Mąż sprawiedliwy, prawy, bogobojny i unikający zła
Posłuchaj:
Hiob – to
główna postać dramatu Księgi Starego Testamentu, zwanej Księgą Hioba. Bohater pradawnych
czasów, który żył w epoce patriarchów w kraju Hus, na pograniczu Arabii i kraju Edomitów.
Uważano go za męża sprawiedliwego, wiernego i prawdziwego czciciela Boga. Hiob zostaje
wystawiony na ogromną próbę, zostaje pozbawiony majątku, umierają dzieci, dotyka go
trąd. Traci niemalże wszystko, co posiadał, ale pozostaje wierny i oddany Bogu broniąc
go nawet wobec natarczywych dyskutantów, którzy nie rozumiejąc jego sytuacji próbują
znaleźć rozwiązanie według tradycyjnej tezy, że został ukarany, bo zgrzeszył. Hiob
zmaga się nie tylko z osobistą tragedią próbując zrozumieć całą swoją sytuację, ale
też zmaga się z niezrozumieniem ze strony ludzi, którzy zdają się mieć gotowe odpowiedzi
na wszystko i chcą narzucać innym swoje niemądre rozwiązania. Hiob wiedział, że jego
cierpienie jest niezawinione, ale zaufał Bogu i dzięki temu wytrwał, bo zrozumiał,
że Bóg ma swoje plany, które są często niezrozumiale dla człowieka, ale winny być
przyjęte z pokorą. Zrozumiał, że warto być niewinnym, bezgrzesznym i wiernym Bogu,
bo taka postawa, choć nie przynosi wolności od cierpienia to jednak daje ogromny pokój
w czasie jego trwania. Wytrwał do końca przy Bogu i jego wytrwałość została nagrodzona.
Odrodził się do nowego życia, a z nim cała jego sytuacja zewnętrzna. Hiob pozostał
wierny Bogu, który nagrodził go za to przywróceniem i pomnożeniem zdrowia, mienia
i dzieci.
Każdy człowiek chce żyć spokojnie, mając wszystko, czego mu potrzeba.
Każdy niemalże pragnie unikać problemów, trudności i nie mieć nic wspólnego z cierpieniem
i jego przykrymi konsekwencjami życiowymi. I aby tak żyć, łatwo, spokojnie i bezproblemowo,
zrobi wszystko. Zaangażuje wszystkie swoje ludzkie siły i możliwości, aby osiągnąć
ten swój zamierzony cel. I dobrze. Ale niestety często bywa tak, że to, co człowiek
posiada, uważa za swoją zasługę i stąd rodzi się pewna pretensjonalna ludzka postawa,
że nam się należy, że to my wypracowaliśmy i nikt i nic nam tego odebrać ani zmienić
nie może. I tak się przyzwyczajamy do dobrobytu, lekkiego, bezproblemowego życia i
komfortu, że nawet do głowy nam nie przyjdzie, że mogłoby być inaczej, że moglibyśmy
to wszystko tak po prostu utracić, że może przyjść na nas cierpienie, że moglibyśmy
stać się, po prostu tak nagle, takimi jak Hiob.
Czytając czy słuchając opowieści
o Hiobie może pojawić się odruch buntu, że to niesprawiedliwe, może wyrzut w stronę
Pana Boga, że dlaczego do tego dopuścił, a może wreszcie pytanie o sens cierpienia.
