Kilka ostatnich audycji poświęciliśmy
różnym aspektom chrześcijańskiego sposobu przeżywania tajemnicy Chrystusa w kontekście
świąt paschalnych. Oto jeden z Bożej Trójcy stał się człowiekiem, cierpiał, umarł
i zmartwychwstał, potem zaś wstąpił do nieba by zasiąść po prawicy Ojca i posłać swojego
Ducha Kościołowi, który o tym naucza i który też ciągle na nowo przeżywa misterium
zbawienia. Pątniczka Egeria w poprzednim programie opisywała jak intensywne było to
przeżywanie w Jerozolimie w IV wieku.
Ale są też w misterium paschalnym takie
momenty, które welon tajemnicy spowija jeszcze szczelniej. A największą chyba tajemnicą
pozostaje sama śmierć. Czym jest ta wielka czarna otchłań, skoro nawet Syn Boży musi
przejść przez jej wrota, tak samo jak każdy syn człowieczy? Oto Pan całego stworzenia
sam się wydaje na ukrzyżowanie, co jest rzeczą niesłychaną, a teraz jeszcze wchodzi
w objęcia śmierci, poddaje się jej i pozwala, by złożyła swój zimny pocałunek na ustach,
które wypowiadały słowa życia. W Chrystusie to Bóg sam pogrąża się w śmierci, znika
w niej jakby, zstępuje tam, dokąd udają się wszyscy śmiertelnicy... Czym jest to misterium?
Pytali o to także chrześcijanie dawnych wieków, szukając sposobu by pełniej zrozumieć
to co się stało z Chrystusem i aby lepiej o tym opowiedzieć swoim siostrom i braciom.
Czasami odwoływali się przy tym do barwnych obrazów, kreślonych zarówno słowem teologa,
jak i pędzlem malarza.
Jest taki apokryf – a może raczej trzeba by powiedzieć
cały cykl tekstów apokryficznych, których to tradycji co prawda w prawdziwej Ewangelii
nie znajdziemy, ale stanowią wyraz żywej wiary dawnych chrześcijan i świadectwo ich
szczerego pragnienia, by rozumieć i opowiadać – więc jest taki apokryf, który zwie
się „Ewangelią Nikodema”. Spisano ją zapewne w języku greckim, być może już w IV lub
V wieku, chociaż prawdziwą karierę zrobiła dopiero w Średniowieczu. Miejsce pochodzenia
tekstu jest nieznane. Utwór ten przynależy do większego cyklu tekstów starochrześcijańskich,
których głównym bohaterem jest Piłat. Trzecia część „Ewangelii Nikodema” (17-27) nosi
tytuł „Zstąpienie Chrystusa do otchłani”. W tekście tym znajdujemy cały szereg fikcyjnych
oczywiście dialogów, jakie żydzi jerozolimscy, w tym Kajfasz z Annaszem, prowadzą
z dwoma synami kapłana Symeona, Leucjuszem i Karinusem, którzy dawno umarli a teraz
powstali z martwych po śmierci Zbawiciela. Ci dwaj dają świadectwo o tym, co działo
się o otchłani, gdy zstąpił do niej Chrystusa. Opowiadają zatem, że kiedy ich dusze
przebywały w głębokiej ciemności wraz z ich przodkami, nagle rozbłysło tam cudowne
światło, pełne ciepła i wspaniałości. Wtedy praojciec Adam wraz ze wszystkimi patriarchami
wołali z radością: to jest światło, które pochodzi ze źródła światła wiecznego, które
przed wiekami Bóg obiecał żyjącym na ziemi. Oto teraz przyszło do tych, którzy siedzą
w krainie ciemności. I przytakiwali mu także ci, którzy na własne oczy widzieli Słowo
wcielone i oczekiwali Jego zwycięstwa, a więc starzec Symeon, który przyjął Dziecię
w Świątyni, i Jan Chrzciciel, który nazwał Go Barankiem, który Go ochrzcił a potem
oddał za Niego swoje życie. I wszyscy się radowali, że oto już zbliża się pogromca
śmierci. Tylko diabeł siedział skwaszony, nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje, ale
dobrze czując pismo nosem, że dla niego nic dobrego z tego zamieszania nie wyniknie.
