








All the contents on this site are copyrighted ©.