Katarzyna Aleksandryjska, czyli o świętej męczennicy, którą mało kto
zna, choć wszyscy o niej słyszeli
O świętej Katarzynie
z Aleksandrii zapewne wszyscy słyszeli. A nawet jeśli kto nie słyszał o tej jednej,
to przecież wszyscy znają jej imię, bo Katarzyny, Katarzynki i Kaśki ciągle jakieś
spotykamy na naszych ulicach, jako że niezmiennie należy do najpopularniejszych żeńskich
imion. Ale dziś nie będziemy się zajmować imieniem, które zresztą pochodzi od greckiego
„katharós”, co oznacza „czysty”. Dzisiaj zajmiemy się tylko tą jedną i najważniejszą
Katarzyną, której szczególny kult rozwinął się w rodzimej Aleksandrii przy Egipcie,
a stamtąd szybko zawędrował do wszystkich zakątków wczesnośredniowiecznego świata,
tak że kościoły pod jej wezwaniem znajdziemy tak samo w Syrii, jak i Hiszpanii. Najsłynniejszy
bodaj to klasztor jej imienia na górze Synaj, tej samej, gdzie Mojżesz miał stawać
przed obliczem Boga; to ten sam klasztor, który nieprzerwanie od piętnastu wieków
gromadzi bizantyńskich mnichów oraz bezcenne księgi.
Najpopularniejsze źródła
literackie o św. Katarzynie są stosunkowo późne. Najstarsze zdaje się być jej passio,
a więc opis męczeństwa. Do tego pierwotnego tekstu z V, a może VI w., dobudowano całe
legendarne zaplecze, które sprawiło, że w średniowieczu każdy porządny chrześcijanin
codziennie i z nabożeństwem prosił Katarzynę o wstawiennictwo. Szczególnie zasłużył
się w tym niejaki Symeon Metafrast, który w X w. zredagował jej klasyczny żywot.
Oto,
co o świętej Katarzynie opowiadają najstarsze pisma. Działo się to za panowania cesarza
Maksencjusza, a więc mniej więcej w latach 306-312. Tenże, wizytując Aleksandrię,
miał wydać nakaz, by wszyscy obywatele, czy to biedni, czy bogaci, oddali cześć bogom
pogańskim. Osiemnastoletnia niespełna Katarzyna, córka jakiegoś nobila, a w niektórych
wersjach legendy nawet jakiegoś króla, miast usłuchać rozkazu, dzielnie stawiła mu
opór wraz z wieloma swoimi chrześcijańskimi przyjaciółkami. Mało tego, sama poszła
do cesarza, by go całkiem zbesztać, że zamiast służyć jedynemu prawdziwemu Bogu, stwórcy
nieba i ziemi, ten oddaje cześć drewnianym posągom i zmusza do skłania ofiary demonom.
Maksencjusz zrobiłby lepiej – mówiła Katarzyna – gdyby uwierzył w Jezusa Chrystusa,
Syna Bożego, który oddał życie na krzyżu dla naszego zbawienia. Ale władca oczywiście
wierzyć nie zamierzał, za to kazał rezolutną chrześcijankę uwięzić. Ona jednak, zamiast
się wystraszyć jak należy, jeszcze bardziej rozochociła się w głoszeniu wiary, przekonując
wszystkich, nawet najmądrzejszych, że nie ma Boga nad Pana naszego i że tylko Jemu
należy się cześć i ofiara z życia. W nocy ponoć ukazał jej się Michał Archanioł, dodając
odwagi i zapewniając o Bożej asystencji także podczas męczeństwa, które nastąpi niebawem.
Gdy ponownie postawiono Katarzynę przed cesarzem, ten obiecał jej nie tylko małżeństwo,
ale i niezmierzone bogactwa, jeśli tylko porzuci drogę chrześcijan. Oczywiście na
próżno. W więzieniu gołębica przysłana z nieba żywiła Katarzynę czystym chlebem, nawiedzali
ją aniołowie, a nawet ukazał się Chrystus. Wszyscy też podziwiali urodę Katarzyny,
której nie zaszkodziły więzienne trudy. A kiedy kolejne próby skłonienia niewinnej
do apostazji nie odniosły żadnego skutku, wtedy skazano Katarzynę na połamanie wszystkich
jej kości za pomocą drewnianego koła. Jednak anioł posłany z nieba ratuje biedaczkę,
a koło, miast zrobić jej krzywdę, urwało się z osi i rozbiło głowy oprawców. Wtedy
nawet sama cesarzowa miała nawrócić się na chrześcijaństwo, nie mówiąc o całej rzeszy
prostych ludzi. Nie odmieniło to serca niegodziwego władcy. Katarzyna prowadzona przez
żołnierzy wychodzi poza mury miasta, tam zanosi modlitwę do Boga, który odpowiada
jej osobiście ze środka obłoków. A kiedy wreszcie ścięto świętą męczennicę, zamiast
krwi potoczyło się mleko, a święci aniołowie natychmiast zabrali jej ciało i przenieśli
je na górę Synaj, gdzie złożono je w grobie, z którego nieprzerwanie sączyło się mleko
i oliwa, mające ozdrowieńcze właściwości, pomagające na wszelkie choroby.
Tak
to miało być ze świętą Katarzyną, której legenda, choć mało prawdopodobna, to jednak
stała się niezwykle popularna w całej średniowiecznej Europie. Zwłaszcza te koła zębate,
niedoszłe narzędzie męczeństwa tej młodej, pięknej i kruchej istoty, budziły lęk i
straszyły wyobraźnię. Zdaje się, że nie bez przyczyny, bo przecież podobnych narzędzi
używało się jeszcze długo. Katarzyna trafiła też do ikonografii, stając się jedną
z ulubionych i sztandarowych wręcz przedstawicielek niezłomnego chrześcijaństwa czasów
prześladowania. Oto jeden z najstarszych jej wizerunków znajdował się w bazylice św.
Wawrzyńca na rzymskim Campo Verano, dopóki bomby aliantów nie obróciły jej
w perzynę. Świętą Katarzynę widzimy na obrazie Memlinga, siedzącą u stóp Najświętszej
Panienki z Dzieciątkiem na ręku. Pięknie ją przedstawił także Antonio Allegri zwany
Correggio, u którego Katarzyna nosi szpadę za pasem, pewnie na pamiątkę sławetnego
ścięcia mieczem. Wreszcie namalował ją Tintoretto, a płótno zwie się „Zaślubinami
mistycznymi”, bo oto młoda Katarzyna, w prawdziwej koronie na głowie i z nieodłącznym
kołem przy boku, odbiera pierścionek zaręczynowy, który na palec zakłada jej Dzieciątko
Jezus, przytrzymywane przez Madonnę. Bo nasza święta Katarzyna od wieków budziła nie
tylko zdziwienie odwagą w obliczu męczeństwa, ale i sympatię, która przecież skłania
do naśladowania Chrystusa nie mniej niż pobożność i niezłomna wiara.