Wtedy powiedział Szatan, książe ciemności do anioła władającego piekłem: dobrze się
przygotuj, bo idzie tu Jezus, o którym mówią że jest Synem Bożym. Więc całe piekło
trzęsie się ze strachu, i kombinuje jak tu ocalić choćby pozory swej władzy, ale już
wie, że skoro Łazarza nie utrzymało, to i z Chrystusem nie poradzi. Wtedy właśnie
zstępuje Król chwały do otchłani i depcze śmierć, wiąże szatana i wyprowadza stamtąd
dusze sprawiedliwych. Tyle apokryficzna opowieść o zstąpieniu Chrystusa do otchłani.
Zresztą podobny motyw w starożytności pojawia się w wielu tekstach, nawet w pismach
Ojców Kościoła; wyznajemy go także gdy odmawiamy tak zwany Symbol, czyli Skład Apostolski.
Ale
też na niektórych ikonach bizantyńskich widzimy Chrystusa, jak rozwala bramy piekła,
jak podważa kraty otchłani i depcze diabła, a potem bierze za rękę Praojca Adama i
dźwiga Prababkę Ewę, i wyprowadza ich z ciemności, a za nimi idą nieśmiało wszyscy
sprawiedliwi dawnych czasów. Bo chociaż o zstąpieniu Chrystusa do otchłani czytamy
w apokryfach, to jednak kryje się za tym istotna prawda wiary, a może nawet trzy jej
odsłony. Te mianowicie, że po pierwsze Chrystus umarł naprawdę, śmierć na krzyżu nie
była udawana, nie było w tym żadnej gry pozorów a jedynie okrutna prawda. Chrystus
rzeczywiście przeszedł przez wrota śmierci, w Nim rzeczywiście Bóg dotknął naszego
ludzkiego umierania i je przekroczył. Ale gdy wyznajemy, że Chrystus zstąpił do piekieł
to mówimy także, że Syn Boży, którego miejsce przecież jest na prawicy Ojca, opuścił
swoje wyżyny i przewędrował wszystkie sfery tak wyobrażonego kosmosu, aż na samo dno
świata, aby pokazać, że cały świat został zbawiony przez Jego mękę, śmierć i zmartwychwstanie.
Jest też trzeci wymiar tej samej tajemnicy: bo kiedy Odkupiciel wyciąga z otchłani
Adam i Ewę wraz z wszystkimi ich potomkami to po to, by powiedzieć, że zbawienie nie
dotyczy tylko tych, którzy żyli w czasach Chrystusa, którzy Go słuchali i na Niego
patrzyli, ale sięga najdalszych pokoleń, zarówno wstecz jak i do przodu; że dotyka
ludzi wszystkich czasów, bo tak jak wszyscy uczestniczymy w naturze Adam tak też wszyscy
zostaliśmy wybawieni męką Chrystusa. Bo jak mawiał święty Atanazy Aleksandryjski,
tylko to co Bóg przyjął i w czym sam uczestniczył mogło być odkupione; Pan musiał
uczestniczyć w całej naszej naturze i we wszystkich jej aspektach, by wszystko co
nas stanowi przebóstwić i z sobą zjednoczyć.
„Byłem umarły – mówi Chrystus
w Apokalipsie Jana – a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i otchłani”
(Ap 1,18). Zaś aniołowie wołają słowami psalmu w czasie Jego z martwych powstania:
„Bramy, podnieście swe szczyty, aby mógł wkroczyć król chwały. Któż jest tym królem
chwały? Pan Zastępów, On jest królem chwały” (por. Ps 24). Bramy podnieście swe szczyty,
bo Zbawiciel dokonał już swojego dzieła.