W pół roku po tragicznym trzęsieniu ziemi dwa miliony Haitańczyków wciąż mieszka
na ulicy. Szczególnie dramatyczna jest sytuacja dzieci. Niestety, tragedia Haiti zniknęła
już z czołówek światowych mediów. Słychać za to głosy, że pieniądze na pomoc defraudowane
są w kręgach rządowych i dlatego nic nie posuwa się naprzód, łącznie z przewidzianym
międzynarodowym wsparciem finansowym i humanitarnym na odbudowę kraju.
„Wiele
się obiecuje, ale niewiele z tego wychodzi” – mówi przewodniczący Konferencji Episkopatu
Haiti. Abp Louis Kébreau zauważa, że obecny prezydent René Preval dba bardziej o własne
interesy niż o cierpiących ludzi. Za wszelką cenę chce bowiem ponownie zwyciężyć w
czasie listopadowych wyborów prezydenckich. Haitański hierarcha zwraca ponadto uwagę,
że pół roku po tragedii trzęsienia ziemi prawie nie widać w kraju, że coś się odbudowuje.
Abp Kébreau dodaje, że organizacje pomocowe powinny odwiedzać tereny dotknięte klęską
i tam znajdować wiarygodnych ludzi do współpracy, zamiast rozmawiać tylko z przedstawicielami
rządu i im przekazywać wszelką pomoc. Taka jest właśnie linia organizacji charytatywnych
związanych z Kościołem, które wsparcie dostarczają bezpośrednio do potrzebujących
i odpowiadają na konkretne potrzeby.
O niezapominanie o Haiti i niesienie
długofalowej pomocy zwłaszcza jego najmłodszym mieszkańcom apeluje pracująca od samego
początku na wyspie organizacja Save the Children. Jej członkowie przypominają
o konieczności finansowego wspomagania projektów pomocowych, ponieważ nikt nie dysponuje
nieograniczonymi środkami. O wsparcie apelowała też Caritas, która prowadzi obecnie
program długofalowej pomocy. Bez wsparcia z zewnątrz Haitańczycy skazani byliby na
śmierć.
Organizacja Save the Children koncentruje się obecnie na edukacji.
Buduje szkoły i ośrodki dla dzieci, a także studnie wraz z urządzeniami do uzdatniania
wody. Jest to konieczne, ponieważ choroby układu pokarmowego stanowią tam zagrożenie
dla życia wielu ludzi. Jednocześnie organizacja stara się zapewnić mieszkańcom minimalny
dochód, stąd zatrudnia ich przy usuwaniu gruzu z ulic czy czyszczeniu kanałów. Wkrótce
rozpocznie się też program udzielania mikrokredytów, skierowany szczególnie do ludzi
pracujących w rolnictwie, tak by mogli zacząć samodzielnie zarabiać na życie. Zarówno
Save the Children, jak i Caritas przewidują, że Haiti będzie potrzebowało pomocy
przez pięć najbliższych lat.
Na potrzebę wsparcia z zewnątrz, a zarazem na
konieczność większego zaangażowania miejscowych władz w odbudowę Haiti zwraca z kolei
uwagę Jezuicka Służba Uchodźcom JRS. Wolontariusze tej organizacji działają głównie
w obozach dla uchodźców. Wskazują, że wciąż istnieją nielegalne obozowiska, gdzie
praktycznie nie dociera żadna pomoc. Szerzy się za to przemoc i wyzysk seksualny w
zamian za miskę ryżu. O. Ken Gavin SJ pracujący na obrzeżach Port-au-Prince, w zamieszkiwanym
przez kilkanaście tysięcy osób obozie „Automeca”, podkreśla, że pomoc dociera tam
niezwykle rzadko. „Od marca do czerwca nie dotarł żaden transport z żywnością rozdzielaną
na wyspie przez Światowy Program Wyżywienia” – zauważa misjonarz podkreślając, że
głód jest nieodłącznym towarzyszem tysięcy Haitańczyków. Brakuje też bezpieczeństwa,
a działające ośrodki zdrowia i szkoły pozostają wciąż w sferze marzeń. Według pracowników
JRS właśnie zapewnienie bezpieczeństwa, wyżywienia i pomocy medycznej to wciąż główne
wyzwania, którym przy pomocy wspólnoty międzynarodowej muszą sprostać haitańskie władze.
Dramatyczną sytuację w sferze bezpieczeństwa potwierdza przedstawiciel innej
działającej na wyspie organizacji, Terre des Hommes. Giori Ferrazzi zauważa,
że szczególnie trudna jest sytuacja dzieci, zwłaszcza sierot. Wiele z nich zostało
formalnie adoptowanych, jednak w praktyce służą jako mali niewolnicy. Problemem jest
także handel dziećmi.
„Delikatną kwestią jest to, że dzieci są oferowane przez
własnych rodziców ludziom, którzy obiecują im lepszą przyszłość – powiedział Radiu
Watykańskiemu Giori Ferrazzi. – I nad tym nie ma żadnej kontroli. Oznacza to, że dzieci
te mogą trafić dosłownie wszędzie. Przykładem jest sąsiednia Dominikana, gdzie dzieci
padają ofiarą prostytucji. My pracujemy przede wszystkim z lokalnymi zgromadzeniami
zakonnymi, które stworzyły małe domy opieki, gdzie dzieci mogą znaleźć schronienie.
Sądzimy, że te struktury należy wspierać, ponieważ nie są one ukierunkowane na międzynarodową
adopcję, ale chcą rzeczywiście chronić najmłodszych. Np. misjonarki Najświętszego
Serca Pana Jezusa organizują także spotkania z rodzinami dzieci, ale przede wszystkim
zapewniają najmłodszym wykształcenie, wyżywienie i opiekę, nie ucinając jednocześnie
więzi rodzinnych. Jesteśmy przekonani, że takie właśnie działanie może ukrócić handel
dziećmi. Myślę, że powinniśmy nie tyle występować przeciwko handlarzom żywym towarem,
co rozwijać te elementy haitańskiej kultury, które bronią dzieci”.
Warto dodać
na koniec, że w pomoc dla Haiti zaangażowana jest także bezpośrednio Stolica Apostolska.
W stolicy sąsiedniej Dominikany odbędzie się w najbliższych dniach (20-23 lipca) posiedzenie
rady zarządzającej Fundacji „Populorum Progressio” związanej z Papieską Radą „Cor
Unum”. W trakcie spotkania przewidziano m.in. przekazanie przez kierującego obu instytucjami
kard. Paula Josefa Cordesa daru w wysokości 250 tys. dolarów na pomoc dla poszkodowanych.
Pieniądze te mają posłużyć do odbudowy jednej ze szkół w Port-au-Prince zniszczonych
przez kataklizm. Ponadto wśród rozpatrywanych przez Fundację „Populorum Progressio”
projektów pomocowo-rozwojowych 20 ma dotyczyć właśnie Haiti. Obejmują one różne rodzaje
aktywności gospodarczej i infrastruktury, a także edukacji i ochrony zdrowia.