Trzeba nam wiedzieć, że Pan Bóg nie chciał cierpienia dla człowieka tak samo jak nie
chciał też ani grzechu, ani śmierci ani też konsekwencji z tym związanych. Prawdą
jednak jest, że cierpienie, takie czy inne, fizyczne czy duchowe, jest nieodłączną
częścią ludzkiego życia. Pojawiło się ono jako skutek nieposłuszeństwa człowieka Bogu,
który mimo wszystko nie przestał kochać człowieka i jak wiemy przeszedł Drogę Krzyża
cierpiąc i będąc odrzuconym, ale posłuszny Ojcu właśnie na drodze cierpienia, umarł
i zmartwychwstał i tak zbawił świat. Hiob w pewnym sensie jest figurą Chrystusa. Bo
mimo cierpienia, był posłuszny Bogu, bo mimo wszelkich sprzeciwów losu odnalazł sens
cierpienia, przez które musiał przejść samotny, opuszczony, mający jedynie oparcie
w Bogu. Rodzi się, więc pytanie o sens cierpienia. Pozostawmy bunt, pozostawmy pretensje
do Pana Boga i świata całego, bo one niczego zdrowego nie wnoszą w nasze życie oprócz
jadu rozgoryczenia, który zatruwa ludzkie serce, i patrząc na Hioba, zapytajmy jak
przeżywać to, co trudne, a co często jest od nas niezależne.
Trzeba by pewnie
potraktować cierpienie jako dopust Boży, jako o dziwo, troskę Boga o dobro człowieka.
Co może nam powiedzieć jakiegokolwiek typu trudna sytuacja? Otóż to, że Pan Bóg troszczy
się o człowieka, bo go kocha i nie pozwoli, aby człowiek niszczył życie własnymi rękami.
Może więc to, co trudne ma nam pomóc otworzyć oczy, wstrząsnąć nami, by przez różne
głupoty nie niszczyć siebie a potem przez ich konsekwencje i innych, nawet najbliższych
nam osób? Może przez takie sytuacje Bóg chce nas oczyścić, oderwać od czegoś, a może
do czegoś przygotować? Czasem Boże działanie jest jak skalpel, który tnie i zadaje
ból i rani, ale jednocześnie usuwa przyczynę choroby i pomaga zdrowieć. Oczywiście,
kiedy przychodzą trudności, cierpienie, nie należy siedzieć z założonymi rękami. Trzeba
zrobić wszystko, co po ludzku jest możliwe żeby temu zaradzić i jeśli się uda to bardzo
dobrze. Ale jeśli zawodzą wszelkie działania i nie można zmienić, ogólnie mówiąc,
trudnej sytuacji, w której się znajdujemy, wówczas trzeba zmienić siebie. Tzn. swoje
spojrzenie na cierpienie, odnaleźć jego sens i w tym celu właśnie spojrzeć na krzyż
Chrystusa uświadamiając sobie, że On przez cierpienie zbawił świat. I ja jednocząc
się z Nim w cierpieniu mogę razem z Nim zbawiać siebie i świat, w którym żyję. Bo
moje cierpienie może mieć taki sam charakter zasługujący jak cierpienie Chrystusa,
pod warunkiem, że przyjmę je wtedy świadomie i ofiaruję Jezusowi w konkretnej intencji.
Nie jest to łatwe, zwłaszcza, kiedy tak Jak Hiob wiemy, że cierpienie pojawiło się
niespodziewanie, że nasze życie przecież było dobre i oto spotkało nas coś, na co
po ludzku patrząc nie zasłużyliśmy sobie. Nie jest to łatwe, ale jak uczy nas Hiob,
jest to jedyne sensowne wyjście z trudnej sytuacji, bo zrozumiemy, że Bóg nie odbierze
nam cierpienia, ale pomoże nam je mądrze przeżyć i jakieś dobro duchowe z tego wyciągnąć.
Owszem lamentować nam wolno, dyskutować z Panem Bogiem również, ale niech rozum i
serce będą posłuszne Bogu a wtedy, jak i przypadku Hioba, i nasze cierpienie wyda,
o dziwo, błogosławione owoce.
Na koniec tej krótkiej refleksji przytoczę słowa,
które napisał Reinhold Niebhur, a które warto zapamiętać, bo nazywają je modlitwą
o dobry humor: „Panie Boże daj mi pogodę ducha abym przyjął to, czego zmienić nie
mogę i odwagę abym zmienił to, co zmienić potrafię. I daj mi zdolność, abym umiał
odróżniać jedno od drugiego”.